Info

Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough
PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 40000.40
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 17.80 km/h
TOP
Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km
Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km
Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie
Najwyższe podjazdy/szczyty:
1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016
2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016
3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016
Sezon 2017:





Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km
Zaliczone Gminy


Kategorie
Rower:
Cannondale CAAD8 2012
Kellys Scarpe 2009
OLYMPIC
Dystans:
0 - 25 km
25 - 50 km
50 - 100 km
100 - 200 km
200 - 300 km
Typ:
>30 km/h
Przejażdżki
Dojazd
Na luzie
Trenażer
Kiedy:
2016
2015
2014
2013
Za dnia
Nocą
Z kim:
Sam
Z kimś
Inne:
Trekking
Bieganie
Siłownia
Fotorelacje
Podsumowania
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień15 - 0
- 2025, Marzec12 - 0
- 2025, Luty11 - 0
- 2025, Styczeń10 - 0
- 2024, Grudzień18 - 0
- 2024, Listopad8 - 0
- 2024, Październik13 - 0
- 2024, Wrzesień31 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec18 - 0
- 2024, Czerwiec8 - 0
- 2024, Maj19 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty25 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad6 - 0
- 2023, Październik5 - 0
- 2023, Wrzesień11 - 0
- 2023, Sierpień22 - 0
- 2023, Lipiec28 - 0
- 2023, Czerwiec17 - 0
- 2023, Maj5 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec12 - 0
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień25 - 0
- 2022, Lipiec16 - 0
- 2022, Czerwiec27 - 0
- 2022, Maj21 - 0
- 2022, Kwiecień10 - 0
- 2022, Marzec10 - 0
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń3 - 0
- 2021, Grudzień5 - 0
- 2021, Listopad6 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień17 - 0
- 2021, Sierpień24 - 0
- 2021, Lipiec29 - 0
- 2021, Czerwiec28 - 0
- 2021, Maj22 - 0
- 2021, Kwiecień16 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty7 - 0
- 2021, Styczeń11 - 0
- 2020, Grudzień8 - 0
- 2020, Listopad8 - 0
- 2020, Październik8 - 0
- 2020, Wrzesień20 - 0
- 2020, Sierpień19 - 0
- 2020, Lipiec21 - 0
- 2020, Czerwiec19 - 0
- 2020, Maj9 - 0
- 2017, Lipiec1 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 0
- 2017, Maj11 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 0
- 2017, Marzec7 - 1
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień2 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik3 - 0
- 2016, Wrzesień16 - 2
- 2016, Sierpień10 - 0
- 2016, Lipiec18 - 9
- 2016, Czerwiec16 - 2
- 2016, Maj11 - 0
- 2016, Kwiecień10 - 11
- 2016, Marzec15 - 1
- 2016, Luty12 - 3
- 2016, Styczeń12 - 4
- 2015, Grudzień9 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik13 - 5
- 2015, Wrzesień11 - 3
- 2015, Sierpień13 - 4
- 2015, Lipiec15 - 5
- 2015, Czerwiec14 - 2
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień7 - 0
- 2015, Marzec2 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń6 - 0
- 2014, Grudzień9 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik18 - 5
- 2014, Wrzesień3 - 0
- 2014, Sierpień13 - 0
- 2014, Lipiec19 - 11
- 2014, Czerwiec4 - 0
- 2014, Maj6 - 2
- 2014, Kwiecień15 - 15
- 2014, Marzec13 - 18
- 2014, Luty3 - 3
- 2014, Styczeń5 - 10
- 2013, Grudzień5 - 18
- 2013, Październik3 - 0
- 2013, Wrzesień42 - 26
- 2013, Sierpień44 - 10
- 2013, Lipiec16 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Nocą
Dystans całkowity: | 3911.58 km (w terenie 89.60 km; 2.29%) |
Czas w ruchu: | 171:31 |
Średnia prędkość: | 21.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.27 km/h |
Suma podjazdów: | 45322 m |
Suma kalorii: | 45960 kcal |
Liczba aktywności: | 63 |
Średnio na aktywność: | 62.09 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
- DST 23.79km
- Czas 01:02
- VAVG 23.02km/h
- VMAX 48.10km/h
- Temperatura 9.0°C
- Podjazdy 91m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Andrzeja na urodziny
Poniedziałek, 24 października 2016 · dodano: 23.07.2017 | Komentarze 0
Koło 16 czekamy z Arkiem pod Metro bankiem na Andrzeja i Tomka wracających z trasy. We czwórkę udajemy się do Maidenhead, do Andrzeja. Dojeżdża do nas również Janek. Miło spędzony wieczór kończymy około 22.
- DST 28.79km
- Czas 01:45
- VAVG 16.45km/h
- VMAX 35.61km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 363m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Błocisty terenik :)
Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 23.07.2017 | Komentarze 0
Nocna jazda w lekkim deszczu. Miły terenowy przejazd przez Bednarkę. Całość na luzie i przy rozmowie. Na koniec zahaczamy po chleb w Libuszy.
Kategoria 2016, 25 - 50 km, Kellys Scarpe, Na luzie, Nocą, Przejażdżki, Urlop - jesień 2016, Z kimś
- DST 305.00km
- Teren 3.00km
- Czas 14:15
- VAVG 21.40km/h
- VMAX 74.18km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 3430m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczadzkie "Trzysta pięć"
Środa, 14 września 2016 · dodano: 19.07.2017 | Komentarze 1
Trasa: Tylawa - Komańcza - Cisna - Ustrzyki Górne - Ustrzyki Dolne - Uherce Mineralne - Myczkowce - Solina - Polańczyk - Hoczew -Lesko - Zagórz - Szczawne - Komańcza - Tylawa - Mszana - Iwla - Nowy Żmigród
Rowerowy wypad w Bieszczady planowaliśmy już od bardzo długiego czasu. Pewnego wrześniowego dnia udało się nam go zrealizować. Aby nie tracić kilometrów na pokrywanie odcinków, którymi jeździmy co dzień na start wycieczki, czyli Jaśliska, dojechaliśmy samochodem. Zostaliśmy podwiezieni przez nasz osobisty support, czyli tatę Kuby, pana Kazka. Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)
O godzinie 6 wyruszyliśmy z Jaślisk. Początkowo było chłodno i mgliście, lecz bardzo szybko mgły się rozeszły, a widoki zaczęły robić się coraz ciekawsze. Na pagórkach temperatura była już całkiem znośna, w dolinach zaś za każdym razem zderzaliśmy się ze ścianą przeszywającego zimna.
W upale już przyszło nam zdobywać przełęcze Wyżnią (872 m) oraz Wyżniańską (855 m). Wysoka temperatura utrzymywała się przez cały dzień. Po drodze nie mogliśmy nie zahaczyć o tamę na Solinie.
Opis niestety szczątkowy, ponieważ klecę go 9 miesięcy po fakcie...
Była to jak na razie nasza najdłuższa jednorazowa wycieczka. Piona Kubcyk :)

Ostatnie przygotowania

Poranne mgły





Już w słońcu




Chatka Puchatka





Bieszczadzkie serpentyny








Postój na hot-doga na Orlenie


Bruki w okolicach Soliny














Kategoria 2016, Dniem, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Nocą, Przejażdżki, Urlop - jesień 2016, Z kimś, 300 - 400 km
- DST 30.59km
- Czas 02:02
- VAVG 15.04km/h
- VMAX 56.65km/h
- Podjazdy 305m
- Aktywność Jazda na rowerze
Z mamą
Środa, 13 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0
Wieczorna rundka z mamą i Robertem, pod koniec dołączył do nas Kuba. Na początek na przełęcz w Pagorzynie. Zjazd tą samą drogą. Na dokładkę Korczyna. Tam mogliśmy oglądać start paralotniarza oraz zachód słońca. Mama super dała radę, jakby potrenowała to mogłaby z nami kręcić, hehe :)














Kategoria 2016, 25 - 50 km, Dniem, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Na luzie, Nocą, Urlop - lato 2016, Z kimś
- DST 23.50km
- Czas 01:03
- VAVG 22.38km/h
- VMAX 62.32km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Przetarcie
Niedziela, 3 lipca 2016 · dodano: 15.08.2016 | Komentarze 0
Po kiełbasce z grilla i lekcji z wymiany opon/dętek dla młodego postanowiłem zrobić krótką pętelkę, żeby sprawdzić jak sprawuje się rower po przeglądzie i wymianie korby.
Chodzi jak nowy, nowa zębatka z przodu zmieniona z 42 na 48t. Czuć różnicę.
Trasa:
Libusza > Korczyna - Sośniny > Wójtowa > Lipinki góra > Kryg > Kobylanka > Libusza
Na Ogniwie rozkopany most i brak przejazdu.





Ledwo widoczne Tatry
Kategoria 0 - 25 km, 2016, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Nocą, Przejażdżki, Sam, Urlop - lato 2016
- DST 174.31km
- Czas 09:20
- VAVG 18.68km/h
- VMAX 71.47km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 3229m
- Aktywność Jazda na rowerze
Majorka II - Czyli o tym, jak banknot 20 euro uratował wycieczkę
Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 23.05.2016 | Komentarze 1
temp. 12 > 29 > 19*C
Pobudka
Kto jadąc na wakacje wstaje o szóstej? No tak, my...
Na początek poszedłem do recepcjonisty po wrzącą wodę do zalania Travelluncha, dziś o smaku Chicken Curry z ryżem. Spakowani już praktycznie byliśmy, zostało wrzucić tylko kilka drobiazgów. Z racji, że dziś jechaliśmy na drugi koniec wyspy i tam nocowaliśmy, to plecaki były cięższe niż zwykle.

6 litrów i dalej mało

Zbieramy się
Ciężkie pierwsze kilometry
Wyjechać udaje się nam prawie regulaminowo, bo o 7:10. Początkowo straszliwa zamuła, jeszcze zaspani, nierozgrzani i nie do końca zregenerowani po wczorajszym długim dniu. Tak, lekko pnąc się w górę dotarliśmy do Esporles. Tam krótki postój na kilka zdjęć.

Stadion


Początek przez miasto

Pierwsze góreczki

Późny wschód słońca

W miejscowości Esporles

Maryjka na skale

Kościół w Esporles


Odrodzenie
Za miejscowością zaczęliśmy właściwy podjazd pod przełęcz Coll D'en Claret przed Valldemossą (tą, którą zaliczaliśmy wczoraj, tyle, że od strony Banyalbufar). Wspinaczka momentalnie przyniosła nam orzeźwienie, morale i motywacja od razu się poprawiły, a nogi poczuły powera. Im wyżej, tym widoki robiły się coraz ciekawsze. W końcu dotarliśmy do skrzyżowania, z możliwością zjazdu do Banyalbufar, my oczywiście skręciliśmy w prawo i kontynuowaliśmy wspinaczkę. Wrażenia z podjazdu całkowicie inne, niż wczoraj, gdy podjeżdżaliśmy późnym wieczorem. Dokoła wychodnie skalne, Esporles w dolinie, a w oddali widoczna nawet zatoka Palmy.

Podjazd za Esporles


Skręt na Valldemossę, wczoraj jechaliśmy od strony Andratx

Kapitalny podjazd przed Valldemossą

Droga wycięta w skale

Widoczki z przełęczy (w oddali Palma)

Esporles w dolinie

Warto się zatrzymać i popatrzeć


Drzewka oliwkowe

W kierunku Valldemossy
Po szybkim zjeździe znaleźliśmy w Valldemossie. Tam zarządziliśmy postój na uzupełnienie bidonów i przekąszenie czegoś, padło na żelki - rekiny ;).

Postój w Valldemossie

Żelki!

Valldemossa (widok przynoszący na myśl Prince of Persia)

Valldemossa
Zombiaki
Kolejnym punktem kontrolnym, który nas czekał był Por de Soller. Kontynuowaliśmy drogą wzdłuż wybrzeża, głównie czekał nas zjazd, z kilkoma hopkami po drodze. Na odcinku prowadzącym do miejscowości Deia wykręcilłem Vmaxa (71,47 km/h). Samo miasteczko zrobiło na nas olbrzymie wrażenie, położone u stóp pionowych ścian, nad klifami.
W Sollerze zachciało się nam podjechać pod katedrę, co było olbrzymim błędem. Okazało się, że była usytuowana zaraz przy jarmaku, czy jak to nazwać, w każdym razie tłum był tam niesamowity. Ciężko się było przecisnąć, wyglądało to jak pochód zombie, ludzie łazili we wszystkie strony, jakby bez celu. Jak można spędzać wakacje w ten sposób, ja dusiłem się tam od momentu kiedy tam wjechaliśmy. Pod katedrą zrobiliśmy kilka fotek i obraliśmy kurs na port. Na początku udało się nam złapać w tunel za pociągiem biegnącym przez całe miasto (od samej Palmy). Ludzie pięknie rozstępowali się na dwie strony, lecz w końcu skierował się on na właściwe tory i nie mieliśmy już jak za nim jechać. Dalej w gąszczu jednokierunkowych uliczek przeciskanie się nie było łatwe, poirytowani część z nich przejechaliśmy pod prąd, a co.


Zamek na skale

Wysoko ten zamek

Górski klimat - Deia

Piękne klify

Puig Major

Katedra w Soller


Port de Soller
W porcie odetchnęliśmy z ulgą, uwolniliśmy się od tego tłumu. Spędziliśmy chwilę przy wybrzeżu i ruszyliśmy na krótki podjazd pod latarnię. Kilka serpentyn z pięknymi widokami i byliśmy na górze. Tam czekała na nas przepiękna panorama na cały port. Kilka fot i powrót do portu na jakiś obiad. Zatrzymaliśmy się w pierwszym lepszym barze przy plaży, gdzie zjedliśmy bułki z tuńczykiem, które jak się okazało były na zimno, no niestety. Menu tylko po hiszpańsku, więc ciężko było coś zrozumieć :P
Kilka minut po 12 wyjechaliśmy z portu.

Widok z portu



Latarnia w Port Soller

Mój MMR

Massi Arka






Postój na obiad
Zanim zaczęliśmy właściwy podjazd pod Puig Major, podjechaliśmy jeszcze boczną i spokojną drogą pod krótki podjazd między polami oliwkowymi i pomarańczowymi. Tam małe splewy w postaci dwóch pomarańczy. Nie mogliśmy się powstrzymać :P

Pomarańcze!


Oliwki!

Splewy...
Tunnel Monnaber (866 m)
Długość - 14,2 km
Przewyższenie - 821 m
Średnie Nachylenie - 6%
Doczekaliśmy się, przed nami ukazał się najtrudniejszy podjazd na wyspie, z widocznym już od pierwszych kilometrów potężnym masywem skalnym pod szczyt którego prowadził. Podjeżdżając minęliśmy dziesiątki kolarzy wszelkiej maści, ze zdecydowaną większością szosowców.
Głównie trudność podjazdu spowodowana jest jego długością, nachylenie nie jest uciążliwe i podobnie jak na wielu pojazdach na wyspie oscyluje głównie w okolicach 5-8%, nawierzchnia to na całej jego długości nieskazitelna tafla, z dużą ilością wyprofilowanych zakrętów umożliwiających bardzo dynamiczny zjazd. Jeśli chodzi o widoki, to częściowo jesteśmy osłonięci drzewami, pozostałe fragmenty pozwalają nam podziwiać jedne z najwyższych i najciekawszych formacji skalnych na wyspie oraz Fornalutx w dolinie. Jeśli chodzi o atrakcje, to po drodze mamy krótki wyryty w skale tunel, zaraz przed szczytem punkt widokowy z panoramą w kierunku zachodnim, a ostatnie metry podjazdu zdobywamy jadąc najdłuższym tunelem na wyspie - tunelem Monnaber, mierzącym 4 00 metrów.
Słońce i temperatura nie ułatwiały nam jazdy, była 13 i grzało konkretnie. Do szczytu dotarliśmy w niespiesznym tempie. Tam zgadaliśmy się z miejscowym kolarzem, użyczyłem mu trochę wody, której sam niewiele miałem, a on zrobił nam zdjęcie.


Początek podjazdu pod Puig Major




Tunelik przed nami



Kolejne kilometry w górę


Pozycja superaero ;)





Koniec drogi... żartowałem, tunel

Najwyższy punkt całego wypadu - Monnaber tunel, prowadzący pod Puig Majorem (866 m)



400 m tunelu przed nami

Chyba nie wyrobił zakrętu (zdjęcie robione na dużym zoomie, samochód leżał w przepaści jakieś 200-300 metrów niżej drogi)

Po wyjeździe z tunelu trafiliśmy w serce gór Serra de Tramuntana, między najwyższe szczyty wyspy, nad piękne bursztynowe jeziora. Po lewej srożył się nad nami Puig Major, idealnie było widać bazę badawczą na szczycie oraz podjazd służący niestety tylko dla militarnych. Jeśli byłby otwarty dla nas kolarzy, to mielibyśmy pięknego HC-ka, długiego pewnie na 20 km, z przewyższeniem ponad 1400 metrów.

Szmaragdowe jeziorko

Zamknięta dla ruchu droga do bazy wojskowej na Puig Major

Gorg Blau




Po niedługim odcinku trafiliśmy na kolejny tunel, a za nim następne malownicze panoramy, kolejny punkt widokowy i malutki sklepik przy drodze, gdzie kupiliśmy sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Kawałek dalej usytuowany był akwedukt, przy nim kilka sklepików i skręt do Portu Sa Calobra. My jednak pojechaliśmy prosto, epicki podjazd pod Coll dels Reis zostawiliśmy sobie na dzień następny.

Drugi tunel - 200 m








Mają pyszny sok z pomarańczy
W miejscowości Lluc skręciliśmy w lewo i cały czas ciagnąc w dół lecieliśmy aż do Pollency. W mieście zrobiliśmy postój pod Lidlem na napełnienie brzuchów i bidonów.


Port Pollenca


Łydy jak bele

Góry zostawiamy za sobą
Droga pod Cap Formentor
Prowadzi ona wąskim i długim półwyspem do najbardziej wysuniętego na północny wschód punktu wyspy. Aby się tam dostać trzeba pokonać dwa podjazdy, obydwa po około 200 metrów przewyższenia. Cały odcinek oferuje kapitalne widoki na zatokę Pollency oraz Alcudii, widok na okoliczne półwyspy, wysokie klify oraz morze. Z niektórych odcinków widać również wyższe partie gór. Po drodze mijamy również ciekawy nieoświetlony tunel wyryty w wysokiej skale. Ogólnie rzecz biorąc to jedna z najpiękniejszych tras na wyspie i uważam, że będąc na Majorce grzechem jest ją pominąć.
Dla nas był to ostatni etap podróży dzisiejszego dnia, a zaczęliśmy go jeszcze przed pierwszym podjazdem od gumy na przednim kole u Arka. Na szczęście ekspresowe latanie szybko zażegnalo problemowi.
Po zdobyciu pierwszego podjazdu spędziliśmy chwilę na punkcie widokowym. Później zjazd doprowadził nas znów praktycznie do poziomu morza. Tam usłyszeliśmy tylko: pssssss.... Poszedł tył, też u Arka. Powód - wczorajsze wymuszone hamowanie na pichy, dało radę cieniutkiej Lugano. Okazało się, że zaczęły jej już wychodzić bebechy, więc samo łatanie dętki nic by nie dało. Postanowiłem więc improwizować, powiedziałem do Arka: dawaj 20 euro. Arek, widząc, że jestem już z deka poirytowany bez zbędnych pytań wręczył mi banknot, nie wiedząc jeszcze co ja mam zamiar z nim zrobić. Pewnie myślał, że zażyczyłem sobie zapłaty za łatanie jego gumy, hehe ;).
Złożyłem go na trzy i położyłem w miejscu przetarcia, między oponą, a dętką.
Ujechliśmy z kilometr - ku#&a, znowu. Co się okazało, banknot troszkę się przesunął i dętka znów się przetarła. Na szczęście ponowna próba zaskutkowała już idealnie. Znów jechaliśmy, drugi podjazd i byliśmy u celu, czyli pod Cap Formentorem.
Porobiliśmy trochę zdjęć i ruszyliśmy z powrotem. Czasu i tak już dużo straciliśmy, więc nie było co zwlekać. Słońce już chyliło się ku zachodowi i na nasze szczęście na idealny moment trafiliśmy na punkcie widokowym.

Początek trasy na Cap Formentor, miejsce pierwszego laczka

Robią wrażenie





Z punktu widokowego



Dalsza cześć drogi

Uwaga! Spadający ludzie

Wojskowy

Potężne skały

Ostatni dziś tunel



Nie ma co opisywać, trzeba podziwiać



Ostatnia hopa przed nami

Półwyspy robią wrażenie


Cap Formentor zaliczony







A oto latarnia


Formentor w pełnej krasie

Ściana po prawej, przepaść po lewej


Ostatnie promienie liżą skały



Takie tam




Ostatnie kilometry
Gdy wyjechaliśmy do portu było już praktycznie ciemno, drogą wzdłuż linii brzegowej dotarliśmy do Alcudii. Tam zrobiliśmy zakupy w Mercadonie (oczywiście zaraz przed zamknięciem). Na początku zameldowaliśmy się w złym hotelu (o bardzo podobnej nazwie), lecz po krótkiej chwili znaleźliśmy ten właściwy. Standard dużo lepszy niż w tym w Palmie. Po rozlokowaniu się, wypiciu odżywek i zrobieniu wszystkiego co niezbędne ruszyliśmy na miasto poszukać jakiejś jadłodajni. Trafiliśmy do włoskiej pizzerii.
Około północy, napchani pizzą i zmęczeni poszliśmy spać.
Aha, a opona wytrzymała do końca :)

Pollenca

I po zachodzie


Uzbrojony kokpit

Xara Gate - Portal del Moll



Mercadona

Skończona opona

W hotelu

Z okna


Pizza w nagrodę!
Kategoria 100 - 200 km, 2016, Dniem, Fotorelacje, Majorka 2016, Nocą, Przejażdżki, Z kimś
- DST 102.98km
- Czas 04:55
- VAVG 20.95km/h
- VMAX 60.65km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 2013m
- Aktywność Jazda na rowerze
Majorka I - Setki zakrętów, kilka przełęczy i morze
Piątek, 15 kwietnia 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4
Niespodziewane spotkanie
Budzik obudził nas o 3:30 rano. Standardowo, nie dałem mu się rozkręcić, po dwóch sekundach był już zneutralizowany. Wstawanie o tej porze nie należy do najprzyjemniejszych, jednak powód był na tyle dobry, że całkiem nieźle nam poszło. Na śniadanie zjedliśmy owsiankę. Do torby zostało tylko wrzucić ładowarki i bułki na drogę zrobione już wieczorem. Byliśmy gotowi, pozostało tylko czekać na taxi.
Totalnie mnie zamurowało, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoni do mnie pan J., którego imienia, ani nazwiska nie będę tutaj wspominał. W każdym razie to gość, u którego Arek do niedawna mieszkał i którego obaj darzyliśmy średnią sympatią. Podczas rozmowy przez telefon mnie nie poznał, ale gdy podjechał pod dom i nas zobaczył, to jego zamurowało. Zapakowaliśmy się, a ten burknął tylko pod nosem, że gdyby wiedział, że to my to by nas nie zawiózł. Zaśmiałem się w myśli wsiadłem.
Okazało się, że jedziemy jeszcze zgarnąć jakąś dziewczynę, po czym w niezbyt rozmownej atmosferze ruszyliśmy w kierunku Stansted. Większość drogi na szczęście udało mi się przespać.
Na lotnisko dojechaliśmy o czasie. Przy zdawaniu bagażu w kolejce poczekaliśmy sobie podwójnie. Po dojściu do taśmy okazało się, że nalepkę trzeba sobie wydrukować samemu przy wadze ustawionej wcześniej (jakieś nowe udogodnienia). Na odprawę dotarliśmy mimo to z dużą nawiązką czasu. Niestety lot się nam opóźnił. Siedząc już w samolocie byliśmy zmuszeni poczekać jakieś 50 dodatkowych minut, co z deka wyprowadziło mnie z równowagi. Z tego co zrozumiałem z bełkotu pilota przez mikrofon, to powodem była kolejka na pasie startowym.
Wybiła 8:20.
OK.
WYSTARTOWALIŚMY.
NARESZCIE.


Doris zawsze w pobliżu


Czekając na taxi
LOT
Przy starcie nie było czego podziwiać, bo padało i było przymglone, jednak po krótkiej chwili wylecieliśmy z partii niskich deszczowych chmur i widoki, które zaczęły się nam ukazywać zrekompensowały całe to czekanie na wylot.
Najpierw mieliśmy pod sobą idealnie szczelny dywan chmur, który przy wybrzeżu zaczął się przerzedzać, a nad Francją był już znikomy. Z okna udało się nam uchwycić Sekwanę. W południowej części Francji chmury zniknęły praktycznie całkowicie, a my czekaliśmy tylko na jedno: PIRENEJE.
Kiedy zobaczyłem coś białego w oddali wiedziałem, że to one. Idealnie widoczne, praktycznie bez chmurek.
Następnie przelecieliśmy nad Barceloną, po czym wlecieliśmy nad Morze Śródziemne. Lądując mogliśmy się jeszcze napatrzeć z lotu ptaka na południowo-wschodnią część wyspy.
Jak dobrze, że siedziałem od okna ;).

Chmury nad Anglią bardzo zjawiskowe

Sekwana pod nami

Pireneje w pełnej krasie


Podjazd w Pirenejach

Minorka, chyba

Port Alcudia, a któryś z tych budynków to nasz hotel

Półwysep

Szczyty na Majorce

Puig de Randa - zaplanowany do zdobycia na poniedziałek

Pola golfowe
Walka z czasem
Po wylądowaniu, gdy samolot nawrócił na ukazało się nam północne pasmo górskie i Puig Majorem na czele. Robi skubany wrażenie.
Zależało nam na czasie, stracone mieliśmy już 50 minut, więc nie można było sobie pozwolić na kolejne opóźnienia. W samolocie siedzieliśmy z samego tyłu, więc szybko się ewakuowaliśmy. Zdecydowanhym krokiem zmierzyliśmy po odbiór bagażu, tam oczywiście trzeba było poczekać, bo masz na taśmie ukazał się prawie na końcu. W tym momencie wybiło południe, co oznaczało, że bus, którym chcieliśmy jechać pod wypożyczalnię rowerów właśnie nam uciekł. Kolejne pół godziny w plecy, pojechaliśmy kolejnym o 12:30.

Czekając na autobus
Embat Ciclos
Udało się nam wysiąść na dobrym przystanku, do wypożyczalni stamtąd dwa kroki. Na miejscu dane nam było pierwszy raz w życiu zobaczyć plażę i morze z bliska. Piękna sprawa, piasek, woda i opalające się dziewczyny :D Mimo to jednak cieszę się, że jestem z południa Polski i dokoła siebie mam góry :D I tego też nie mogliśmy się doczekać na Majorce.
Na zbyt długie nacieszenie się tymi widokami nie było czasu. Ja poszedłem załatwiać rowery, a Arek zaczął wyciągać z torby wszystko, co miało zostać na nie zamontowane, chcieliśmy to zrobić od razu, żeby maksymalnie odciążyć torbę.

Odbiór rowerów


Plaża w Palmie

Lasie się opalają

Głupi i głupszy
Tak musieliśmy wyglądać jadąc obładowani do hotelu. Pierwszy z dwoma plecakami (jeden na plecach, drugi na brzuchu), a drugi z torbą na ramieniu. Dystans jaki mieliśmy przebyć wynosił równe 10 km i nie powiem, żeby był jakoś bardzo przyjemny ale jakoś się dotoczyliśmy, nie wpadając przy tym nikomu pod koła.
Hotel znaleźliśmy bez problemu, pan z recepcji był bardzo miły, pozwolił nam schować rowery w bezpiecznym miejscu oraz powiedział gdzie jest najbliższy supermarket. Zostawiliśmy rzeczy w pokoju i ruszyliśmy na zakupy. Woda na dziś/jutro, banany, coś na słodko i kilka innych pierdół.

Ostatnie poprawki i czas udać się do hotelu

Katedra w Palmie
Przygodę czas zacząć
O godzinie 15:30 staliśmy z rowerami przed hotelem, gotowi do startu. Pół godziny opóźnienia, całkiem nieźle, zważywszy, że sam sam samolot spóźnił się prawie godzinę. Temperatura lokalna - 26*C w cieniu. Ciepło.
Odpaliłem Stravę, aby pomogła nam jak najprościej wydostać się z miasta (praktycznie całą trasę miałem w głowie, ale nie chciałem sobie pozwolić na błąd). Przejechaliśmy jakieś 2 km i GPSa można było już wyłączyć. Na rondzie zjechaliśmy na stosunkowo wąską drogę, ze świetną, gładziutką nawierzchnią, istną taflę. Stricte rowerowa, ruch samochodowy znikomy, a ilość miniętych po drodze kolarzy była niezliczona. Był to zarazem początek pierwszego dziś podjazdu - Coll de sa Creu.
Od razu dało się odczuć górski klimat, wapienne skały towarzyszące po obu stronach, szczyty widoczne w oddali oraz ciągłe zakrętasy/serpentyny. MAJORKA - Lubię to.
Podjazd łyknęliśmy w mgnieniu oka. Na szczycie spotkaliśmy Niemca, który jak się okazało, mówił po polsku. Spędziliśmy krótką chwilę na rozmowie, po czym życząc sobie powodzenia rozjechaliśmy się z swoje strony.

No to jedziem!
Coll de sa Creu (376 m)
Długość - 5,8 km
Przewyższenie - 302 m
Średnie nachylenie - 5%


Pod Col de sa Creu

Kolejne zakrętasy



Puig Major

Col de sa Creu
Przez górskie miejscowości
Zjazd okazał się czystą poezją, nawierzchnia cały czas tak dobra jak wcześniej, dużo technicznych zakrętów i piękne widoki. Po dojechaniu do skrzyżowania skręciliśmy prawo. Ciągle jadąc w dół dojechaliśmy do drogi głównej i odbiliśmy ostro w lewo, w kierunku Puigpunyent.
Od tego momentu ponownie zaczęliśmy się piąć w górę. Zygzakami dotarliśmy do Galilei, małej miejscowości położonej na skałkach.


Górskie klimaty

Jest piknie

W Puigpunyent

Jedno z wielu pól oliwkowych miniętych po drodze



Skałki w Galilei

W Galilei

Willa i góry w tle


Piękny Puig de Galatzo

Kolejne sześć kilometrów zjazdu szybko doprowadziło nas do es Capdella. Tam się nie zatrzymywaliśmy, skręciliśmy w prawo i pokonując jeszcze jedną znaleźliśmy się w Andratx.

Miasto portowe ściągnięte na zoomie

Znów do góry


W Andratx

Coll de sa Gramola
Długość - 5,3 km
Przewyższenie - 268 m
Średnie nachylenie - 5%
Za rondem w mieście rozpoczęliśmy podjazd pod Coll de sa Gramola. Właściwie to zapomniałem dodać, że już w okolicach Galilei praktycznie przestaliśmy mijać kolarzy. Od Andratx, aż do samego końca nie minęliśmy już o ile dobrze pamiętam żadnego. Ruch samochodowy też był znikomy.
W takich też warunkach przyszło nam podjeżdżać pod sa Gramolę. Calutka szosa była nasza. Od wszystkich poprzednich podjazd ten różnił się tym, że był całkowicie odsłonięty, więc bez przerwy można było podziwiać panoramy dokoła.
Na szczycie przełęczy przejechaliśmy przez przesmyk wyrzeźbiony w skale i rozpoczęliśmy zjazd do jednego z najciekawszych miejsc dzisiejszego dnia - drogi otoczonej z trzech stron wysokimi skałami, widokiem na morze i dwoma tunelami, uczta dla oczu. Na punkcie widokowym spotkaliśmy parę Finów, którzy zrobili nam kilka wspólnych zdjęć.


Przy takich widokach samo ciągnie do góry


Spojrzenie za siebie




Osuwisko skalne

Chyba najpiękniejsze zwiedzone dziś miejsce, skały dookoła, nie sposób tego uchwycić na zdjęciu

O tak, pierwsze tunele!

Zdjęcie robione przez Fina

Wybrzeżem
Dalej droga prowadziła nas wzdłuż wybrzeża, po lewej mieliśmy morze i klify, po prawej góry. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze dwa punkty widokowe, jeden w Estellencs, drugi w Banyalbufar. Ach te nazwy...
Z tego drugiego udało się nawet uchwycić Puig Majora. W obu tych miejscowościach też próbowaliśmy kupić wodę, niestety wszędzie już wszystko było pozamykane.

Wąski przesmyk przed nami





Klify

Lazurowe wybrzeże

Dalsza część trasy

Chwila relaksu

Na punkcie widokowym

Szczyt jeden

Szczyt dwa

Szczyt trzy

Szczyty trzy

Bestyjki

Klify nadmorskie

Z wieży


W Bayalbufar rozpoczęliśmy ostatni i najdłuższy dziś podjazd - pod przełęcz przed Valldemossą. W momencie, gdy zaczynaliśmy podjeżdżać słońce już chyliło się ku zachodowi, powoli zaczęło się ochładzać, choć wciąż było dobre 20*C.
Gdzieś w połowie odbiliśmy z drogi głównej i węższą kontynuowaliśmy wspinaczkę wijącą się jak wąż szosą.
Dynamiczny zjazd poprowadził nas do Valldemossy. Zatrzymując się tylko, żeby ubrać buffy minęliśmy oświetlone nocą miasteczko i taflą zjechaliśmy aż do samej Palmy.

Przedostatni dziś podjazd

Zachód łapie nas na podjeździe przed Valldemossą



Pod Mercadoną byliśmy o 21:25, czyli pięć minut przed zamknięciem. Kupiliśmy należne piwko i udaliśmy się do domu.
Na miejscu byliśmy o 21:40 - 40 minut później niż przypuszczane. Zanim się wyzbieraliśmy na jutro, była północ. 6 h snu przed nami.
Dobranoc.

Przygotowania przed jutrem

Na zdrowie
Kategoria 100 - 200 km, 2016, Dniem, Fotorelacje, Nocą, Przejażdżki, Z kimś, Majorka 2016
- DST 47.56km
- Czas 02:00
- VAVG 23.78km/h
- VMAX 53.31km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 413m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Hedsor Towers i malowniczy zachód słońca
Czwartek, 4 lutego 2016 · dodano: 17.02.2016 | Komentarze 1
Po pracy jedziemy z Arkiem na krótką pętlę. Do Hedsor Towers jeszcze za widoku, tam podziwiamy zachód słońca i jedziemy na Winterhill. Później zjazd agrafką do Marlow. Na dole odbijamy w lewo i jedziemy w kierunku dużego ronda, gdzie zjeżdżamy na drugim zjeździe i podjeżdżamy na wzniesienie alternatywnym podjazdem.
Pod koniec jeszcze podjazd pod Kiln Lane i standardową drogą do domu
Ruch samochodowy przez większość trasy dość spory. Bez wiatru i nawet ciepło.


Hedsor Towers

cad. 75 rpm
Kategoria 2016, 25 - 50 km, Anglia, Cannondale CAAD8, Fotorelacje, Nocą, Przejażdżki, Z kimś
- DST 124.76km
- Czas 05:06
- VAVG 24.46km/h
- VMAX 68.77km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 1246m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Haddington Hill
Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 12.01.2016 | Komentarze 0
Start o 10:30, samotnie. Część znanymi drogami, na początek Winterhill, później Henley. Gorąco na podjazdach, niepotrzebnie ubrałem base layera z długim rękawem. Później w górę, czyli Chiltern Hills, tam powyżej 200 m nad poziom morza pojawia się gęsta mgła. Włączam oświetlenie. Potem ostry zjazd z Kingston Hill. Mokro.
Do dole mgła ustępuje. Do samego Haddington Hill jadę po płaskim, dopiero pod koniec zaczynają się hopki. Okazuje się, że tamtejsze pagórki nie są zalesione, więc przy lepszej widoczności z góry panorama na 360. Dziś nic nie byłoby widać, więc nawet nie szukam drogi na sam szczyt.
Jeśli chodzi o drogi to nawet dość fajne, co najważniejsze - spokojne, będę tu częściej wpadał. Dużo górek.
Powrót przez Hazelmere i Beaconsfield. Trochę zmarzłem w stopy. Przez całą drogę dwie bułki domu, cztery banany i 0,7l wody. W domu melduję się o równej 17.
temp. 7 - 4*C

Okolice Henley


Na pagórkach mgliście



Góreczki Chiltern we mgle



Zabytkowy kościół



Kategoria 100 - 200 km, 2016, Anglia, Cannondale CAAD8, Dniem, Fotorelacje, Nocą, Przejażdżki, Sam
- DST 80.94km
- Czas 03:31
- VAVG 23.02km/h
- VMAX 70.70km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 843m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Henley on Thames
Sobota, 26 grudnia 2015 · dodano: 12.01.2016 | Komentarze 0
Wyjazd miał być do południa, planowałem setkę, ale Arek miał świąteczne śniadanie w domownikami. Czekam więc na niego. Ruszamy po dwunastej. Na zewnątrz ciepło, około 14 stopni, ale bardzo, bardzo wietrznie i pochmurno. Mimo wszystko jedzie się nie najgorzej. Standardową drogą lecimy na Marlow. Miejscami bardzo mokro, lecz wiatr nieprzerwanie suszy asfalt. W Fingest jedziemy w lewo i nowo poznanym odcinkiem kierujemy się na Henley. Przekraczamy rzekę i główną lecimy w kierunku Maidenhead. Przed miastem łapie nas ciemność, a my odbijamy w lewo i lecimy na Winterhill, tam zamykamy pętlę i tą samą drogą wracamy do domu. Na podjeździe pod Kiln Lane Arek umiera, wszystko przez źle dobrany do pogody ubiór.
cad. 72 rpm

Szybkie zakupy





Analiza traski na GPS




W Henley





Podjazd 10%

Jakieś ruiny

Kategoria 2015, 50 - 100 km, Anglia, Cannondale CAAD8, Dniem, Fotorelacje, Nocą, Przejażdżki, Z kimś