Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 37942.87
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.31 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w kategorii

Nocą

Dystans całkowity:3911.58 km (w terenie 89.60 km; 2.29%)
Czas w ruchu:171:31
Średnia prędkość:21.97 km/h
Maksymalna prędkość:80.27 km/h
Suma podjazdów:45322 m
Suma kalorii:45960 kcal
Liczba aktywności:63
Średnio na aktywność:62.09 km i 3h 07m
Więcej statystyk
  • DST 23.79km
  • Czas 01:02
  • VAVG 23.02km/h
  • VMAX 48.10km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Andrzeja na urodziny

Poniedziałek, 24 października 2016 · dodano: 23.07.2017 | Komentarze 0


Koło 16 czekamy z Arkiem pod Metro bankiem na Andrzeja i Tomka wracających z trasy.  We czwórkę udajemy się do Maidenhead, do Andrzeja. Dojeżdża do nas również Janek. Miło spędzony wieczór kończymy około 22. 



  • DST 28.79km
  • Czas 01:45
  • VAVG 16.45km/h
  • VMAX 35.61km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 363m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Błocisty terenik :)

Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 23.07.2017 | Komentarze 0


Nocna jazda w lekkim deszczu. Miły terenowy przejazd przez Bednarkę. Całość na luzie i przy rozmowie. Na koniec zahaczamy po chleb w Libuszy.




  • DST 305.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 14:15
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 74.18km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 3430m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bieszczadzkie "Trzysta pięć"

Środa, 14 września 2016 · dodano: 19.07.2017 | Komentarze 1


Trasa: Tylawa - Komańcza - Cisna - Ustrzyki Górne - Ustrzyki Dolne - Uherce Mineralne - Myczkowce - Solina - Polańczyk - Hoczew -Lesko - Zagórz - Szczawne - Komańcza - Tylawa - Mszana - Iwla - Nowy Żmigród

Rowerowy wypad w Bieszczady planowaliśmy już od bardzo długiego czasu. Pewnego wrześniowego dnia udało się nam go zrealizować. Aby nie tracić kilometrów na pokrywanie odcinków, którymi jeździmy co dzień na start wycieczki, czyli Jaśliska, dojechaliśmy samochodem. Zostaliśmy podwiezieni przez nasz osobisty support, czyli tatę Kuby, pana Kazka. Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

O godzinie 6 wyruszyliśmy z Jaślisk. Początkowo było chłodno i mgliście, lecz bardzo szybko mgły się rozeszły, a widoki zaczęły robić się coraz ciekawsze. Na pagórkach temperatura była już całkiem znośna, w dolinach zaś za każdym razem zderzaliśmy się ze ścianą przeszywającego zimna. 
W upale już przyszło nam zdobywać przełęcze Wyżnią (872 m) oraz Wyżniańską (855 m). Wysoka temperatura utrzymywała się przez cały dzień. Po drodze nie mogliśmy nie zahaczyć o tamę na Solinie.

Opis niestety szczątkowy, ponieważ klecę go 9 miesięcy po fakcie...

Była to jak na razie nasza najdłuższa jednorazowa wycieczka. Piona Kubcyk :)



Ostatnie przygotowania


Poranne mgły



Już w słońcu


Chatka Puchatka


Bieszczadzkie serpentyny


Postój na hot-doga na Orlenie


Bruki w okolicach Soliny




  • DST 30.59km
  • Czas 02:02
  • VAVG 15.04km/h
  • VMAX 56.65km/h
  • Podjazdy 305m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z mamą

Środa, 13 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0


Wieczorna rundka z mamą i Robertem, pod koniec dołączył do nas Kuba. Na początek na przełęcz w Pagorzynie. Zjazd tą samą drogą. Na dokładkę Korczyna. Tam mogliśmy oglądać start paralotniarza oraz zachód słońca. Mama super dała radę, jakby potrenowała to mogłaby z nami kręcić, hehe :)




  • DST 23.50km
  • Czas 01:03
  • VAVG 22.38km/h
  • VMAX 62.32km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przetarcie

Niedziela, 3 lipca 2016 · dodano: 15.08.2016 | Komentarze 0


Po kiełbasce z grilla i lekcji z wymiany opon/dętek dla młodego postanowiłem zrobić krótką pętelkę, żeby sprawdzić jak sprawuje się rower po przeglądzie i wymianie korby.
Chodzi jak nowy, nowa zębatka z przodu zmieniona z 42 na 48t. Czuć różnicę.

Trasa: 
Libusza > Korczyna - Sośniny > Wójtowa > Lipinki góra > Kryg > Kobylanka > Libusza

Na Ogniwie rozkopany most i brak przejazdu.


Ledwo widoczne Tatry



  • DST 174.31km
  • Czas 09:20
  • VAVG 18.68km/h
  • VMAX 71.47km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 3229m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Majorka II - Czyli o tym, jak banknot 20 euro uratował wycieczkę

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 23.05.2016 | Komentarze 1

temp. 12 > 29 > 19*C

Pobudka

Kto jadąc na wakacje wstaje o szóstej? No tak, my... 
Na początek poszedłem do recepcjonisty po wrzącą wodę do zalania Travelluncha, dziś o smaku Chicken Curry z ryżem.  Spakowani już praktycznie byliśmy, zostało wrzucić tylko kilka drobiazgów. Z racji, że dziś jechaliśmy na drugi koniec wyspy i tam nocowaliśmy, to plecaki były cięższe niż zwykle. 

Uzupełnainie płynów
6 litrów i dalej mało

Zbieramy się
Zbieramy się


Ciężkie pierwsze kilometry

Wyjechać udaje się nam prawie regulaminowo, bo o 7:10. Początkowo straszliwa zamuła, jeszcze zaspani, nierozgrzani i nie do końca zregenerowani po wczorajszym długim dniu. Tak, lekko pnąc się w górę dotarliśmy do Esporles. Tam krótki postój na kilka zdjęć. 



Stadion Rugby
Stadion 

Jakiś pomnik
Początek przed miasto
Początek przez miasto

Pierwsze góreczki
Pierwsze góreczki 

Późny wschód słońca
Późny wschód słońca 

Miejscowość u stóp gór
W miejscowości Esporles


Maryjka na skale

Jakaś katedra
Kościół w Esporles

W Valldemossie
Budynek


Odrodzenie

Za miejscowością zaczęliśmy właściwy podjazd pod przełęcz Coll D'en Claret przed Valldemossą (tą, którą zaliczaliśmy wczoraj, tyle, że od strony Banyalbufar). Wspinaczka momentalnie przyniosła nam orzeźwienie, morale i motywacja od razu się poprawiły, a nogi poczuły powera. Im wyżej, tym widoki robiły się coraz ciekawsze. W końcu dotarliśmy do skrzyżowania, z możliwością zjazdu do Banyalbufar, my oczywiście skręciliśmy w prawo i kontynuowaliśmy wspinaczkę. Wrażenia z podjazdu całkowicie inne, niż wczoraj, gdy podjeżdżaliśmy późnym wieczorem. Dokoła wychodnie skalne, Esporles w dolinie, a w oddali widoczna nawet zatoka Palmy.

Podjeżdżamy
Podjazd za Esporles

Piękne skałki
Skręt na Valldemosse
Skręt na Valldemossę, wczoraj jechaliśmy od strony Andratx

Kapitalny podjazd przed Valldemossą
Kapitalny podjazd przed Valldemossą

Droga wycięta w skale
Droga wycięta w skale

Widoczki z przełęczy
Widoczki z przełęczy (w oddali Palma)

Miasteczko w dole
Esporles w dolinie

Warto się zatrzymać i popatrzeć
Warto się zatrzymać i popatrzeć

Cieeeepło
Drzewka oliwkowe
Drzewka oliwkowe

W kierunku Valldemossy
W kierunku Valldemossy

Po szybkim zjeździe znaleźliśmy w Valldemossie. Tam zarządziliśmy postój na uzupełnienie bidonów i przekąszenie czegoś, padło na żelki - rekiny ;).

Postój w Valldemossie
Postój w Valldemossie

Żelki
Żelki!

Valldemossa
Valldemossa (widok przynoszący na myśl Prince of Persia)

Valldemossa dwa
Valldemossa

Zombiaki

Kolejnym punktem kontrolnym, który nas czekał był Por de Soller. Kontynuowaliśmy drogą wzdłuż wybrzeża, głównie czekał nas zjazd, z kilkoma hopkami po drodze. Na odcinku prowadzącym do miejscowości Deia wykręcilłem Vmaxa (71,47 km/h). Samo miasteczko zrobiło na nas olbrzymie wrażenie, położone u stóp pionowych ścian, nad klifami.

W Sollerze zachciało się nam podjechać pod katedrę, co było olbrzymim błędem. Okazało się, że była usytuowana zaraz przy jarmaku, czy jak to nazwać, w każdym razie tłum był tam niesamowity. Ciężko się było przecisnąć, wyglądało to jak pochód zombie, ludzie łazili we wszystkie strony, jakby bez celu. Jak można spędzać wakacje w ten sposób, ja dusiłem się tam od momentu kiedy tam wjechaliśmy. Pod katedrą zrobiliśmy kilka fotek i obraliśmy kurs na port. Na początku udało się nam złapać w tunel za pociągiem biegnącym przez całe miasto (od samej Palmy). Ludzie pięknie rozstępowali się na dwie strony, lecz w końcu skierował się on na właściwe tory i nie mieliśmy już jak za nim jechać. Dalej w gąszczu jednokierunkowych uliczek przeciskanie się nie było łatwe, poirytowani część z nich przejechaliśmy pod prąd, a co.



Zamek na skale

Na szczycie zamej
Wysoko ten zamek

Górski klimat
Górski klimat - Deia

Piękne klify
Piękne klify

Puig Major
Puig Major

Katedra w Solerze
Katedra w Soller

Inny fragment katedry
Od innej strony


Port de Soller

W porcie odetchnęliśmy z ulgą, uwolniliśmy się od tego tłumu. Spędziliśmy chwilę przy wybrzeżu i ruszyliśmy na krótki podjazd pod latarnię. Kilka serpentyn z pięknymi widokami i byliśmy na górze. Tam czekała na nas przepiękna panorama na cały port. Kilka fot i powrót do portu na jakiś obiad. Zatrzymaliśmy się w pierwszym lepszym barze przy plaży, gdzie zjedliśmy bułki z tuńczykiem, które jak się okazało były na zimno, no niestety. Menu tylko po hiszpańsku, więc ciężko było coś zrozumieć :P
Kilka minut po 12 wyjechaliśmy z portu. 

Widok z portu
Widok z portu

Wybrzeże w Sollerze

Latarnia w Port Soller
Latarnia w Port Soller


Mój MMR

Massi Arka
Massi Arka

Robione pod latarnią
Na zoomie
Piękne morze


Postój na obiad
Postój na obiad

Zanim zaczęliśmy właściwy podjazd pod Puig Major, podjechaliśmy jeszcze boczną i spokojną drogą pod krótki podjazd między polami oliwkowymi i pomarańczowymi. Tam małe splewy w postaci dwóch pomarańczy. Nie mogliśmy się powstrzymać :P

Pole pomarańczy
Pomarańcze!

Drzewko pomarańczowe
Oliwki
Oliwki!

Splewy :)
Splewy...

Tunnel Monnaber (866  m)
Długość - 14,2 km
Przewyższenie - 821 m
Średnie Nachylenie - 6%

Doczekaliśmy się, przed nami ukazał się najtrudniejszy podjazd na wyspie, z widocznym już od pierwszych kilometrów potężnym masywem skalnym pod szczyt którego prowadził. Podjeżdżając minęliśmy dziesiątki kolarzy wszelkiej maści, ze zdecydowaną większością szosowców. 

Głównie trudność podjazdu spowodowana jest jego długością, nachylenie nie jest uciążliwe i podobnie jak na wielu pojazdach na wyspie oscyluje głównie w okolicach 5-8%, nawierzchnia to na całej jego długości nieskazitelna tafla, z dużą ilością wyprofilowanych zakrętów umożliwiających bardzo dynamiczny zjazd. Jeśli chodzi o widoki,  to częściowo jesteśmy osłonięci drzewami, pozostałe fragmenty pozwalają nam podziwiać jedne z najwyższych i najciekawszych formacji skalnych na wyspie oraz Fornalutx w dolinie. Jeśli chodzi o atrakcje, to po drodze mamy krótki wyryty w skale tunel, zaraz przed szczytem punkt widokowy z panoramą w kierunku zachodnim, a ostatnie metry podjazdu zdobywamy jadąc najdłuższym tunelem na wyspie - tunelem Monnaber, mierzącym 4 00 metrów. 

Słońce i temperatura nie ułatwiały nam jazdy, była 13 i grzało konkretnie. Do szczytu dotarliśmy w niespiesznym tempie.  Tam zgadaliśmy się z miejscowym kolarzem, użyczyłem mu trochę wody, której sam niewiele miałem, a on zrobił nam zdjęcie.

Początek podjazdu pod Puig Major

Początek podjazdu pod Puig Major




Tunelik przed nami
Tunelik przed nami

W tuneliku
Tunel już za nami
Pod górę w upale
Kolejne kilometry w górę



Pozycja superaero ;)

Look za siebie





Już pod tunelem
Koniec drogi... żartowałem, tunel

Pamiątkowe pod tunelem
Najwyższy punkt całego wypadu - Monnaber tunel, prowadzący pod Puig Majorem (866 m)



I 400m tunelu
400 m tunelu przed nami

Chyba nie wyrobił zakrętu
Chyba nie wyrobił zakrętu (zdjęcie robione na dużym zoomie, samochód leżał w przepaści jakieś 200-300  metrów  niżej drogi)

Spojrzenie w dół

Po wyjeździe z tunelu trafiliśmy w serce gór Serra de Tramuntana, między najwyższe szczyty wyspy, nad piękne bursztynowe jeziora. Po lewej srożył się nad nami Puig Major, idealnie było widać bazę badawczą na szczycie oraz podjazd służący niestety tylko dla militarnych. Jeśli byłby otwarty dla nas kolarzy, to mielibyśmy pięknego HC-ka,  długiego pewnie na 20 km, z przewyższeniem ponad 1400 metrów. 



Szmaragdowe jeziorko

Puig Major
Zamknięta dla ruchu droga do bazy wojskowej na Puig Major

Jeziorko dwa
Gorg Blau




Tama na jeziorku

Po niedługim odcinku trafiliśmy na kolejny tunel, a za nim następne malownicze panoramy, kolejny punkt widokowy i malutki sklepik przy drodze, gdzie kupiliśmy sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Kawałek dalej usytuowany był akwedukt, przy nim kilka sklepików i skręt do Portu Sa Calobra. My jednak pojechaliśmy prosto, epicki podjazd pod Coll dels Reis zostawiliśmy sobie na dzień następny. 

Drugi tunel - 200 m
Drugi tunel - 200 m



W takich klimatach jazda to marzenie
Jeszcze więcej skał
Dalej górami


Mają pyszny sok z pomarańczy
Mają pyszny sok z pomarańczy

W miejscowości Lluc skręciliśmy w lewo i cały czas ciagnąc w dół lecieliśmy aż do Pollency. W mieście zrobiliśmy postój pod Lidlem na napełnienie brzuchów i bidonów. 

Zjeździk do Pollency

Port Pollenca


Łydy jak tabele
Łydy jak bele


Góry zostawiamy za sobą

Droga pod Cap Formentor 


Prowadzi ona wąskim i długim półwyspem do najbardziej wysuniętego na północny wschód punktu wyspy. Aby się tam dostać trzeba pokonać dwa podjazdy, obydwa po około 200 metrów przewyższenia. Cały odcinek oferuje kapitalne widoki na zatokę Pollency oraz Alcudii, widok na okoliczne półwyspy, wysokie klify oraz morze. Z niektórych odcinków widać również wyższe partie gór. Po drodze mijamy również ciekawy nieoświetlony tunel wyryty w wysokiej skale. Ogólnie rzecz biorąc to jedna z najpiękniejszych tras na wyspie i uważam, że będąc na Majorce grzechem jest ją pominąć. 

Dla nas był to ostatni etap podróży dzisiejszego dnia, a zaczęliśmy go jeszcze przed pierwszym podjazdem od gumy na przednim kole u Arka. Na szczęście ekspresowe latanie szybko zażegnalo problemowi. 
Po zdobyciu pierwszego podjazdu spędziliśmy chwilę na punkcie widokowym. Później zjazd doprowadził nas znów praktycznie do poziomu morza. Tam usłyszeliśmy tylko: pssssss.... Poszedł tył,  też u Arka. Powód - wczorajsze wymuszone hamowanie na pichy, dało radę cieniutkiej Lugano. Okazało się, że zaczęły jej już wychodzić bebechy, więc samo łatanie dętki nic by nie dało. Postanowiłem więc improwizować, powiedziałem do Arka: dawaj 20 euro. Arek, widząc, że jestem już z deka poirytowany bez zbędnych pytań wręczył mi banknot, nie wiedząc jeszcze co  ja mam zamiar z nim zrobić. Pewnie myślał,  że zażyczyłem sobie zapłaty za łatanie jego gumy, hehe ;). 
Złożyłem go na trzy i położyłem w miejscu przetarcia, między oponą, a dętką.
Ujechliśmy z kilometr - ku#&a, znowu. Co się okazało, banknot troszkę się przesunął i dętka znów się przetarła. Na szczęście ponowna próba zaskutkowała już idealnie. Znów jechaliśmy, drugi podjazd i byliśmy u celu, czyli pod Cap Formentorem. 
Porobiliśmy trochę zdjęć i ruszyliśmy z powrotem. Czasu i tak już dużo straciliśmy, więc nie było co zwlekać. Słońce już chyliło się ku zachodowi i na nasze szczęście na idealny moment trafiliśmy na punkcie widokowym. 

Początek trasy na Cap Formentor
Początek trasy na Cap Formentor,  miejsce pierwszego laczka

Robią wrażenie
Robią wrażenie

Z drogi na Cap Formentor
Na Formentor




Z punktu widokowego


Podjeździk pod starą latarnię
Dalsza cześć drogi
Dalsza cześć drogi

Uwaga! Spadający ludzie
Uwaga! Spadający ludzie

Wojskowy
Wojskowy

Rocky
Potężne skały

Ostatni dziś tunel
Ostatni dziś tunel

Nieoświetlony tunek
W tunelu

Nie ma co opisywać, trzeba podziwiać




Ostatnia hopa przed nami
Ostatnia hopa przed nami

Widać półwyspy
Półwyspy robią wrażenie

Spojrzenie w dół
Jest radość
Cap Formentor zaliczony


Droga prowadząca do latarni



Kraojobrazk
W tu drugi
A oto latarnia
A oto latarnia



Formentor w pełnej krasie

Ściana po prawej, przepaść po lewej
Ściana po prawej, przepaść po lewej

Jest i zachód

Ostatnie promienie liżą skały





Takie tam


Lasia i zachódUwagaaa, spadam!
Jakiś dziwny pomnik


Ostatnie kilometry 

Gdy wyjechaliśmy do portu było już praktycznie ciemno, drogą wzdłuż linii brzegowej dotarliśmy do Alcudii. Tam zrobiliśmy zakupy w Mercadonie (oczywiście zaraz przed zamknięciem). Na początku zameldowaliśmy się w złym hotelu (o bardzo podobnej nazwie), lecz po krótkiej chwili znaleźliśmy ten właściwy. Standard dużo lepszy niż w tym w Palmie. Po rozlokowaniu się, wypiciu odżywek i zrobieniu wszystkiego co niezbędne ruszyliśmy na miasto poszukać jakiejś jadłodajni. Trafiliśmy do włoskiej pizzerii. 
Około północy, napchani pizzą i zmęczeni poszliśmy spać. 

Aha,  a opona wytrzymała do końca :) 


Pollenca


I po zachodzie


Uzbrojony kokpit
Uzbrojony kokpit

W Alcudii
Xara Gate - Portal del Moll

Jakies mury
Tez w Alcudii
Mercadona
Mercadona

Opona
Skończona opona

W hotelu
W hotelu

Z okna
Z okna

Ogrody w hotelu
Pizza na kolacje!
Pizza w nagrodę!



  • DST 102.98km
  • Czas 04:55
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 60.65km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2013m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Majorka I - Setki zakrętów, kilka przełęczy i morze

Piątek, 15 kwietnia 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4



Niespodziewane spotkanie



Budzik obudził nas o 3:30 rano. Standardowo, nie dałem mu się rozkręcić, po dwóch sekundach był już zneutralizowany. Wstawanie o tej porze nie należy do najprzyjemniejszych, jednak powód był na tyle dobry, że całkiem nieźle nam poszło. Na śniadanie zjedliśmy owsiankę. Do torby zostało tylko wrzucić ładowarki i bułki na drogę zrobione już wieczorem. Byliśmy gotowi, pozostało tylko czekać na taxi.

Totalnie mnie zamurowało, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoni do mnie pan J., którego imienia, ani nazwiska nie będę tutaj wspominał. W każdym razie to gość, u którego Arek do niedawna mieszkał i którego obaj darzyliśmy średnią sympatią. Podczas rozmowy przez telefon mnie nie poznał, ale gdy podjechał pod dom i nas zobaczył, to jego zamurowało. Zapakowaliśmy się, a ten burknął tylko pod nosem, że gdyby wiedział, że to my to by nas nie zawiózł. Zaśmiałem się w myśli wsiadłem. 
Okazało się, że jedziemy jeszcze zgarnąć jakąś dziewczynę, po czym w niezbyt rozmownej atmosferze ruszyliśmy w kierunku Stansted. Większość drogi na szczęście udało mi się przespać. 

Na lotnisko dojechaliśmy o czasie. Przy zdawaniu bagażu w kolejce poczekaliśmy sobie podwójnie. Po dojściu do taśmy okazało się, że nalepkę trzeba sobie wydrukować samemu przy wadze ustawionej wcześniej (jakieś nowe udogodnienia). Na odprawę dotarliśmy mimo to z dużą nawiązką czasu. Niestety lot się nam opóźnił. Siedząc już w samolocie byliśmy zmuszeni poczekać jakieś 50 dodatkowych minut, co z deka wyprowadziło mnie z równowagi. Z tego co zrozumiałem z bełkotu pilota przez mikrofon, to powodem była kolejka na pasie startowym.
Wybiła 8:20.
OK.
WYSTARTOWALIŚMY.
NARESZCIE.

KanapeczkiJedzenie na drogę

Towarzyszka
Doris zawsze w pobliżu
Towarzyszka dwa

Czekamy na J
Czekając na taxi


LOT



Przy starcie nie było czego podziwiać, bo padało i było przymglone, jednak po krótkiej chwili wylecieliśmy z partii niskich deszczowych chmur i widoki, które zaczęły się nam ukazywać zrekompensowały całe to czekanie na wylot. 
Najpierw mieliśmy pod sobą idealnie szczelny dywan chmur, który przy wybrzeżu zaczął się przerzedzać, a nad Francją był już znikomy. Z okna udało się nam uchwycić Sekwanę. W południowej części Francji chmury zniknęły praktycznie całkowicie, a my czekaliśmy tylko na jedno: PIRENEJE
Kiedy zobaczyłem coś białego w oddali wiedziałem, że to one. Idealnie widoczne, praktycznie bez chmurek.
Następnie przelecieliśmy nad Barceloną, po czym wlecieliśmy nad Morze Śródziemne. Lądując mogliśmy się jeszcze napatrzeć z lotu ptaka na południowo-wschodnią część wyspy.
Jak dobrze, że siedziałem od okna ;).

Ciekawe niebo
Chmury nad Anglią bardzo zjawiskowe

Sekwana w dole
Sekwana pod nami

Piereneje
Pireneje w pełnej krasie

Pireneje z lotu ptaka
Podjazd w Pirenejach
Podjazd w Pirenejach

Minorka
Minorka, chyba


Zatoka na Majorce
Port Alcudia, a któryś z tych budynków to nasz hotel

Półwysep
Półwysep

Szczyty na Majorce
Szczyty na Majorce


Puig de Randa
Puig de Randa - zaplanowany do zdobycia na poniedziałek

Pola golfowe
Pola golfowe


Walka z czasem


Po wylądowaniu, gdy samolot nawrócił na ukazało się nam północne pasmo górskie i Puig Majorem na czele. Robi skubany wrażenie.

Zależało nam na czasie, stracone mieliśmy już 50 minut, więc nie można było sobie pozwolić na kolejne opóźnienia. W samolocie siedzieliśmy z samego tyłu, więc szybko się ewakuowaliśmy. Zdecydowanhym krokiem zmierzyliśmy po odbiór bagażu, tam oczywiście trzeba było poczekać, bo masz na taśmie ukazał się prawie na końcu. W tym momencie wybiło południe, co oznaczało, że bus, którym chcieliśmy jechać pod wypożyczalnię rowerów właśnie nam uciekł. Kolejne pół godziny w plecy, pojechaliśmy kolejnym o 12:30.

Czekając na autobus
Czekając na autobus


Embat Ciclos



Udało się nam wysiąść na dobrym przystanku, do wypożyczalni stamtąd dwa kroki. Na miejscu dane nam było pierwszy raz w życiu zobaczyć plażę i morze z bliska. Piękna sprawa, piasek, woda i opalające się dziewczyny :D Mimo to jednak cieszę się, że jestem z południa Polski i dokoła siebie mam góry :D I tego też nie mogliśmy się doczekać na Majorce.
Na zbyt długie nacieszenie się tymi widokami nie było czasu. Ja poszedłem załatwiać rowery, a Arek zaczął wyciągać z torby wszystko, co miało zostać na nie zamontowane, chcieliśmy to zrobić od razu, żeby maksymalnie odciążyć torbę. 


Odbiór rowerów
Odbiór rowerów

Księga gości

 

Plaża w Palmie
Plaża w Palmie

Lasie się opalają
Lasie się opalają

Lasia na plaży



Głupi i głupszy


Tak musieliśmy wyglądać jadąc obładowani  do hotelu. Pierwszy z dwoma plecakami (jeden na plecach, drugi na brzuchu), a drugi z torbą na ramieniu. Dystans jaki mieliśmy przebyć wynosił równe 10 km i nie powiem, żeby był jakoś bardzo przyjemny ale jakoś się dotoczyliśmy, nie wpadając przy tym nikomu pod koła.

Hotel znaleźliśmy bez problemu, pan z recepcji był bardzo miły, pozwolił nam schować rowery w bezpiecznym miejscu oraz powiedział gdzie jest najbliższy supermarket. Zostawiliśmy rzeczy w pokoju i ruszyliśmy na zakupy. Woda na dziś/jutro, banany, coś na słodko i kilka innych pierdół.


Czas ruszać do hotelu
Ostatnie poprawki i czas udać się do hotelu

Katedra w Palmie
Katedra w Palmie


Przygodę czas zacząć


O godzinie 15:30 staliśmy z rowerami przed hotelem, gotowi do startu. Pół godziny opóźnienia, całkiem nieźle, zważywszy, że sam sam samolot spóźnił się prawie godzinę. Temperatura lokalna - 26*C w cieniu. Ciepło.
Odpaliłem Stravę, aby pomogła nam jak najprościej wydostać się z miasta (praktycznie całą trasę miałem w głowie, ale nie chciałem sobie pozwolić na błąd). Przejechaliśmy jakieś 2 km i GPSa można było już wyłączyć. Na rondzie zjechaliśmy na stosunkowo wąską drogę, ze świetną, gładziutką nawierzchnią, istną taflę. Stricte rowerowa, ruch samochodowy znikomy, a ilość miniętych po drodze kolarzy była niezliczona. Był to zarazem początek pierwszego dziś podjazdu - Coll de sa Creu.
Od razu dało się odczuć górski klimat, wapienne skały towarzyszące po obu stronach, szczyty widoczne w oddali oraz ciągłe zakrętasy/serpentyny. MAJORKA - Lubię to.
Podjazd łyknęliśmy w mgnieniu oka. Na szczycie spotkaliśmy Niemca, który jak się okazało, mówił po polsku. Spędziliśmy krótką chwilę na rozmowie, po czym życząc sobie powodzenia rozjechaliśmy się z swoje strony. 




Czas zaczynać
No to jedziem!

Coll de sa Creu (376 m)
Długość - 5,8 km
Przewyższenie - 302 m
Średnie nachylenie - 5%


Pierwsze serpentyny Pierwsze serpentyny

Pod Col de sa Creu
Pod Col de sa Creu

Kolejne zakrętasy
Kolejne zakrętasy

Dalej w górę


Puig Major

Col de sa Creu

Col de sa Creu


Przez górskie miejscowości



Zjazd okazał się czystą poezją, nawierzchnia cały czas tak dobra jak wcześniej, dużo technicznych zakrętów i piękne widoki. Po dojechaniu do skrzyżowania skręciliśmy prawo. Ciągle jadąc w dół dojechaliśmy do drogi głównej i odbiliśmy ostro w lewo, w kierunku Puigpunyent.
Od tego momentu ponownie zaczęliśmy się piąć w górę. Zygzakami dotarliśmy do Galilei, małej miejscowości położonej na skałkach.


W kierunku Galilei
Pod skłakami
Górskie klimaty

Jest pięknie
Jest piknie

W Puigpunyent
W Puigpunyent

Ładne skałki
Jedno z wielu pól oliwkowych miniętych po drodze

Selfie na trasie

Ściana z prawej strony
Skałki w Galilei

W Gelilei

W Galilei 

Willa i góry w tle
Willa i góry w tle


Piękny Puig de Galatzo 


Port Andratx

Kolejne sześć kilometrów zjazdu szybko doprowadziło nas do es Capdella. Tam się nie zatrzymywaliśmy, skręciliśmy w prawo i pokonując jeszcze jedną znaleźliśmy się w Andratx.


Miasto portowe ściągnięte na zoomie


Znów do góry

Gołe skały
W Andratx
W Andratx

Zabudowania w Andratx



Coll de sa Gramola
Długość - 5,3 km
Przewyższenie - 268 m
Średnie nachylenie - 5%

Za rondem w mieście rozpoczęliśmy podjazd pod Coll de sa Gramola. Właściwie to zapomniałem dodać, że już w okolicach Galilei praktycznie przestaliśmy mijać kolarzy. Od Andratx, aż do samego końca nie minęliśmy już o ile dobrze pamiętam żadnego. Ruch samochodowy też był znikomy. 
W takich też warunkach przyszło nam podjeżdżać pod sa Gramolę. Calutka szosa była nasza. Od wszystkich poprzednich podjazd ten różnił się tym, że był całkowicie odsłonięty, więc bez przerwy można było podziwiać panoramy dokoła.
Na szczycie przełęczy przejechaliśmy przez przesmyk wyrzeźbiony w skale i rozpoczęliśmy zjazd do jednego z najciekawszych miejsc dzisiejszego dnia - drogi otoczonej z trzech stron wysokimi skałami, widokiem na morze i dwoma tunelami, uczta dla oczu. Na punkcie widokowym spotkaliśmy parę Finów, którzy zrobili nam kilka wspólnych zdjęć.


Jazda między skałamiPoczątek podjazdu pod Col de sa GramolaCiągniemy do góry
Przy takich widokach samo ciągnie do góry

Przyjemna droga w górę
Spojrzenie za siebie
Spojrzenie za siebie

Widoki kapitalne
Zadowolony
Wąski przesmyk
Osuwisko skalne


Chyba najpiękniejsze zwiedzone dziś miejsce, skały dookoła, nie sposób tego uchwycić na zdjęciu


O tak, pierwsze tunele!


Zdjęcie robione przez Fina

Droga pod górami


Wybrzeżem



Dalej droga prowadziła nas wzdłuż wybrzeża, po lewej mieliśmy morze i klify, po prawej góry. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze dwa punkty widokowe, jeden w Estellencs, drugi w Banyalbufar. Ach te nazwy...
Z tego drugiego udało się nawet uchwycić Puig Majora. W obu tych miejscowościach też próbowaliśmy kupić wodę, niestety wszędzie już wszystko było pozamykane.


Kolejny przesmyk przed nami
Wąski przesmyk przed nami

Statek na horyzoncie
Świetne miejsce
Samo ciągnie do przodu
Kapitalne skałki
Pod słońce
Klify

Lazurowe wybrzeże
Lazurowe wybrzeże

Tam jedziemy
Dalsza część trasy
Chwila relaksu
Chwila relaksu

Na punkcie widokowym
Na punkcie widokowym 


Szczyt jeden


Szczyt dwa


Szczyt trzy

Szczyty trzy
Szczyty trzy

Bestyjki
Bestyjki 

Klify nadmorskie
Klify nadmorskie 

Z wieży
Z wieży

Morze Śródziemne
Tak sobie pozuję


W Bayalbufar rozpoczęliśmy ostatni i najdłuższy dziś podjazd - pod przełęcz przed Valldemossą. W momencie, gdy zaczynaliśmy podjeżdżać słońce już chyliło się ku zachodowi, powoli zaczęło się ochładzać, choć wciąż było dobre 20*C.
Gdzieś w połowie odbiliśmy z drogi głównej i węższą kontynuowaliśmy wspinaczkę wijącą się jak wąż szosą.
Dynamiczny zjazd poprowadził nas do Valldemossy. Zatrzymując się tylko, żeby ubrać buffy minęliśmy oświetlone nocą miasteczko i taflą zjechaliśmy aż do samej Palmy.



Przedostatni dziś podjazd
Przedostatni dziś podjazd

Słońce zachodzi
Zachód łapie nas na podjeździe przed Valldemossą

Koniec dnia
Już zacszło
Miasteczko

Pod Mercadoną byliśmy o 21:25, czyli pięć minut przed zamknięciem. Kupiliśmy należne piwko i udaliśmy się do domu.
Na miejscu byliśmy o 21:40 - 40 minut później niż przypuszczane. Zanim się wyzbieraliśmy na jutro, była północ. 6 h snu przed nami.
Dobranoc.

Przygotowania przed jutrem
Przygotowania przed jutrem

Piwko na wieczór
Na zdrowie



  • DST 47.56km
  • Czas 02:00
  • VAVG 23.78km/h
  • VMAX 53.31km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 413m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Hedsor Towers i malowniczy zachód słońca

Czwartek, 4 lutego 2016 · dodano: 17.02.2016 | Komentarze 1


Po pracy jedziemy z Arkiem na krótką pętlę. Do Hedsor Towers jeszcze za widoku, tam podziwiamy zachód słońca i jedziemy na Winterhill. Później zjazd agrafką do Marlow. Na dole odbijamy w lewo i jedziemy w kierunku dużego ronda, gdzie zjeżdżamy na drugim zjeździe i podjeżdżamy na wzniesienie alternatywnym podjazdem. 
Pod koniec jeszcze podjazd pod Kiln Lane i standardową drogą do domu
Ruch samochodowy przez większość trasy dość spory. Bez wiatru i nawet ciepło. 

Najlepsze jeszcze przed nami
Rozżarzyło się
Hedsor Towers

Bardzo malowniczy zachód

cad. 75 rpm



  • DST 124.76km
  • Czas 05:06
  • VAVG 24.46km/h
  • VMAX 68.77km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 1246m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Haddington Hill

Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 12.01.2016 | Komentarze 0



Start o 10:30, samotnie. Część znanymi drogami, na początek Winterhill, później Henley. Gorąco na podjazdach, niepotrzebnie ubrałem base layera z długim rękawem. Później w górę, czyli Chiltern Hills, tam powyżej 200 m nad poziom morza pojawia się gęsta mgła. Włączam oświetlenie. Potem ostry zjazd z Kingston Hill. Mokro. 
Do dole mgła ustępuje. Do samego Haddington Hill jadę po płaskim, dopiero pod koniec zaczynają się hopki. Okazuje się, że tamtejsze pagórki nie są zalesione, więc przy lepszej widoczności z góry panorama na 360. Dziś nic nie byłoby widać, więc nawet nie szukam drogi na sam szczyt. 
Jeśli chodzi o drogi to nawet dość fajne, co najważniejsze - spokojne, będę tu częściej wpadał. Dużo górek. 

Powrót przez Hazelmere i Beaconsfield. Trochę zmarzłem w stopy. Przez całą drogę dwie bułki  domu, cztery banany i 0,7l wody. W domu melduję się o równej 17.

temp. 7 - 4*C

Bardzo pochmurno
Okolice Henley

English road
Gęsta mgła
Na pagórkach mgliście

Mglisty las
Dalej mgła
Góreczki chiltern
Góreczki Chiltern we mgle

Pagórczeki
Kolejna kopka
Ładny kościół
Zabytkowy kościół
Zabytkowy kościół
Ten sam kościół
Autostrada



  • DST 80.94km
  • Czas 03:31
  • VAVG 23.02km/h
  • VMAX 70.70km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 843m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Henley on Thames

Sobota, 26 grudnia 2015 · dodano: 12.01.2016 | Komentarze 0


Wyjazd miał być do południa, planowałem setkę, ale Arek miał świąteczne śniadanie w domownikami. Czekam więc na niego. Ruszamy po dwunastej. Na zewnątrz ciepło, około 14 stopni, ale bardzo, bardzo wietrznie i pochmurno. Mimo wszystko jedzie się nie najgorzej. Standardową drogą lecimy na Marlow. Miejscami bardzo mokro, lecz wiatr nieprzerwanie suszy asfalt. W Fingest jedziemy w lewo i nowo poznanym odcinkiem kierujemy się na Henley. Przekraczamy rzekę i główną lecimy w kierunku Maidenhead. Przed miastem łapie nas ciemność, a my odbijamy w lewo i lecimy na Winterhill, tam zamykamy pętlę i tą samą drogą wracamy do domu. Na podjeździe pod Kiln Lane Arek umiera, wszystko przez źle dobrany do pogody ubiór. 


cad. 72 rpm

Postój na jedzienei
Szybkie zakupy

Za Marlow
Dróżka 2
W Fingest
Pola i lasy
Za Fingest
Analiza traski na GPS

Jakąś spokojną dróżką
Dróżka 3
Dróżka 4
W Henley
W Henley

Nad Tamizą
Tamiza
W Henley
Tamiza
Podjazd 10%
Podjazd 10%

Jakieś ruiny
Jakieś ruiny

Niebo wieczorem