Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 37944.96
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.31 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:918.56 km (w terenie 19.20 km; 2.09%)
Czas w ruchu:45:14
Średnia prędkość:20.31 km/h
Maksymalna prędkość:79.35 km/h
Suma podjazdów:10590 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:83.51 km i 4h 06m
Więcej statystyk
  • DST 212.07km
  • Teren 8.40km
  • Czas 10:59
  • VAVG 19.31km/h
  • VMAX 75.11km/h
  • Temperatura 44.0°C
  • Podjazdy 2852m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stebnicka Magura

Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 23.08.2015 | Komentarze 1


Koncepcja

Na pomysł wyjazdu na Stebnicką wpadłem w jakiś szary dzień w Anglii, siedząc przed komputerem i przeglądając różne pobliskie szczyty. Domyślnie trasa miała wynieść jakieś 150 km, ale w trakcie trochę uległa zmianie i wyszło ponad 200. Dzień wyjazdu również uległ zmianie, mieliśmy jechać od razu po moim przylocie do Polski, lecz Kuba leczył jeszcze zapalenie ucha, więc przełożyliśmy wyjazd na dzień dzisiejszy.

Poranne przebieranki

Start umówiony był na 5:00 ode mnie spod drogi. Co mnie w ogóle nie zdziwiło, Kuba się spóźniał. Nie chcąc stać w miejscu ruszyłem w jego stronę. Ubrany byłem stosunkowo ciepło, bo prócz koszulki i spodenek wdziałem ocieplacze na ręce i nogi. W momencie wyjazdu czułem się komfortowo, ale z każdą minutą coraz bardziej zaczynałem wątpić w swoją decyzję. Spotkaliśmy się na moście. Tam po krótkiej naradzie, doszliśmy do wniosku, że bardzo szybko robi się ciepło i za godzinę albo mniej będziemy się parzyć, nie mówiąc już o tym co będzie w południe. Postanowiliśmy więc po drodze zahaczyć jeszcze do mnie i zrzucić niepotrzebne ciuchy. Zostawiłem tylko koszulkę i spodenki. Jak się szybko okazało, decyzja okazała się trafiona w 100%. Pozbywszy się niepotrzebnego balastu ruszyliśmy w drogę.


Wschód słońca pod domem

Z domu wyjechałem równo ze wschodem słońca

Na moście w Libuszy
Zbiórka na moście

Pod przełęcz i wyżej

Rozpoczęliśmy bardzo spokojnym tempem. Przez Kobylankę i Sękową dojechaliśmy do Małastowa. Tam czekał nas pierwszy większy podjazd, czyli Przełęcz Małastowska. Nie zdążyło się jeszcze bardzo ocieplić, więc podjeżdżało się bardzo przyjemnie. Na przełęczy zrobiliśmy postój na śniadanie, po czym ruszyliśmy dalej, w prawo, w kierunku Nowicy.


Bociek w Małastowie
Boćki w Małastowie

W kierunku Małastowskiej
Serpentyny pod Małastowską
Serpentyny pod Małastowską

Zakrętasy na podjeździe

Łemkowskie widoczki

Po minięciu przełęczy wjechaliśmy w obszary zamieszkiwane przez Łemków, jedną z mniejszości narodowych w Polsce. Tam piękne widoki na Beskid Niski oraz kapitalny zjazd do Uścia Gorlickiego, na którym osiągam Vmaxa - 75.11 km/h, wynik który w ogóle mnie nie zadowolił. Niestety wiatr nie dopisał. W Uściu zrobiliśmy krótki postój na batona pod delikatesami.

Magurskie drogi
Chyba w Nowicy
Przyjemne drogi


Dalej na południe

Po opuszczeniu Uścia przejechaliśmy przez Czarną i Śnietnicę po czym wylądowaliśmy w Banicy, następnie w Izbach. Jechało się super, tereny naprawdę ciche, ruch znikomy. Z asfaltem różnie, miejscami nowy blat, miejscami straszne dziury.
Po wyjechaniu z Izb czekała nas przeprawa przez bardzo nieprzyjemną drogę płytową, która najpierw cały czas pięła się do góry, następnie, aż do końca jechało się w dół. A czemu tak nie przyjemną? A temu, że odległości pomiędzy płytami były tak duże, że jechało się jak po przejazdach kolejowych, a nawet trochę gorzej, do tego co druga była rozwalona, a całość posypana kamieniami. Prędkość na podjeździe wahała się w okolicach 10 km/h, za zjeździe niewiele więcej, bo ok 13 km/h. Jadąc szybciej, to chyba z urywalibyśmy koła.

Zjeżdżamy

Czy to Banica?
Banica

Kuba se jedzie
W Izbach
W Izbach

Droga płytowa w kierunku Tylicza
Droga płytowa w kierunku Tylicza

Beznadziejne płyty
Płytowy podjazd przed Tyliczem

Postój w Tyliczu

Po bardzo nieprzyjemnym dla nadgarstków, tyłków i nerwów odcinków znaleźliśmy się w Tyliczu. Po krótkim odcinku główną już byliśmy w centrum, a tam postój w Centrum, delikatesach. Zrobiliśmy porządne buły z wędliną, przepiliśmy Pepsi, na deser po bananie. Na drogę wzięliśmy jakieś chałwy i batony. Po udanej strawie trzeba było ruszyć dalej, niedługo czekał nas wiadomy podjazd, a robiło się coraz cieplej. Pomyśleliśmy: będzie ciekawie...

Tylicz wita
Tylicz wita

Postój w delikatesach w Tyliczu

Postój w Delikatesach w Tyliczu

Na granicy

W dół

Kilka kilometrów i już byliśmy na przejściu granicznym w Muszynce, a przed nami jeden z najprzyjemniejszych i najładniejszych odcinków tego dnia - długaśny zjazd, aż do miejsca, w którym zaczyna się podjazd pod Stebicnką. Jak się można domyślić, zleciał szybko, ale też pozwolił nam odpocząć przed podjazdem dnia.

Granica Polsko-Słowacka w Muszynce
Granica Polsko-Słowacka w Muszynce

Slovakia
Widoki ze zjazdu w Muszynce
Widoki ze zjazdu z Muszynki

Blacik w kierunku Bardejova
Busov, robi wrażenie
Busov

Nadal zjazd
Kokpit mój
Przyjemnie się leciało

Zjazd na Bardejov
Jakieś 7 km zjazdu

Do góry

W Rokytovie odbiliśmy w lewo i z tym momentem rozpoczęliśmy podjazd. Początek, aż do miejscowości Zlate bardzo łagodny, potraktowaliśmy to jako rozgrzewkę. Tam wszystko elegancko oznakowane, tak, że od razu wiadomo było gdzie skręcić. Po wyjechaniu ze Zlatego zaczęła się zabawa. Nachylenie wzrosło, praktycznie do samego końca wahało się od 9 do 15%. Pogorszył się też stan nawierzchni, asfalt bardzo pozdzierany, dużo dziur i piachu oraz kamieni. Najgorsze były odcinki na otwartym terenie, gdzie zgrzewało, jak na patelni, temperatura wynosiła wtedy prawie 40 stopni. Część lasem, w cieniu, lecz była ona krótsza niż się nam wpierw wydawało. Słońce waliło centralnie z góry, więc często nawet między drzewami nas łapało. 

Mimo wszystko udało nam się wyjechać na szczyt bez robienia postojów podczas podjazdu oraz z całkiem dużą rezerwą sił. Na szczycie (tak jak i podczas podjazdu) nie spotkaliśmy żywej duszy. Rozłożyliśmy się pod wiatą, zjedliśmy po batonie, zrobiliśmy kilka fotek i trzeba było ruszać. Szkoda, że nie można legalnie wyjść na przekaźnik telewizyjny mierzący aż 80 m, z którego można podziwiać piękne widoki. Z samego szczytu (przynajmniej w okresie letnim) nie widać nic.

Magura Stebnicka od Zlate (900 m.n.p.m.) - parametry podjazdu w skrócie:

  • Długość podjazdu: 9.2 km
  • Średnie nachylenie: 6.4%
  • Przewyższenie: 587 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.4%
Dokładny opis tutaj:  http://www.altimetr.pl/podjazd-magurastebnicka.ht...

Słowacki widoczek
Początek podjazdu pod Stabnicką
Początek podjazdu pod Stebnicką

Trzeba się już rozsuwać
Gorrrąco!

Stebnickie lasy
Stebnickie lasy

Pniemy się w gór
Nadal do góry
Na Stebnickiej Magurze
Na szczycie

Na Stebnickiej Magurze
Selfie na szczycie
To zaczynamy zjazd

Karkołomny zjazd

Po podjeździe zawsze musi być zjazd, a ten zapowiadał się bardzo ciekawie - wąski, kręty i bardzo dziurawy. Odpaliłem więc kamerę i puściliśmy się w dół. Przy szybszej jeździe partie aż do Zlatego naprawdę wymagające i niebezpieczne. Momentami udało się nam osiągnąć wysokie prędkości a na dół dojechaliśmy w jednym kawałku, a więc zjazd się udał. Po wyjechaniu z lasu widoki przepiękne. Na bardziej wypłaszczonym odcinku za Zlatem powoli zaczęliśmy rozgrzewać nogi przed prostą do Bardejova.

A teraz czas na zjazd
Czas na zasłużony zjazd

Przekaźnik na szczycie
Przekaźnik na szczycie

Niewiele prześwitów podczas zjazdu
W górnych partiach zjazdu widać niewiele

Słowackie pogóki
Aż wreszcie ukazuje się to

Kuba zjeżdża

Bardejov i kryzysowe kilometry

W wielkim skwarze bez zatrzymywania przejechaliśmy przez miasto. Przy wylocie musieliśmy zrobić postój, żeby coś zjeść, bo złapały mnie straszne słabości. Nigdzie nie było skrawka cienia i z przymusu stanęliśmy na przystanku. Odcinek do Zborova minął mi w strasznych męczarniach. Na szczęście to tylko kilka kilometrów. W sklepie w Zborovie nakupiliśmy batonów, wody i gnoja (gnój - energetyk lub inne ścierwo tego typu, Rockstar itp.) na teraz. Pomogło.

Wjeżdżamy w Bardejov
Wjeżdżamy w Bardejov

Między Słowackimi pagórkami

Odcinek między Zborovem, a przejściem granicznym w Koniecznej minął nam w skrajnym upale, termometr pokazywał aż 44,1 stopnia! Mimo to jechało się lepiej. Korzystając z faktu, iż mieliśmy dużo wody, polewaliśmy się nią w celu chwilowej ulgi. 
Po lewej stronie cały czas majaczyła nam Stebnicka. Niespodziewanie, podjazd pod granicę poszedł relatywnie lekko. 

Stebnicka
Stebnicka

Mkniemy przez Słowację
Za nami Słowackie pagórki
Pagórki na Słowacji
Już prawie w Polsce
Już prawie w Polsce

Ostatnie metry na Słowacji
Falisty podjazd
Falisty podjazd

Ciepło
Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem.... ciepło.

Z wiatrem w plecy

W malejącej już temperaturze, ze sprzyjającym wiatrem dolecieliśmy do Przełęczy Małastowskiej. Tam ostatni postój i zjazd. Do domu pojechaliśmy trochę okrężną trasą przez okoliczne wsie.
W trakcie zadzwoniła do mnie mama, że muszę jeszcze jechać z babcią do lekarza, więc nie jechałem nawet do domu, Robert wyjechał do drogi, żeby dać mi buty do przebrania i inne manatki po czym pojechałem do Biecza. Tam przesiadłem się prosto do samochodu i jazda do Gorlic. Na szczęście szybko poszło. Wróciliśmy do Biecza, załadowałem rower do bagażnika i pojechaliśmy do domu.

Już w Polonii
Podjazd pod granice
Podjazd pod Małastowską
Podjazd pod Małastowską

Na zachód słońca z Sośnin

Samym wieczorem wzięliśmy jeszcze Roberta i pojechaliśmy na Korczynę na zachód słońca.

Zachód słońca
Zachód, zahcód
Zachód słońca z Sośnin

Jak znajdę chwilę to obrobię i dodam filmik z wycieczki.



  • DST 100.00km
  • Czas 05:24
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 64.22km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 880m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nocna seta

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 1


Wieczorem melduje się u mnie Kuba. W trasę wyjeżdżamy razem z zachodem słońca. Temperatura bardzo wysoka, wciąż około 30 stopni.
Przez Zagórzany i Łużną jedziemy na Ciężkowice. W Sędziszowej zjazd jak zawsze daje radę. W Skamieniałym Mieście robimy postój. Po doskonałym posiłku złożonym z energetycznych batonów szczęśliwi ruszamy w dalszą drogę. Temperatura bardzo nieprzyjemnie skocze, to gwałtownie w dół w dolinach, to momentalnie do góry na wzniesieniach. Trzeba się ubierać i rozbierać. Przejeżdżamy przez Gromnik i udajemy się na wizytę do Martyny. Zaraz za Turzą robimy sobie postój na środku ciepłego asfaltu i dosłownie leżymy podziwiając gwiazdy. Coś wspaniałego.
U Martyny schodzi nam dłuższą chwilę, po której rozpoczynamy ostatni etap jazdy. Do domów udajemy się okrężną drogą przez Wójtową. Tam już zaczyna robić się jasno. Rozstajemy się na moście w Strzeszynie. Temperatura wynosi wtedy 13 stopni. Amplituda wyszła więc dość duża.
Tempo bardzo słabo, całość bez spiny.
Słońce wschodzi jakieś 5 min po moim przyjeździe do domu.

Chyba w Zagórzanch
W Zagórzanach na przystanku

Widzę ciemność
Postój w Skamieniałym Mieście
Postój w Skamieniałym Mieście

Postój na środku asfaltu
Odpoczynek na środku drogi

Wchóóóód
Będzie wschodzić

Chyba z mostu
Zaraz wzejdzie słońce
Poranne mgły
Libusza Kolonia
Pora się rozstać

Juz wschodzi
Wschodzi, robione spod domu



  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Wędrówka

Tatry Zachodnie - Dzień I

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0


Dystans: 19,8 km
Przewyższenie: 1659 m
Obniżenie: 1462 m

Trasa:

Siwa Polana (928) > Dolina Dudowa (1002) > Polana Trzydniówka (1081) >  Trzydniowiański Wierch (1765) > Kończysty Wierch (2002) > Jarząbczy Wierch (2137) > Wołowiec (2064) > Rakoń (1879) > Grześ (1653) > Bobrowiecka Przełęcz (1356) > Polana Chochołowska (1108) > Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148)



To była krótka noc. Poszliśmy spać o 23, a już o trzeciej nad ranem byliśmy na nogach. O czwartej wyjechaliśmy z domu, a o siódmej byliśmy na parkingu na Siwej Polanie. Piątek rano, więc jeszcze praktycznie pusty, zaparkowaliśmy sobie elegancko pod drzewami. Dzień zapowiadał się pięknie, widoczność również. Przebraliśmy się, zjedliśmy,wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w trasę.

Czas przygotowań
Zbieramy się

Pierwsze kilometry asfaltem, który na czas weekendu zmienia się w deptak, o czym przekonaliśmy się w sobotę. Trasa od samego początku ciekawa, obok biegnący równolegle strumyk, odsłonięte skały, ostańce. Na Polanie Trzydniowej odbiliśmy w lewo na czerwony szlak prowadzący na Trzydniowiański Wierch.

Idąc Doliną Chochołowska
Pierwsze kilometry asfaltem

Jeszcze asfaltem

Widoki coraz ciekawsze
Widoki coraz ciekawsze

Takie widoki w Dolinie Chochołowskiej


Wraz z wejściem na czerwony szlak zaczęliśmy pierwsze podejście. Początkowo łagodnie, następnie cały czas stromo, aż do linii kosodrzewiny. Gdzieś tam złapała nas chmara strasznie wkurzających much, która nie chciała nam dać spokoju, aż do samego wieczoru. Nie szło się od nich ogonić, latały wokół nas i siadały na czym się dało. Do tego są na co drugim zdjęciu.  

W dolinie Chochołowskiej
Zaczynamy podejście pod Trzydniowiański

Podejście pod Trzydniowiański Wierch
Dłuższy kawałek o sporym nachyleniu

Z każdym metrem w górę widoki robiły się coraz ciekawsze, a po wyjściu na całkowicie otwartą przestrzeń ukazała nam się cała trasa, którą mieliśmy przejść oraz tylko garstka turystów porozrzucanych gdzieś w oddali.

Kominiarski Wierch
Kominiarski Wierch

Na pierwszym podejściu
Panorama z pierwszego podejścia
Przez Kosodrzewinę
Przez Kosodrzewinę, zaraz będzie wszystko widać

Nadal podchodzimy
Na plan zaczynają wchodzić najwierniejsi kompani wyprawy - muchy, całe dziesiątki

Piękna dolina
Od lewej: Starorobociański, Trzydniowiański, Kończysty, Jarzębczy, Ostry Rohac, Wołowiec
 
Tatry Wysokie już się wyłaniają
Tatry Wysokie już się wyłaniają

Widać czubeczek Giewontu
Widać czubeczek Giewontu

Co do wspomnianych wcześniej turystów, to na szlaku nie spotkaliśmy przez cały dzień takiej ilości ludzi, aby stało się to irytujące. Udało się porobić zdjęcia bez zamartwiania się, że zaraz ktoś wejdzie w kadr. Much nie liczę.

Tatrzańskie krajobrazy
Trzydniowiański na celowniku

Widoki zapierają dech
Tam dopiero jutro

Po wejściu na Trzydniowiański mieliśmy dwie opcje: w lewo - na Starorobociański, w prawo: na Jarzębczy. Zaplanowane było wybrać tę drugą i tak też zrobiliśmy. Starorobociański zostawiliśmy na drugi dzień.
Zrobiło się jeszcze ciekawiej, więcej skał, ostrzejsze zbocza, jeziorka.

Tatrzańskie widoki
Wysokie jeżą się w oddali

Widoki w Tatrach
W oddali już się wypłaszcza
Tatry
Jeziorka w dolince
Piękne tereny
Bardzo skalisty odcinek
Bardzo skalisty odcinek


Na Jarzębczym zrobiliśmy postój. Na zachód od szczytu ukazały nam się łańcuchy po stronie Słowackiej, z robiącym największe wrażenie Ostrym Rohacem. Teraz czekało nas ostre zejście i kapitalny odcinek poprowadzony zaraz przy skarpie.

Na Jarzębczym Wierchu
Na Jarzębczym Wierchu

Zaczynamy zejście
Zaczynamy zejście, w tle Wołowiec oraz szczyty po stronie Słowackiej

Dość ostro
Dość ostro

Zielono niebiesko
Robione podczas zejścia
Kolejne foto z Tatr
Zdjęcie nie obrazuje jak wysoko tam było
Zdjęcie nie obrazuje, tego, jak wyglądało to na żywo

W Tatrach Zachodnich


Przed podejściem na Wołowiec zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby dłużej popodziwiać niesamowite widoki. Czas mieliśmy dobry więc nie było się co spieszyć.

Postój z pięknymi widokami
Postój z pięknymi widokami na Ostry i Placlivy Rohac

Jarzębczy Wierch
Wołowiec
Kadr prawie jak z Władcy Pierścieni

Jeden z trudniejszych odcinków
Skaliste zejście

Ostry Rohac
Ostry Rohac, niczym Matterhorn

Pewnie z wołowca
Z Wołowca

Na Wołowiec poprowadziło nas dość ostre skaliste podejście. Na szczycie spotkaliśmy dość dużo ludzi. Porobiliśmy trochę zdjęć i ruszyliśmy dalej. 

Na Słowackiej stronie
Lusterka

Jedyne wspólne zdjęcie
Tatry w pełnej okazałości

Na tle Tatr Wysokich
Słowackie szczyty
Widać Wołowiec
Wołowiec widziany po zejściu

Na koniec zaliczyliśmy jeszcze Rakoń i Grzesia. Potem już zejście w kosodrzewinę, a następnie w krzaki, znaczy las.

Tatry Wysokie
Wchodzimy w kosodrzewinę
Wchodzimy w kosodrzewinę

Końcówka lasem
Końcówka lasem


W schronisku byliśmy już około 17. Obaj zadowoleni rozsieliśmy się na ławkach i zamówiliśmy zimne piwo i coś ciepłego do jedzenia. Była golonka i jakieś roladki mięsne, ogólnie nawet niezłe.

Wolnych pokoi już nie było (dzwoniliśmy dwa dni wcześniej), więc rozłożyliśmy się na podłodze w sali sypialnej. Weszliśmy jako pierwsi, gdzieś koło 20 i zajęliśmy miejsce przy oknach. Przez noc nazbierało się całkiem dużo ludzi, ale generalnie wyspaliśmy się.

Kominiarski Wierch oświetlony zachodzącym słońcem
Kominiarski Wierch oświetlony zachodzącym słońcem



  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry Zachodnie - Dzień II

Piątek, 3 lipca 2015 · dodano: 13.08.2015 | Komentarze 0


Dystans: 18,5 km
Przewyższenie: 1260 m
Obniżenie: 1470 m

Trasa:

Schronisko PTTK w Dolinie Chochołowskiej (1148) > Jarząbcza Dolina (1265) > Trzydniowiański Wierch (1765) > Kończysty Wierch (2002) > Starorobociański Wierch (2176) > Siwy Zwornik (1959) > Iwaniacka Przełęcz (1459) > Polana Iwanówka (1085) > Dolina Dudowa (1002) > Siwa Polana (928)

Budziki mieliśmy ustawiona na szóstą, ale obudziliśmy się już o piątej. Na sali było z pięć razy więcej osób, niż wtedy kiedy zasypialiśmy. Nie tracąc czasu, szybko się zebraliśmy i już o szóstej byliśmy na szlaku.

Wschód słońca ze schroniska
Kominiarski Wierch w świetle wschodzącego słońca

Sala sypialna
Sala sypialna

Schronisko PTTK
Schronisko PTTK


Dzień zapowiadał się nie gorszy od poprzedniego, choć z samego rana było dość chłodno. Czerwonym szlakiem ruszyliśmy po raz drugi zaliczyć Trzydniowiański Wierch. Jako, że w schronisku nie zjedliśmy śniadania, to w pierwszym dogodnym miejscu zatrzymaliśmy się, aby to uczynić. Kuchnia, z tego co pamiętam zaserwowała: chałwę, batona energetycznego oraz krakersy bieszczadzkie, a wszystko to przepite wodą. Po takiej strawie aż zachciało się iść pod górę. 

Ruszamy w trasę
Pierwsze podejście
Pod Trzydniowiański

Patrząc na wschód
Tak samo, jak w pierwszy dzień uczepiły się nas denerwujące muchy.

Polskie Tatry
Tatrzańskie słońce
Pniemy się do góy
Z każdym metrem coraz wyżej
A muchy za nami

Odcinek zielonym szlakiem od Trzydniowiańskiego do Kończystego powielił się nam z dniem wczorajszym. Na przełęczy Starorobociańskiej zrobiliśmy postój. Nie byliśmy tam sami, towarzystwa dotrzymały nam dwie kozice, które pasły się zaraz obok szlaku. Z przełęczy jeszcze z 200 m podejścia i już byliśmy na Starorobociańskim - najwyższym szczycie Tatr Zachodnich po stronie polskiej.

Kozica na stoku
Kozica na stoku

Na Starorobociańskim Wierchu
Postój na szczycie
Tatry wysokie ze szczytu
Skalisty szlak

Dalszy odcinek to klasa sama w sobie, widać to na zdjęciu poniżej. Po lewej stronie przepaść na kilkaset metrów, na wprost Tatry wysokie, a po prawej Tatry Zachodnie. Podczas zejścia zaczynamy mijać coraz większe ilości turystów.
Na Siwym Zworniku odbiliśmy w lewo, na czarny szlak wiodący grzbietem Ornak. Tam na szlaku spotkaliśmy jeszcze jedną kozicę, która po kilku minutach ustąpiła nam miejsca na szlaku (pasła się na samym środku).

Słońce zaczęło zgrzewać coraz mocniej.... całe szczęście, że zostało nam już tylko zejście.

Panorama na Tatry
Tatry Wysokie w oddali

Kozackie foto
Kozackie foto

Swietny szlak
Kapitalny szlak

Kozica numer dwa
Kozica numer trzy

Tam dopiero co byliśmy
Skalisty szczyt
Ornak

Rumowisko


Gdy weszliśmy w linię kosodrzewiny, słońce zaczęło już zgrzewać nie na żarty, a my zaczęliśmy mijać coraz większe zastępy turystów idących dopiero do góry. Co piąta grupka pytała czy jeszcze daleko... Już wyglądali na wykończonych, a dopiero zaczynali...

Początek zejścia
Ale rybie oko wyszło
Wiatrołomy
Wiatrołomy

Już prawie na mecie

Ostatni odcinek - wzdłuż potoka Chochołowskiego sobie ułatwiliśmy i zjechaliśmy na wypożyczonych rowerach. Był to slalom, bo na ścieżce setki turystów...

Końcówka na rowerach
Końcówka na rowerach

Zjazd już pod sam parking
Zjazd już pod sam parking

Przy parkingu oddaliśmy rowery, a w budce z drobiazgami kupiliśmy kilka oscypków.
Parking kipiał od samochodów.

Trochę się nazbierało tych samochodów
Trochę się nazbierało tych samochodów

I koniec wyprawy
I koniec wyprawy



  • DST 62.75km
  • Teren 0.60km
  • Czas 03:01
  • VAVG 20.80km/h
  • VMAX 78.80km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 657m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Staszkówka z pit stopem w Szalowej

Środa, 1 lipca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 0


Jedymy przez Gorlice, w Szymbarku odbijamy na Szalową, długi podjazd pod Bieśnik. Na zjeździe pada Vmax. W Szalowej robimy postój u cioci. Następnie kierunek Staszkówka. Podjeżdżamy pod cmentarz, potem postój pod delikatesami, czy jakoś tak. Wracamy górą, przez Turzę, Moszczenicę, Kwiatonowice, później Zagórzany i Kobylanka.
Pogoda super.

Bieśnik przełęcz
W Bieśniku
W lewo skręt na Maślaną
W lewo skręt na Maślaną

Ładne widoki z Bieśnika
Kuba na lanie
Ferdek - niekiepski wafel
Ferdek - niekiepski wafel

Z jakimś Pimpkiem
Z jakimś Pimpkiem