Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 37942.87
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.31 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w kategorii

200 - 300 km

Dystans całkowity:1305.19 km (w terenie 45.60 km; 3.49%)
Czas w ruchu:60:20
Średnia prędkość:21.63 km/h
Maksymalna prędkość:75.66 km/h
Suma podjazdów:17679 m
Suma kalorii:17960 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:217.53 km i 10h 03m
Więcej statystyk
  • DST 200.27km
  • Teren 25.00km
  • Czas 09:35
  • VAVG 20.90km/h
  • VMAX 65.49km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 2350m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Słowacka dwuseta - Konieczna, Svidnik, Barwinek, Żydowskie

Niedziela, 12 czerwca 2016 · dodano: 20.06.2016 | Komentarze 2



Dziś pogoda zapowiadała się już dużo lepiej, wg prognoz miało być głównie zachmurzone, z miejscowymi przejaśnieniami. W realiach przez większość czasu bardzo mocno grzało. Wyjechaliśmy około siódmej. Początkowo dość chłodno, ale już w Dominikowicach zdejmowaliśmy linery. Dalej podjazd pod Małastowską fajnie nas rozgrzał, na górze się nie zatrzymywaliśmy. Odcinek do granicy bardzo szybko nam zleciał. Na przejściu zrobiliśmy krótki postój na bułkę.

Zjazd do Zborova jak zawsze piękny, Stebnicka, hrad i tym podobne. Tam spotkaliśmy pierwszych dwóch cyklistów. Na hopce za Zborovem zatrzymaliśmy się chwilę, aby nacieszyć się widokami. Gdy mieliśmy ruszać okazało się, że mamy ogon. Kuba w przypływie emocji zaliczył glebę przy starcie. Tym razem dla równowagi obdarł prawe kolano.

W Smilnie odbiliśmy w prawo i przez Sarisskie Cierne i Dubovą dotarliśmy do Niżnego Mirosova. Odcinek bardzo obfity w piękne panoramy. Asfalt miejscami tragiczny, a miejscami nowe tafle. Generalnie pozytywnie. 
Przed Svidnikiem kilka odcinków z ruchem wahadłowym, robią nowe tafle, co niezmiernie nas ucieszyło.  W mieście zatrzymaliśmy się przy muzeum wojennym, przy okazji chapnęliśmy kanapki.

Pod granicę pokręciliśmy elegancką szosą, z wieloma świeżymi fragmentami. Mimo wszystko dość ciężko się jechało. Na przejściu w barze koło Orlenu zrobiliśmy dłuuugi postój na porządny obiad. Ja wziąłem wątróbkę z frytkami, Kuba schabowego z frytkami.  A raczej chcieliśmy wziąć, bo w realiach Kuba przez pomyłkę zamówił ziemniaki dla nas obu. Nie powiem dobre były, ale taką miałem ochotę na frytki :D

Później jeszcze zakupy w Orlenie, po czym ruszyliśmy na Pustelnię Św. Jana. Nawierzchnia na przelotówce gorsza, niż po stronie słowackiej, fajnie by było, gdyby ją zreperowali. Po kilku kilometrach odbiliśmy w lewo i od razu rozpoczęliśmy podjazd.

Pustelnia Św. Jana (519 m)
  • Długość podjazdu 1.5 km 
  • Średnie nachylenie 10.5%
  • Przewyższenie: 161 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.2%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 21.7%

Podjazd jest dość krótki, lecz o bardzo konkretnym nachyleniu. Nawierzchnia bardzo dobra, w dolnej partii bardzo ładne widoki na Cergową i inne okoliczne górki. Na szczycie kaplica, źródło oraz oczywiście pustelnia. W niedziele i święta duży ruch pieszy i do pewnego momentu samochodowy (w ~połowie jest zakaz wjazdu samochodów).

Na górze zrobiliśmy krótką wizytę w kaplicy i pustelni i ruszyliśmy w dalszą drogę. W Tylawie odbiliśmy w prawo i już spokojnymi szosami popłynęliśmy do Krempnej. W Mszanie dopadła mnie słabość. Myślałem już o skróceniu trasy, ale po ujechaniu kawałka i zjedzeniu żelu polepszyło mi się i już w Chyrowej było całkiem ok. Do Polan zjechaliśmy po świeżej nawierzchni, bardzo dynamicznym zjazdem, dalej do Krempnej już doliną.

Tam na skrzyżowaniu, po skręcie w lewo rozpoczęliśmy długi i lekki podjazd pod najwyższy punkt wycieczki - Żydowskie (670 m). Przed nami było 15 km 'asfaltu', a raczej jego pozostałości, i to najgorszego sortu, z dziurami wielkości dochodzącej całej szerokości jezdni. Na szczycie czekały na nas w nagrodę piękne widoki i cisza (dla ruchu samochodowego droga jest zamknięta).

Po zjeździe trafiliśmy prosto do Ożennej, małym sklepiku zaopatrzyliśmy się w coś słodkiego i picie. Odcinek do Kotania był dla mnie niezbyt przyjemny, bo bardzo mocno zbierało mnie spanie, dosłownie zasinałem na rowerze. Na szczęście nie trwało to długo. Do Desznicy dobry kawałek terenem, później do Brzezowej podobnie.

Przez Mrukową dotarliśmy do wojewódzkiej 993. Jechało się świetnie. W Krygu udało się złapać zachód słońca. 

W domach byliśmy przez 21. Na kolację domowa pizza.


Libusza > Konieczna > Zborov > Svidnik > Barwinek > Pustelnia Św. Jana > Żydowskie > Mrukowa > Libusza




Pod Przełęcz Małastowską


Z Przełęczy Małastowskiej


Dalszy ciąg zjazdu


Jest OK!


Slovensko


Bajeczny zjazd do Zborowa


Pasmo Magury Stebnickiej







Stebnicka Magura

Zborov Hrad
Zborov Hrad

Szosa pod granicę
Szosa pod granicę 








Stebnicka i Zborov u jej stóp






Nie-tafla


Tafla












Kaplica
                                                                                              Kaplica przy Pustelni


Pustelnia Św. Jana


Paralotniarze





Bociek



W Krempnej


Początek drogi na Żydowskie




Chwila relaksu



Z punktu widokowego



Dziurawy zjazd























  • DST 221.16km
  • Teren 5.00km
  • Czas 11:40
  • VAVG 18.96km/h
  • VMAX 75.66km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 3546m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na podbój Gór Lewockich

Środa, 21 października 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 1



W środę wieczorem wszyscy trzej zebraliśmy się u mnie w domu. Arka zgarnąłem wracając wieczorem z Jasła, gdzieś o osiemnastej, a po Kubę pojechałem nieco później. Byliśmy umówieni na 21. Przyjechałem, Ten oczywiście niegotowy. Na szczęście nie musiałem długo czekać. Przyprowadził rower i zaczęliśmy do pakować do bagażnika. Przy odkręcaniu koła spadły mu gdzieś części od ośki i nie mogliśmy się ich doszukać, a noc była zimna jak skurczysyn. W końcu znaleźliśmy, można jechać.

Od razu po przyjeździe do mnie wzięliśmy się za pakowanie bicykli do bagażnika. Wszelakie miejsca kontaktowe wyłożyliśmy starymi szmatami, a upchnięte rowery związaliśmy liną. W domu przyszykowaliśmy cały ekwipunek oraz odzież. Spać poszliśmy  po północy.

Pobudka już o 4:30, więc długo nie pospaliśmy. Ciężko się wstawało, ale motywacja była duża, więc nie było tak źle. Mama wstała razem z nami, a to dużo nam ułatwiło. Zrobiła nam śniadanie, bułki na drogę oraz przygotowała napoje. Planowany start miał nastąpić o 5:30, faktycznie wyruszyliśmy o szóstej. Nie wyszło nam to na dobre. Już wjeżdżając do Gorlic dało się odczuć duży ruch. Od tego momentu przestaliśmy jechać płynnie, to eLka, to wywrotka z piachem, i tak cały czas. Pod BP za Sączem zatrzymaliśmy się, żeby zatankować. Do Sącza ciągnął się nieskończony sznur aut. Trudno było się w ogóle włączyć do ruchu. Po długim oczekiwaniu jakiś łaskawca nas puścił, a my spokojnie pomknęliśmy w kierunku Piwnicznej. Na rondzie przed Starym Sączem zaczęliśmy wspominać trasę na Przehybę i z tego wszystkiego zjechałem na zjeździe, który właśnie tam prowadził. Po szybkiej korekcie już bez przygód dotarliśmy do Piwnicznej.


Taknowanie
Tankowanie

Samochód zostawiliśmy przy samej granicy, pod Domem Wczasowym "Jarzębinka". Akurat trafiliśmy na gościa, który otwierał budynek, okazało się, że to pracownik, a sam właściciel przebywa w Krakowie. Bez problemu zgodził się na naszą prośbę. Do środka nie mogliśmy wjechać, gdyż po skończonej pracy musiałby zamknąć bramy do posesji razem z naszym autem. Zapewnił nas lecz, że nie musimy się obawiać o samochód pozostawiony pod ogrodzeniem.
Zabraliśmy się więc za przygotowanie rowerów i sprzętu. Międzyczasie wypiliśmy po kubku gorącej herbaty. Kilka minut po ósmej wyruszyliśmy.

Mapka:

https://www.strava.com/routes/3837070


Ostatnie przygotowania
Ostatnie dociągnięcia

Miejsce startu
Miejsce startu

Fotka przed wyjazdem
Pora ruszać

1. Przełęcz Vabec z Piwnicznej (756 m)

  • Długość podjazdu 10.6 km
  • Średnie nachylenie 3.4%
  • Przewyższenie: 358 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.5%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec.html


Przez Polskę ujechaliśmy może z 500 metrów, wraz z przekroczeniem Popradu znaleźliśmy się na Słowacji i sam raz na rozgrzewkę rozpoczęliśmy pierwszy podjazd, czyli Sedlo Vabec. W sumie podczas całego podjazdu nachylenie dwa razy mocniej docisnęło, przez całość towarzyszył nam gładziutki asfalt, momentami nawet droga była dwupasmowa. Mieliśmy ją praktycznie na wyłączność, ruch był bardzo nikły, a sporadyczne samochody mogły nas mijać drugi pasem.
Jedyne co nie dopisało to widoczność, od początku niebo cały czas przymglone, o zobaczenie ze szczytu Tatr mogliśmy zapomnieć.

Poprawki w przednim hamulcu
Kalibracja przedniego hamulca

W kierunku przełęczy
10 km ciągłego podjazdu pod Przełęcz Vabec

Pierwszy podjazd - Przełęcz Vabec
Dwupasmówka na naszą wyłączność

Już prawie na szczycie
Szkoda że nie widać Tatr
Szkoda, że nie widać Tatr

Zjazd do Lubowli już po trochę gorszym asfalcie. Po lewej ukazał się nam Hrad. W mieście musieliśmy się trochę wesprzeć GPS-em, bo trochę się pogubiliśmy w gąszczu uliczek. Po wyjechaniu w Lubowli czekał nas krótki podjazd, a następnie aż do skrętu na Bajerovce - zjazd.

Naokoło wciąż posępnie, ale póki co bez deszczu.

Zalas u Franka
W Lubowli

Hrad w Lubowli
Hrad w Lubowli

2. Bajerovce z Plavnicy (763 m)

  • Długość podjazdu 8 km
  • Średnie nachylenie 2.9%
  • Przewyższenie: 233 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.2%
http://www.altimetr.pl/podjazd-bajerovce2.html

Po skręcie z głównej zrobiło się bardzo spokojnie. Samochodów praktycznie brak. Tereny bardzo ładne, po obu stronach pagórki, co raz to większe. I tak przez osiem kilometrów powoli wznosiliśmy się do góry. Dopiero za Sambronem oraz pod koniec czekały nas dwa ostrzejsze odcinki.  Ze szczytu ukazała nam się piękna panorama na góry Lewockie, z Kopą i Siminym na wyciągnięcie ręki. Obydwa przyprószone na szczytach śniegiem.


W kierunku Bajerovców
W kierunku Bajerovców

2x12 % :D
2 x 12% = 24%?

12 % ścianka
Ścianka w Sambronie

Elektrownia słoneczna
Elektrownia słoneczna

Drugi większy podjazd
Już widać szczyt, przed nami najostrzejszy fragment podjazdu

W tle Kopa
W tle Kopa - 1230 m

Z Bajerovic
Panorama zBajerovic

W tle Siminy - 1287 m
W tle Siminy - 1287 m

Góry Lewockie
Góry Lewockie

Na kapitalnym zjeździe z Bajerovców wykręciliśmy Vmaxy, ja 75,66 km/h. Aż do Torysy lecieliśmy sobie przez cały czas w dół. Dziesięć kilometrów przeleciało, ani się nie obejrzeliśmy. W Torysie odbiliśmy w prawo i doliną popedałowaliśmy na południe, w kierunku Vysnego Slavkova, gdzie rozpoczyna się podjazd pod Górę Skałę.

Jadąc grzbietem
Przyjemny odcinek grzbietem

A teraz zjazd
Tutaj padł Vmax

Krowy nad rzeką
Krowy nad rzeką

W kierunku Slavkowa
Doliną w kierunku Slavkowa

Lecim doliną
Jedyni spotkani tego dnia kolarze
Jedyni spotkani dziś kolarze

Słowacki krajobraz 1
Pełno krów

Po drodze, w Brezovicce zrobiliśmy postój na kanapkę i Polskie ciacha zakupione w pobliskim sklepie Potraviny. Przy okazji odbyliśmy rozmowę z miłą Słowaczką. Po zjedzeniu od razu ruszyliśmy w drogę, bo już zaczęliśmy marznąć, zresztą czas nas gonił.
Z naszego pośpiechu niewiele wynikło, bo w Slavkovie trochę zamieszaliśmy i trafiliśmy do opuszczonego kamieniołomu, to chyba przez tą Słowaczkę, bo coś o nim wspominała. Ale było warto, bo naprawdę zrobił na nas wrażenie. Coś w klimacie Czarnobyla, świetna sprawa. Szkoda, że nie mieliśmy czasu się mu dokładniej przyjrzeć. Zamiast tego trzeba było wracać na domyślną trasę.

Postój chyba z brezovicy
Brezovicka - postój na bułę i ciacho

Post apokaliptyczny kamieniołom
Post apokaliptyczny kamieniołom w Vysnym Slavkovie

Stary kamieniołom

3. Góra Skała z Vysnego Slavkova (847 m)
  • Długość podjazdu 8.2 km 
  • Średnie nachylenie 3.9%
  • Przewyższenie: 316 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 8.9%
http://www.altimetr.pl/gora-skala2.html

Klasowy podjazd, tak w dwóch słowach można opisać Górę Skałę. Już na samym początku na mile zaskoczył. Wg przypuszczeń nawierzchnia miała być najgorsza z możliwych, więcej dziur, niż asfaltu, a co zobaczyliśmy? Zobaczcie na fotach poniżej. 
Nachylenie też bardzo przyjemne, przez większość utrzymywało się w okolicach 5%. Na domiar wszystkiego, podczas tego podjazdu słońce uraczyło nas swoją obecnością, raz jedyny podczas tej wycieczki. Widoki były naprawdę klasowe i do tego te serpentyny.

Nareszcie przebija się słońce
Nareszcie przebiło się słońce

Początek podjazdu
Świeżo wylany asfacik

Ciągniemy w górę
Serpentyna przed nami

Pod Skałę

Słowacka tafla
Alpejskie widoki
Z Góry Skała
Patrząc na to niebo, trzeba stwierdzić, że to przejaśnienie nad nami to naprawdę szczęśliwe

Pochmurne niebo
Piękny podjazd
Już prawie koniec
Jesienny krajobraz
Ze szczytu

Dopiero na szczycie musieliśmy się wybudzić ze snu. Przywitał nas tam asfalt, o którym się naczytałem, zanim pojechaliśmy na tę wycieczkę. Dziurawy - to mało powiedziane. Lecz wyboru nie było, zabraliśmy się do zjeżdżania, a to jego bilans:

Straty:
- Arek - zgubiona tylna lampka
- bolące nadgarstki
- bolące tyłki
- rowery chyba też nie najlepiej to odczuły

Zyski:
- na sam koniec ukazał się nam Spissky Hrad, który wszystko zrekompensował.


Zjazd ze Skały

Postój
Piękna nawierzchnia
Dobra nawierzchnia
Masakra...

Spissky Hrad
Majaczące szczyty w oddali
Majaczące szczyty w oddali

Hrad między drzewami
Spissky Hrad

Spissky Hrad
Warownia jak z filmu przed nami

Już blisko zamku

4. Priesmyk Branisko z Korytne (752 m)

  • Długość podjazdu 4 km 
  • Średnie nachylenie 6.1%
  • Przewyższenie: 243 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 10.1%
http://www.altimetr.pl/podjazd-priesmykbranisko.ht...

Po dotarciu do głównej odbiliśmy w lewo , aby zaliczyć jeszcze Priesmyk Branisko. Bardzo fajny odcinek, bo mało ruchliwy, a nawierzchnia nienaganna. Wszystko dzięki biegnącej równolegle autostradzie, która praktycznie całkowicie odciąża ruch.
Podjazd rozpoczął się mocno, bo od razu wyskoczyło nam 12%, później nieco zelżyło. Generalnie dość ciężki podjazd, zwłaszcza, że przed szczytem zaczęło padać, a zaraz pod rozpoczęciu zjazdu musieliśmy ubierać kurtki. Najbardziej wymęczyło Akra, którego złapały jakieś słabości. Na górze nawet się nie zatrzymywaliśmy.


Pod przesmyk Branisko
Pod przesmyk Branisko

Podjazd pod Przesmyk
Arek, na pelikana?

Podjazd pod Przesmyk
Z perspektywy Kuby

Podjeżdżając pod Przesmyk
Chwała Bogu
Chwała Bogu

Przesmyk Branisko
Nawrotka na szczycie, a szkoda, bo w drugą stronę zjazd ponoć jest kapitalny


Po niezbyt przyjemnym zjeździe w deszczu zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem, żeby przetrzymać resztę przelotu. Trochę się wysuszyliśmy, założyłem wodoodporne ochraniacze na buty i na plecak. Gdy deszcz minął, zmarznięci ruszyliśmy dalej. Najciężej było rozgrzać dłonie.

Zaraz po deszczu
Podczas deszczu

15 min później
Kilka minut później

Kolejnym celem była Lewocza i podjazd pod Mariańską Horę. Po drodze jeszcze raz mogliśmy podziwiać Spissky Hrad, szkoda, że nie mieliśmy czasu, żeby go zwiedzić.
Do pewnego momentu jechało się super. Niestety kilka kilometrów przed Lewoczą autostrada się skończyła (dalszy odcinek wtedy jeszcze był w budowie, teraz już jest otwarty) i wszystkie samochody zjeżdżały na krajówkę, którą jechaliśmy. Przed Lewoczą czekała nas jeszcze jedna większa hopka i zjazd podczas którego ukazał nam się klasztor na szczycie obok, pod który jechaliśmy. 

Spoglądając w tył
Rzut okiem za siebie

Wiadukt po prawej
Po prawej biegnąca równolegle autostrada

Gorące źródła
Gorące źródła

Posępny krajobraz
Kapitalny wiadukt
Kapitalny wiadukt

Wjeżdżamy do Lewoczy
Wjeżdżamy do Lewoczy

5. Mariańska Hora z Lewoczy (781 m)

  • Długość podjazdu 4.6 km 
  • Średnie nachylenie 4.9%
  • Przewyższenie: 225 m 
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6% 
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.5%
http://www.altimetr.pl/podjazd-marianskahora.html


Podjazd był super oznakowany, więcej nie mieliśmy problemu z szukaniem odpowiedniego skrętu, ale zanim zaczęliśmy, zatrzymaliśmy się na bułkę.
Asfalt na podjeździe nas nie zachwycił, cały w rozsypce. Na szczęście nie było jakiś większych stromizn, więc nie było to jakimś problemem. Mimo to dla Arka, który z ubierał się jak na mrozy, okazał się istną katorgą. Gdzieś w połowie się wyrozbierał i trochę odżył.
Na koniec praktycznie całkowicie się wypłaszczyło i ukazał się nam klasztor na szczycie. Tam kilka fotek i jazda na dół.

Klasztor na Mariańskiej Horze
Klasztor na Mariańskiej Horze

Pod horę
Podjazd pod Mariańską

Końcówka podjazdu pod Mariańską
Wypłaszczenie pod koniec

Klasztor na szczycie
Klasztor na szczycie

Stare miasto w Lewoczy całkiem ładne, ale niestety kościół akurat był remontowany i zasłonięty rusztowaniem. Objechaliśmy rynek szukając sklepu. Znalazł się jeden malutki. Chciałem się zatrzymać, ale Kubcyk oczywiście miał coś przeciwko.
- Nie, to nie - poddenerwowany ruszyłem dalej.

Lewocza - stare miasto
Lewocza - stare miasto

Na rynku w Lewoczy
Kościół i ratusz

6. Góra Kruzok (976 m)

  • Długość podjazdu 6 km
  • Średnie nachylenie 6.5%
  • Przewyższenie: 389 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.1%
http://www.altimetr.pl/gora-krazok.html

Wyjeżdżając z miasta rozpoczął się podjazd, pierwszy etap ruchliwą drogą główną. Na przydrożnej stacji zaopatrzyliśmy się w picie i batony. Później jeszcze kawałek główną i odbicie w lewo. Nachylenie od razu wzrosło, a po spoglądnięciu do tyły, między drzewami zaczęło ukazywać się nam rozpalone niebo. Przyspieszyliśmy natychmiastowo, żeby jak najszybciej wyjechać na otwartą przestrzeń i zobaczyć ten niecodzienny widok.

Uzupełnianie zapasów na stacji
Uzupełnianie zapasów na stacji

Udało się, zdążyliśmy! Dalsza część podjazdu poszła jak w masło, tak byliśmy zajęci podziwianiem widoków, że praktycznie nie było czuć zmęczenia, mimo, że był to teoretycznie najtrudniejszy podjazd tej wycieczki. Szkoda jedynie, że nie było widać Tatr, prócz podstaw, całe były w chmurach.

Niebo się otwiera
Na żywo zapierało dech w piersiach (po prawej Tatry owiane chmurami)

Wciąż do góry
Już praktycznie ciemno
Zaraz będzie ciemnoPodjazd pod Kruzok
Na Kruzoku, wreszcie :D
Na szczycie

Słońce schowało się za horyzontem wraz z momentem kiedy osiągnęliśmy szczyt. Przygotowaliśmy lampki i już mieliśmy ruszać, a tu zaczęło padać. 

7. Brutovce (881 m)

  • Długość podjazdu 5.8 km
  • Średnie nachylenie 2.4%
  • Przewyższenie: 141 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 4.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 5.8%
Zjazd z Kruzoka nie będzie przez nas dobrze wspominany. Zlał nas deszcz i tyle. Jeśli chodzi o mnie to kurtka spoko, ochraniacze na butach też jeszcze wytrzymały, rękawice jeszcze też, jedynie spodnie mokre. Mieliśmy trochę papieru toaletowego, to użyłem go, żeby odessać z nich choć część wilgoci. I w sumie pomogło, bo po niedługim czasie były już suche.
Z podjazdu pod Brutovce wiele nie pamiętam, było już ciemno, a on nie był jakiś trudny, czy stromy, choćby miejscami. Mimo wszystko poczuliśmy głód. Szczęśliwie na szczycie była ławeczka. Osobiście nie byłem pewien, czy mam jeszcze w plecaku kanapkę z domu. Modląc się otworzyłem plecak: pierwsza komora - nie ma, druga - zapasowe rękawiczki, bluzka, kurtka, kanapka, KANAPKA od mamy! Byłem uratowany.
Na deser jeszcze po batonie przepitym Monsterem.  
Zrobiło się zimno, temperatura spadła do 3*C. Zdecydowałem na czas zjazdu ubrać dodatkową koszulkę termoaktywną. Decyzja jak najbardziej trafiona. Na zjeździe zaczął szwankować mi licznik. Jak się później okazało, gryzł się z lampką. Na szczęście przełożenie jej na drugą stronę kierownicy zażegnało tego problemu.


Brutovce, niestety już o ciemku
Brutovce, niestety już o ciemku

Popijamy gnoja


Odcinek od Slavkova, aż do Lipan odbył się bez większych atrakcji. Tam zaczęliśmy spotykać grupki cyganów, grasujących po nocach, które omijaliśmy szerokim łukiem. W pewnym momencie okazało się, że Kuba zgubił czapkę.  Pomimo niebezpieczeństwa zostania ograbionym przez cyganów zawróciliśmy, żeby jej poszukać. Nie znaleźliśmy jej, znalazła się sama, była skitrana gdzieś pomiędzy kaskiem, a kapturem, czy jakoś tak.

8. Puste Pole z Lipan (603 m)

  • Długość podjazdu 7.4 km
  • Średnie nachylenie 3.0%
  • Przewyższenie: 220 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 7.9%
http://www.altimetr.pl/podjazd-pustepole.html

Podjazd pod Puste Pole był dziwny. Na początku zaczęło padać, a on sam długo się ciągnął, głównie przez to, że złapał nas straszny głód. Nie mieliśmy już jedzenia, a w żadnej miejscowości nie było otwartego sklepu.
W mozolnym tempie osiągnęliśmy szczyt. Zaczęliśmy mieć pewne obawy, bo najbliższe pewne miejsce, gdzie mogliśmy się zaopatrzyć było odległe o dobre 25 kilometrów, Lubowla.

Ku naszemu zdziwieniu, na początku zjazdu po lewej ukazała się nam stacja paliw, a co najlepsze kupiliśmy tam nawet bułki oraz batony.
Moment odzyskaliśmy siły witalne i ruszyliśmy dalej. 

Stacja, która uratowała nam życie
Pod stacją paliw

Na stacji
Prowaint
Świeży prowiant

9. Przełęcz Vabec z Lubowli (756 m)

  • Długość podjazdu 4.4 km 
  • Średnie nachylenie 5.0%
  • Przewyższenie: 222 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.7%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec2.html


Odcinek do Lubowli przeleciał nam nawet szybko. Miasto przejechaliśmy obwodnicą, omijając tym razem rynek. U podnóża podjazdu pod Vabec zjedliśmy po ostatnim batonie.
Zaczął siąpić deszcz.
W porównaniu do wersji od granicy, podjazd dużo krótszy, lecz z większym średnim nachyleniem.  Mnie i Kubie jechało się elegancko, ale Arek niestety bardzo osłabł i przez to tempo podjazdu było wręcz ślimacze. Końcowe dwa kilometry jechał już chyba tylko dzięki sile woli i naszym zapewnieniom, że już niedaleko do szczytu. 
Na górze zaczęło lać na całego, mocniej niż wcześniej tego dnia. Dziesięć kilometrów w dół, które mieliśmy nadzieję, że będą przyjemnością okazały się katorgą. Rękawice nam po przemakały, buty też, nawet moje ochraniacze nie dały rady. Praktycznie wszystko prócz korpusu i głów mieliśmy mokre, a dłonie zmarznięte jak lód.

Gotowi do drogi powrotnej
Gotowi do drogi powrotnej


Final był standardowy, po dojechaniu do celu deszcz znacznie zelżył, tak, że tylko lekko siąpiło. Zdarliśmy z siebie przemoczone i brudne bety, przebraliśmy się, a urżnięte rowery z dużą ostrożnością zapakowaliśmy do bagażnika i związaliśmy.

Włączyłem ogrzewanie, żeby dać ulgę zmarzniętym stopom i dłoniom. Ale niestety nie był to jeszcze koniec. Przed nami było jeszcze 75 km do domu. 
Jechałem wolno, nawierzchnia mokra, a deszcze ponownie się nasilił.  Za Sączem zdecydowałem się na krótki postój, bo zaczęło mnie zbierać spanie. Zatrzymałem się na poboczu, a po kilku sekundach byliśmy świadkami czegoś dziwnego. Auto jakby się zatrzęsło, tak jakby ktoś chciał je przewrócić. Natychmiast dałem w pizdę i pojechaliśmy dalej. Rozbudzeni. 

Koło pierwszej byliśmy w Libuszy. Zostawiłem Arka u mnie, wzięliśmy rzeczy Kuby i pojechałem go odstawić. Arka odstawiłem dopiero rano.
Przed drugą byłem w miarę obrobiony, ogarnięcie całego burdelu zostawiłem na rano, wyjąłem tylko mokre rzeczy z auta, żeby się nie zaśmierdziały.

Zmęczeni, śpiący, ale spełnieni i szczęśliwi poszliśmy spać.

temp. 3 - 10 C



  • DST 212.07km
  • Teren 8.40km
  • Czas 10:59
  • VAVG 19.31km/h
  • VMAX 75.11km/h
  • Temperatura 44.0°C
  • Podjazdy 2852m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stebnicka Magura

Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 23.08.2015 | Komentarze 1


Koncepcja

Na pomysł wyjazdu na Stebnicką wpadłem w jakiś szary dzień w Anglii, siedząc przed komputerem i przeglądając różne pobliskie szczyty. Domyślnie trasa miała wynieść jakieś 150 km, ale w trakcie trochę uległa zmianie i wyszło ponad 200. Dzień wyjazdu również uległ zmianie, mieliśmy jechać od razu po moim przylocie do Polski, lecz Kuba leczył jeszcze zapalenie ucha, więc przełożyliśmy wyjazd na dzień dzisiejszy.

Poranne przebieranki

Start umówiony był na 5:00 ode mnie spod drogi. Co mnie w ogóle nie zdziwiło, Kuba się spóźniał. Nie chcąc stać w miejscu ruszyłem w jego stronę. Ubrany byłem stosunkowo ciepło, bo prócz koszulki i spodenek wdziałem ocieplacze na ręce i nogi. W momencie wyjazdu czułem się komfortowo, ale z każdą minutą coraz bardziej zaczynałem wątpić w swoją decyzję. Spotkaliśmy się na moście. Tam po krótkiej naradzie, doszliśmy do wniosku, że bardzo szybko robi się ciepło i za godzinę albo mniej będziemy się parzyć, nie mówiąc już o tym co będzie w południe. Postanowiliśmy więc po drodze zahaczyć jeszcze do mnie i zrzucić niepotrzebne ciuchy. Zostawiłem tylko koszulkę i spodenki. Jak się szybko okazało, decyzja okazała się trafiona w 100%. Pozbywszy się niepotrzebnego balastu ruszyliśmy w drogę.


Wschód słońca pod domem

Z domu wyjechałem równo ze wschodem słońca

Na moście w Libuszy
Zbiórka na moście

Pod przełęcz i wyżej

Rozpoczęliśmy bardzo spokojnym tempem. Przez Kobylankę i Sękową dojechaliśmy do Małastowa. Tam czekał nas pierwszy większy podjazd, czyli Przełęcz Małastowska. Nie zdążyło się jeszcze bardzo ocieplić, więc podjeżdżało się bardzo przyjemnie. Na przełęczy zrobiliśmy postój na śniadanie, po czym ruszyliśmy dalej, w prawo, w kierunku Nowicy.


Bociek w Małastowie
Boćki w Małastowie

W kierunku Małastowskiej
Serpentyny pod Małastowską
Serpentyny pod Małastowską

Zakrętasy na podjeździe

Łemkowskie widoczki

Po minięciu przełęczy wjechaliśmy w obszary zamieszkiwane przez Łemków, jedną z mniejszości narodowych w Polsce. Tam piękne widoki na Beskid Niski oraz kapitalny zjazd do Uścia Gorlickiego, na którym osiągam Vmaxa - 75.11 km/h, wynik który w ogóle mnie nie zadowolił. Niestety wiatr nie dopisał. W Uściu zrobiliśmy krótki postój na batona pod delikatesami.

Magurskie drogi
Chyba w Nowicy
Przyjemne drogi


Dalej na południe

Po opuszczeniu Uścia przejechaliśmy przez Czarną i Śnietnicę po czym wylądowaliśmy w Banicy, następnie w Izbach. Jechało się super, tereny naprawdę ciche, ruch znikomy. Z asfaltem różnie, miejscami nowy blat, miejscami straszne dziury.
Po wyjechaniu z Izb czekała nas przeprawa przez bardzo nieprzyjemną drogę płytową, która najpierw cały czas pięła się do góry, następnie, aż do końca jechało się w dół. A czemu tak nie przyjemną? A temu, że odległości pomiędzy płytami były tak duże, że jechało się jak po przejazdach kolejowych, a nawet trochę gorzej, do tego co druga była rozwalona, a całość posypana kamieniami. Prędkość na podjeździe wahała się w okolicach 10 km/h, za zjeździe niewiele więcej, bo ok 13 km/h. Jadąc szybciej, to chyba z urywalibyśmy koła.

Zjeżdżamy

Czy to Banica?
Banica

Kuba se jedzie
W Izbach
W Izbach

Droga płytowa w kierunku Tylicza
Droga płytowa w kierunku Tylicza

Beznadziejne płyty
Płytowy podjazd przed Tyliczem

Postój w Tyliczu

Po bardzo nieprzyjemnym dla nadgarstków, tyłków i nerwów odcinków znaleźliśmy się w Tyliczu. Po krótkim odcinku główną już byliśmy w centrum, a tam postój w Centrum, delikatesach. Zrobiliśmy porządne buły z wędliną, przepiliśmy Pepsi, na deser po bananie. Na drogę wzięliśmy jakieś chałwy i batony. Po udanej strawie trzeba było ruszyć dalej, niedługo czekał nas wiadomy podjazd, a robiło się coraz cieplej. Pomyśleliśmy: będzie ciekawie...

Tylicz wita
Tylicz wita

Postój w delikatesach w Tyliczu

Postój w Delikatesach w Tyliczu

Na granicy

W dół

Kilka kilometrów i już byliśmy na przejściu granicznym w Muszynce, a przed nami jeden z najprzyjemniejszych i najładniejszych odcinków tego dnia - długaśny zjazd, aż do miejsca, w którym zaczyna się podjazd pod Stebicnką. Jak się można domyślić, zleciał szybko, ale też pozwolił nam odpocząć przed podjazdem dnia.

Granica Polsko-Słowacka w Muszynce
Granica Polsko-Słowacka w Muszynce

Slovakia
Widoki ze zjazdu w Muszynce
Widoki ze zjazdu z Muszynki

Blacik w kierunku Bardejova
Busov, robi wrażenie
Busov

Nadal zjazd
Kokpit mój
Przyjemnie się leciało

Zjazd na Bardejov
Jakieś 7 km zjazdu

Do góry

W Rokytovie odbiliśmy w lewo i z tym momentem rozpoczęliśmy podjazd. Początek, aż do miejscowości Zlate bardzo łagodny, potraktowaliśmy to jako rozgrzewkę. Tam wszystko elegancko oznakowane, tak, że od razu wiadomo było gdzie skręcić. Po wyjechaniu ze Zlatego zaczęła się zabawa. Nachylenie wzrosło, praktycznie do samego końca wahało się od 9 do 15%. Pogorszył się też stan nawierzchni, asfalt bardzo pozdzierany, dużo dziur i piachu oraz kamieni. Najgorsze były odcinki na otwartym terenie, gdzie zgrzewało, jak na patelni, temperatura wynosiła wtedy prawie 40 stopni. Część lasem, w cieniu, lecz była ona krótsza niż się nam wpierw wydawało. Słońce waliło centralnie z góry, więc często nawet między drzewami nas łapało. 

Mimo wszystko udało nam się wyjechać na szczyt bez robienia postojów podczas podjazdu oraz z całkiem dużą rezerwą sił. Na szczycie (tak jak i podczas podjazdu) nie spotkaliśmy żywej duszy. Rozłożyliśmy się pod wiatą, zjedliśmy po batonie, zrobiliśmy kilka fotek i trzeba było ruszać. Szkoda, że nie można legalnie wyjść na przekaźnik telewizyjny mierzący aż 80 m, z którego można podziwiać piękne widoki. Z samego szczytu (przynajmniej w okresie letnim) nie widać nic.

Magura Stebnicka od Zlate (900 m.n.p.m.) - parametry podjazdu w skrócie:

  • Długość podjazdu: 9.2 km
  • Średnie nachylenie: 6.4%
  • Przewyższenie: 587 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.4%
Dokładny opis tutaj:  http://www.altimetr.pl/podjazd-magurastebnicka.ht...

Słowacki widoczek
Początek podjazdu pod Stabnicką
Początek podjazdu pod Stebnicką

Trzeba się już rozsuwać
Gorrrąco!

Stebnickie lasy
Stebnickie lasy

Pniemy się w gór
Nadal do góry
Na Stebnickiej Magurze
Na szczycie

Na Stebnickiej Magurze
Selfie na szczycie
To zaczynamy zjazd

Karkołomny zjazd

Po podjeździe zawsze musi być zjazd, a ten zapowiadał się bardzo ciekawie - wąski, kręty i bardzo dziurawy. Odpaliłem więc kamerę i puściliśmy się w dół. Przy szybszej jeździe partie aż do Zlatego naprawdę wymagające i niebezpieczne. Momentami udało się nam osiągnąć wysokie prędkości a na dół dojechaliśmy w jednym kawałku, a więc zjazd się udał. Po wyjechaniu z lasu widoki przepiękne. Na bardziej wypłaszczonym odcinku za Zlatem powoli zaczęliśmy rozgrzewać nogi przed prostą do Bardejova.

A teraz czas na zjazd
Czas na zasłużony zjazd

Przekaźnik na szczycie
Przekaźnik na szczycie

Niewiele prześwitów podczas zjazdu
W górnych partiach zjazdu widać niewiele

Słowackie pogóki
Aż wreszcie ukazuje się to

Kuba zjeżdża

Bardejov i kryzysowe kilometry

W wielkim skwarze bez zatrzymywania przejechaliśmy przez miasto. Przy wylocie musieliśmy zrobić postój, żeby coś zjeść, bo złapały mnie straszne słabości. Nigdzie nie było skrawka cienia i z przymusu stanęliśmy na przystanku. Odcinek do Zborova minął mi w strasznych męczarniach. Na szczęście to tylko kilka kilometrów. W sklepie w Zborovie nakupiliśmy batonów, wody i gnoja (gnój - energetyk lub inne ścierwo tego typu, Rockstar itp.) na teraz. Pomogło.

Wjeżdżamy w Bardejov
Wjeżdżamy w Bardejov

Między Słowackimi pagórkami

Odcinek między Zborovem, a przejściem granicznym w Koniecznej minął nam w skrajnym upale, termometr pokazywał aż 44,1 stopnia! Mimo to jechało się lepiej. Korzystając z faktu, iż mieliśmy dużo wody, polewaliśmy się nią w celu chwilowej ulgi. 
Po lewej stronie cały czas majaczyła nam Stebnicka. Niespodziewanie, podjazd pod granicę poszedł relatywnie lekko. 

Stebnicka
Stebnicka

Mkniemy przez Słowację
Za nami Słowackie pagórki
Pagórki na Słowacji
Już prawie w Polsce
Już prawie w Polsce

Ostatnie metry na Słowacji
Falisty podjazd
Falisty podjazd

Ciepło
Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem.... ciepło.

Z wiatrem w plecy

W malejącej już temperaturze, ze sprzyjającym wiatrem dolecieliśmy do Przełęczy Małastowskiej. Tam ostatni postój i zjazd. Do domu pojechaliśmy trochę okrężną trasą przez okoliczne wsie.
W trakcie zadzwoniła do mnie mama, że muszę jeszcze jechać z babcią do lekarza, więc nie jechałem nawet do domu, Robert wyjechał do drogi, żeby dać mi buty do przebrania i inne manatki po czym pojechałem do Biecza. Tam przesiadłem się prosto do samochodu i jazda do Gorlic. Na szczęście szybko poszło. Wróciliśmy do Biecza, załadowałem rower do bagażnika i pojechaliśmy do domu.

Już w Polonii
Podjazd pod granice
Podjazd pod Małastowską
Podjazd pod Małastowską

Na zachód słońca z Sośnin

Samym wieczorem wzięliśmy jeszcze Roberta i pojechaliśmy na Korczynę na zachód słońca.

Zachód słońca
Zachód, zahcód
Zachód słońca z Sośnin

Jak znajdę chwilę to obrobię i dodam filmik z wycieczki.



  • DST 251.22km
  • Teren 1.00km
  • Czas 10:16
  • VAVG 24.47km/h
  • VMAX 65.41km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 7095kcal
  • Podjazdy 2230m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Słowacja, Svidnik, woda

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 30.10.2014 | Komentarze 2


Wstawanie i pierwszy odcinek

Pobudka o trzeciej. Jakieś słabe jedzenie. Wyjazd zaraz po czwartej. Wczesny poranek bardzo chłodny, ale zapowiadający piękny i upalny dzień.
Pierwsze kilometry przebiegły nam jeszcze w półmroku. Utrzymywaliśmy spokojne tempo, trzeba było się dobrze rozgrzać, zanim rozpoczęliśmy właściwą jazdę. Dobrze rozpalił nas podjazd pod przełęcz Małastowską. Na przełęczy zatrzymaliśmy się, aby zjeść właściwe śniadanie. Mimo, że zjedliśmy szybko, to i tak trochę ochłonęliśmy, na zjeździe znów dał się odczuć chłód. Choć w sumie to był nawet przyjemny, zwłaszcza, gdy mogliśmy przy okazji podziwiać wschodzące słońce i parującą ziemię. Odcinek hopkami do Koniecznej minął szybko i przyjemnie, jedynie w Koniecznej chwilę stanęliśmy w korku bo akurat krowy przechodziły przez jezdnię. Na granicy byliśmy o szóstej.

Svidnik

Jednym z najlepszych momentów wycieczki był odcinek między Konieczną, a Zborovem. Na początek długi zjazd po idealnym, położonym rok temu asfalcie. Później kilka hopek, cały czas z tendencją w dół, sprzyjającym wiatrem i pięknymi widokami dookoła. W Zborovie odbiliśmy w lewo i falistym, malowniczym terenem ruszyliśmy w kierunku Svidnika - jednego z celów wyprawy. 
Przed ósmą byliśmy już w Svidniku. Miasto jak miasto, mniejsze, niż się spodziewaliśmy. Przy jakiejś ławce zatrzymaliśmy się, żeby na szybko opitolić buły i ruszyć w kierunku sztucznego zbiornika wodnego Veľká Domaša. W sumie wyszło na to, że w mieście nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia.

Veľká Domaša

Na początku kolejnego odcinka natknęliśmy się na całkiem fajny leśny podjazd w wypłaszczeniem na szczycie i polami pełnymi boćków. Z góry ładnie było widać drogę główną ze Svidnika do Stropkowa, którą później wracaliśmy. Zaczęło robić się już naprawdę ciepło, zrzuciłem część ciuchów. Przed zjazdem ostrzegł nas znak "POZOR 12%". Następnie odcinek drogą nr 73 i skręt w lewo na 556. Nią jeszcze kilka kilometrów i dotarliśmy do naszego celu. Zbiornik całkiem duży, ładny. Na miejscu się nie zatrzymywaliśmy na długo, zrobiliśmy tylko kilka zdjęć. Nie było się co rozsiadać z racji zapowiadanych burz i opadów.

W kierunku granicy

Z powrotem pojechaliśmy drogą przez Stropkov. Odcinek dużo łatwiejszy od tego, którym jechaliśmy w pierwszą stronę. Praktycznie płasko. Na polach znowu pełno bocianów, jeszcze więcej, niż wcześniej. Ostro nadgoniliśmy tam średnią. W Svidniku natknęliśmy się na krótki odcinek drogi ekspresowej. Woleliśmy nie ryzykować jazdy nim, a więc musieliśmy wjechać kawałek w miasto i go ominąć. Podczas postoju w mieście, w celu sprawdzenia mapki, zza płotu zaczepił nas jakiś dziadzio, proponując nam jabłka. Nie odmówiliśmy... :) 
Po kilku minutach jazdy byliśmy już poza miastem. Odcinek do Barwinka niesamowicie nas wymęczył. Upał, który już wcześniej dawał się we znaki dał się odczuć jeszcze bardziej i do tego wody nie mieliśmy za wiele. Po drodze zatrzymaliśmy się przy jakiejś rzeczce płynącej równolegle do drogi. Trochę się ochlapaliśmy. Od razu lepiej. Szkoda, że na krótko. W końcu dotarliśmy do granicy. Pierwsze co zrobiliśmy, to wizyta w sklepie i uzupełnienie wody. A na miejscu jeszcze 1,5 l wody wypite w moment.

Prawie...


Kawałek ujechaliśmy główną, ale już w Tylawie odbiliśmy w lewo, bocznymi drogami przez Mszanę i Chyrową dotarliśmy do Iwli. Przez cały ten odcinek towarzyszyły nam piękne widoczki, ale na niebie zaczęły tworzyć się już burzowe chmury. Pod Biedronką w Żmigrodzie zrobiliśmy krótki postój na jedzenie. Chmury zaczęły już nas ścigać, a więc nie było co zwlekać. W Krygu poczuliśmy wiatr w plecy, zwiastujący deszcz. W Libuszy już był tak mocny, że na prostej koło Straży mieliśmy 52 km/h, szkoda, że musiałem wyhamować przed zjazdem do domu. Choć w sumie to nie, bo jakieś trzy minuty po tym jak wszedłem do domu na zewnątrz lunęło deszczem. Jak nie wiele brakło, prawie mnie zlało, prawie... Kubcyk też jakoś uciekł, choć miał kawałeczek dalej.



3:50, gotowy do jazdy

3:50 - gotowy do jazdy

Z Przełęczy Małastowskiej
Z Przełęczy Małastowskiej

Wschodzik słońca
Wzeszło

W kierunku Koniecznej
Ulubiony gest kolegi

Jedziemy w dół

Zjeżdżam ostro

Ładne widoczki 1

Wzeszło
Jeszcze paruje

Krowy na środku drogi
To do nich należy szosa

Konie przy granicy

Na przejściu w Koniecznej
Na przejściu w Koniecznej

Kapitalny zjazd w kierunku Zborova

Kapitalny zjazd w kierunku Zborova
Świetny zjazd

Tuż przed Zborovem

Słowackie górki

Dalej przez Słowację

Kokpit mój

Piękny grzbiet
Piękny grzbiet

Odważny kolarz :P
Ciśnie

He he he
Piękny krajobraz

Hopka przed nami
Hopka przed nami

Ładna kompozycja
Ładna kompozycja

Co tu więcej pisać

Jedziemy przez Słowację

Trochę przymglone

Kapliczka
Końcówka podjazdu za Svidnikiem

Jakaś droga w Słowacji
Po prawej pole pełne bocianów

Bociany, wszędzie bociany!
Bociany, wszędzie bociany!

Pozor!
Pozor!

Już widać cel wyprawy
Już widać cel wyprawy

Celownik snajperski

Na tle jeziora
Veľká Domaša

Ja na tle jeziorka

Dziesiątki boćków
Dziesiątki

W Svidniku
W Svidniku

Jabłka od bardzo miłego Pana
Jabłka od bardzo miłego dziadunia

Czołgi w Svidniku


Pora się ostudzić
Pora się ostudzić

Jakiesik działa
Zdaje się, że w Barwinku, lub zaraz przed

Maszyna numer 1


Maszyna nr 21

Pomnik przy granicy
Na granicy

BArwinek
Przejście graniczne w Barwinek

Piękny widoczek
Piękne widoczki na odcinku przez Mszanę i Chyrową

W stronę Żmigrodu

Już się chmurzy
Już się chmurzy

Jakaś przyczepa pośród pól
Siedziba pustelnika? 

Postój w Biedronce w Żmigrodzie
Postój w Biedronce w Żmigrodzie

Samoklęski

W Samoklęskach

  • DST 219.29km
  • Teren 1.20km
  • Czas 09:25
  • VAVG 23.29km/h
  • VMAX 67.15km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 5609kcal
  • Podjazdy 4206m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Górska dwusetka na koniec sezonu - Słowacja

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 1

Dzisiejszy wyjazd planowaliśmy z Kubą już od początku tygodnia. Pogoda ogólnie dopisała, było dużo słońca, choć mimo to momentami (w sumie dość częstymi) było naprawdę zimno.
Do plecaków załadowaliśmy buły, mapę i kilka innych drobnostek i o 9 ruszyliśmy w trasę. Na rozgrzewkę prosta aż do Szymbarku, cały czas pod lekki wiatr. Tam
skręciliśmy na Bielankę, a przed podjazdem zrzuciliśmy niektóre ciuchy.

Przed nami pierwszy podjazd, który szybko poleciał.

Bielanka, widok ze szczytu © parker09
Następnie kawałek prostej i kolejny podjazd - Brunary.



Widoki były zachwycające zarówno na podjeździe jak i podczas zjazdu, na czas którego trzeba było zakładać długie rękawice.



Następnie pojechaliśmy w stronę Florynki. Gdy wjechaliśmy na 981-nkę okazało się, że od strony Grybowa jest zamknięta, więc praktycznie żadne samochody nas nie mijały. Jechało się elegancko. Cały pas był nasz. Podjazd pod Krzyżówkę zleciał szybciutko, i byliśmy już o krok od Krynicy.

Podjazd pod Krzyżówkę © parker09



Krzyżówka, widok ze szczytu © parker09



Później już tylko z górki, zrobiło się naprawdę zimno. W Krynicy było poniżej 12 stopni.

Krynica, pierwszy cel osiągnięty © parker09
Tam wstąpiliśmy do sklepu, kupiliśmy picie, ciastka, szybko, żeby nie ostygnąć, zjedliśmy i ruszyliśmy dalej, na Tylicz.

Przy wyjeździe z Krynicy na początek krótki podjazd, minęliśmy Tylicz i odbiliśmy w prawo, na granicę.

Podjazd pod przejście graniczne ze Słowacją w Muszynce (Przełęcz Tylicka) © parker09


Granica Polsko-Słowacka © parker09
Odcinek od granicy do Bardejova był chyba najprzyjemniejszym z całej wycieczki. Widoki piękne, prawie cały czas z góry, potem po prostej z wiatrem.

Zjazd w stronę Bardejova, oj dłuuuugi © parker09
W samym Bardejovie się nie zatrzymywaliśmy. A odcinek od Zborova od granicy był chyba najgorszy. Cały czas strasznie wiało w twarz. Jedynym plusem było to, że niedawno jeszcze rozkopany odcinek pod samą granicę był już praktycznie zrobiony.
Na szczycie standardowo kupiliśmy Studencką i piersióweczkę, tym razem gruszkową.

Obczajka na mapie, Konieczna © parker09
Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej. Kolejny podjazd przed nami. Magura.
A tam mijaliśmy pełno ludzi z wiadrami grzybów, mnóstwem grzybów.
Na szczycie szybkie zdjęcie, wdzianie rękawiczek i jazda.

Aż do Binarowej jechało się lekko, praktycznie cały czas w dół.
Kolejny podjazd czekał na nas dopiero w Ołpinach. Na szczycie wstąpiliśmy do Martyny, gdyż Kubcyk obiecał jej, że przyjedzie :) Następnie grzbietem, do Święcan, potem Siepietnica. W bieckiej Biedronce zatrzymaliśmy się, aby się posilić, po czym ruszyliśmy na ostatni odcinek wycieczki. Pojechaliśmy przez Grudną. Głęboką, Wójtową. I w końcu Libusza. Tam kończę jazdę, a Kubyck w Strzeszynie.
Myślę, że zakończenie sezonu naprawdę się nam udało. Zakończenie, jeśli chodzi o dłuższe, wspólne wyjazdy. Pasuje jeszcze dobić do 10 000 na moim Kellysie przed zimą. Ale już nie wiele, powinno się udać...



  • DST 201.18km
  • Teren 5.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 23.90km/h
  • VMAX 62.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 5256kcal
  • Podjazdy 2495m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Slovakie

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 11.08.2013 | Komentarze 0

Zacznę od tego, że mieliśmy jechać we trzech, ja, Kubcyk i Arek. No ale niestety pojechaliśmy tylko z Kubą, bo Arek zaimprezował dzień wcześniej.


Wyjechaliśmy ok. 7.20, pierwszy odcinek, do Nowego Żmigrodu był bardzo przyjemny, wiało cały czas w plecy.

Mała elektrownia wiatrowa w drodze do Nowego Żmigrodu, już nawet nie pamiętam w jakiej to wsi było © parker09


Tam zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy dalej, w stronę granicy, przez przełęcz Hałbowską.

Przęłecz Hałbowska, początek Magurskiego Parku Narodowego, to zdjęcie pozostawię bez komentarza :) © parker09


To ja. Se siedzę. Postój na zdjęcie i odcedzenie kartofli © parker09


W Krempnej spotkała nas mała przygoda. Kubcyk złapał dwie gumy na raz. Na szczęście łatki ekspresowe załatwiły sprawę. Straciliśmy tam ponad godzinę.

Wymiana dętek nad rzeką w Krempnej. Dobrze, że akurat tam, przynajmniej do wody nie bylo daleko. Na zdjęciu Kubcyk © parker09


Jakaś mała tamka na Wisłoce. Gdyby nie przygoda z dętkami tego zdjęcia by nie było © parker09


Słowacja, widoki piękne, lecz niestety cały czas jechaliśmy pod wiatr.

Zjazd zaraz po minięciu granicy © parker09


W Zborovie zatrzymaliśmy się na uzupełnienie zapasów, ale nawet nie mogliśmy obaj wejść do sklepu, bo już się Cygany czaiły, żeby rowery zakosić...

To skromny ja, z Zeusem! Najlepszym izotonikiem, metabolikiem i anabolikiem w jednym. Coś niesamowitego © parker09


Przed powrotem do Polski spotkała nas niemiła niespodzianka - 3km drogi (podjazdu) rozkopane. Trzeba było mulić po kamieniach. Granicę mijamy w Koniecznej, następnie Magura Małastowska, tam krótka pogawędka z dwoma turystami i końcowy odcinek do domu.
Wracamy mając 125km na liczniku.
Szybko na mszę do kościoła, potem jeszcze z 1,5h przerwy i znowu na rower.
W stronę Ołpin, na moment zachaczamy o Martynę i wracamy do domu ubrać się, bo temp. spada niesamowicie. Ostatnie 30km już ubrani tak jak trzeba. Koło 23 koniec trasy, upragnione 200km