Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 38877.23
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.13 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w kategorii

Przejażdżki

Dystans całkowity:17694.29 km (w terenie 232.44 km; 1.31%)
Czas w ruchu:741:09
Średnia prędkość:22.50 km/h
Maksymalna prędkość:81.01 km/h
Suma podjazdów:172245 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:134663 kcal
Liczba aktywności:313
Średnio na aktywność:56.53 km i 2h 32m
Więcej statystyk
  • DST 102.98km
  • Czas 04:55
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 60.65km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2013m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Majorka I - Setki zakrętów, kilka przełęczy i morze

Piątek, 15 kwietnia 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4



Niespodziewane spotkanie



Budzik obudził nas o 3:30 rano. Standardowo, nie dałem mu się rozkręcić, po dwóch sekundach był już zneutralizowany. Wstawanie o tej porze nie należy do najprzyjemniejszych, jednak powód był na tyle dobry, że całkiem nieźle nam poszło. Na śniadanie zjedliśmy owsiankę. Do torby zostało tylko wrzucić ładowarki i bułki na drogę zrobione już wieczorem. Byliśmy gotowi, pozostało tylko czekać na taxi.

Totalnie mnie zamurowało, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoni do mnie pan J., którego imienia, ani nazwiska nie będę tutaj wspominał. W każdym razie to gość, u którego Arek do niedawna mieszkał i którego obaj darzyliśmy średnią sympatią. Podczas rozmowy przez telefon mnie nie poznał, ale gdy podjechał pod dom i nas zobaczył, to jego zamurowało. Zapakowaliśmy się, a ten burknął tylko pod nosem, że gdyby wiedział, że to my to by nas nie zawiózł. Zaśmiałem się w myśli wsiadłem. 
Okazało się, że jedziemy jeszcze zgarnąć jakąś dziewczynę, po czym w niezbyt rozmownej atmosferze ruszyliśmy w kierunku Stansted. Większość drogi na szczęście udało mi się przespać. 

Na lotnisko dojechaliśmy o czasie. Przy zdawaniu bagażu w kolejce poczekaliśmy sobie podwójnie. Po dojściu do taśmy okazało się, że nalepkę trzeba sobie wydrukować samemu przy wadze ustawionej wcześniej (jakieś nowe udogodnienia). Na odprawę dotarliśmy mimo to z dużą nawiązką czasu. Niestety lot się nam opóźnił. Siedząc już w samolocie byliśmy zmuszeni poczekać jakieś 50 dodatkowych minut, co z deka wyprowadziło mnie z równowagi. Z tego co zrozumiałem z bełkotu pilota przez mikrofon, to powodem była kolejka na pasie startowym.
Wybiła 8:20.
OK.
WYSTARTOWALIŚMY.
NARESZCIE.

KanapeczkiJedzenie na drogę

Towarzyszka
Doris zawsze w pobliżu
Towarzyszka dwa

Czekamy na J
Czekając na taxi


LOT



Przy starcie nie było czego podziwiać, bo padało i było przymglone, jednak po krótkiej chwili wylecieliśmy z partii niskich deszczowych chmur i widoki, które zaczęły się nam ukazywać zrekompensowały całe to czekanie na wylot. 
Najpierw mieliśmy pod sobą idealnie szczelny dywan chmur, który przy wybrzeżu zaczął się przerzedzać, a nad Francją był już znikomy. Z okna udało się nam uchwycić Sekwanę. W południowej części Francji chmury zniknęły praktycznie całkowicie, a my czekaliśmy tylko na jedno: PIRENEJE
Kiedy zobaczyłem coś białego w oddali wiedziałem, że to one. Idealnie widoczne, praktycznie bez chmurek.
Następnie przelecieliśmy nad Barceloną, po czym wlecieliśmy nad Morze Śródziemne. Lądując mogliśmy się jeszcze napatrzeć z lotu ptaka na południowo-wschodnią część wyspy.
Jak dobrze, że siedziałem od okna ;).

Ciekawe niebo
Chmury nad Anglią bardzo zjawiskowe

Sekwana w dole
Sekwana pod nami

Piereneje
Pireneje w pełnej krasie

Pireneje z lotu ptaka
Podjazd w Pirenejach
Podjazd w Pirenejach

Minorka
Minorka, chyba


Zatoka na Majorce
Port Alcudia, a któryś z tych budynków to nasz hotel

Półwysep
Półwysep

Szczyty na Majorce
Szczyty na Majorce


Puig de Randa
Puig de Randa - zaplanowany do zdobycia na poniedziałek

Pola golfowe
Pola golfowe


Walka z czasem


Po wylądowaniu, gdy samolot nawrócił na ukazało się nam północne pasmo górskie i Puig Majorem na czele. Robi skubany wrażenie.

Zależało nam na czasie, stracone mieliśmy już 50 minut, więc nie można było sobie pozwolić na kolejne opóźnienia. W samolocie siedzieliśmy z samego tyłu, więc szybko się ewakuowaliśmy. Zdecydowanhym krokiem zmierzyliśmy po odbiór bagażu, tam oczywiście trzeba było poczekać, bo masz na taśmie ukazał się prawie na końcu. W tym momencie wybiło południe, co oznaczało, że bus, którym chcieliśmy jechać pod wypożyczalnię rowerów właśnie nam uciekł. Kolejne pół godziny w plecy, pojechaliśmy kolejnym o 12:30.

Czekając na autobus
Czekając na autobus


Embat Ciclos



Udało się nam wysiąść na dobrym przystanku, do wypożyczalni stamtąd dwa kroki. Na miejscu dane nam było pierwszy raz w życiu zobaczyć plażę i morze z bliska. Piękna sprawa, piasek, woda i opalające się dziewczyny :D Mimo to jednak cieszę się, że jestem z południa Polski i dokoła siebie mam góry :D I tego też nie mogliśmy się doczekać na Majorce.
Na zbyt długie nacieszenie się tymi widokami nie było czasu. Ja poszedłem załatwiać rowery, a Arek zaczął wyciągać z torby wszystko, co miało zostać na nie zamontowane, chcieliśmy to zrobić od razu, żeby maksymalnie odciążyć torbę. 


Odbiór rowerów
Odbiór rowerów

Księga gości

 

Plaża w Palmie
Plaża w Palmie

Lasie się opalają
Lasie się opalają

Lasia na plaży



Głupi i głupszy


Tak musieliśmy wyglądać jadąc obładowani  do hotelu. Pierwszy z dwoma plecakami (jeden na plecach, drugi na brzuchu), a drugi z torbą na ramieniu. Dystans jaki mieliśmy przebyć wynosił równe 10 km i nie powiem, żeby był jakoś bardzo przyjemny ale jakoś się dotoczyliśmy, nie wpadając przy tym nikomu pod koła.

Hotel znaleźliśmy bez problemu, pan z recepcji był bardzo miły, pozwolił nam schować rowery w bezpiecznym miejscu oraz powiedział gdzie jest najbliższy supermarket. Zostawiliśmy rzeczy w pokoju i ruszyliśmy na zakupy. Woda na dziś/jutro, banany, coś na słodko i kilka innych pierdół.


Czas ruszać do hotelu
Ostatnie poprawki i czas udać się do hotelu

Katedra w Palmie
Katedra w Palmie


Przygodę czas zacząć


O godzinie 15:30 staliśmy z rowerami przed hotelem, gotowi do startu. Pół godziny opóźnienia, całkiem nieźle, zważywszy, że sam sam samolot spóźnił się prawie godzinę. Temperatura lokalna - 26*C w cieniu. Ciepło.
Odpaliłem Stravę, aby pomogła nam jak najprościej wydostać się z miasta (praktycznie całą trasę miałem w głowie, ale nie chciałem sobie pozwolić na błąd). Przejechaliśmy jakieś 2 km i GPSa można było już wyłączyć. Na rondzie zjechaliśmy na stosunkowo wąską drogę, ze świetną, gładziutką nawierzchnią, istną taflę. Stricte rowerowa, ruch samochodowy znikomy, a ilość miniętych po drodze kolarzy była niezliczona. Był to zarazem początek pierwszego dziś podjazdu - Coll de sa Creu.
Od razu dało się odczuć górski klimat, wapienne skały towarzyszące po obu stronach, szczyty widoczne w oddali oraz ciągłe zakrętasy/serpentyny. MAJORKA - Lubię to.
Podjazd łyknęliśmy w mgnieniu oka. Na szczycie spotkaliśmy Niemca, który jak się okazało, mówił po polsku. Spędziliśmy krótką chwilę na rozmowie, po czym życząc sobie powodzenia rozjechaliśmy się z swoje strony. 




Czas zaczynać
No to jedziem!

Coll de sa Creu (376 m)
Długość - 5,8 km
Przewyższenie - 302 m
Średnie nachylenie - 5%


Pierwsze serpentyny Pierwsze serpentyny

Pod Col de sa Creu
Pod Col de sa Creu

Kolejne zakrętasy
Kolejne zakrętasy

Dalej w górę


Puig Major

Col de sa Creu

Col de sa Creu


Przez górskie miejscowości



Zjazd okazał się czystą poezją, nawierzchnia cały czas tak dobra jak wcześniej, dużo technicznych zakrętów i piękne widoki. Po dojechaniu do skrzyżowania skręciliśmy prawo. Ciągle jadąc w dół dojechaliśmy do drogi głównej i odbiliśmy ostro w lewo, w kierunku Puigpunyent.
Od tego momentu ponownie zaczęliśmy się piąć w górę. Zygzakami dotarliśmy do Galilei, małej miejscowości położonej na skałkach.


W kierunku Galilei
Pod skłakami
Górskie klimaty

Jest pięknie
Jest piknie

W Puigpunyent
W Puigpunyent

Ładne skałki
Jedno z wielu pól oliwkowych miniętych po drodze

Selfie na trasie

Ściana z prawej strony
Skałki w Galilei

W Gelilei

W Galilei 

Willa i góry w tle
Willa i góry w tle


Piękny Puig de Galatzo 


Port Andratx

Kolejne sześć kilometrów zjazdu szybko doprowadziło nas do es Capdella. Tam się nie zatrzymywaliśmy, skręciliśmy w prawo i pokonując jeszcze jedną znaleźliśmy się w Andratx.


Miasto portowe ściągnięte na zoomie


Znów do góry

Gołe skały
W Andratx
W Andratx

Zabudowania w Andratx



Coll de sa Gramola
Długość - 5,3 km
Przewyższenie - 268 m
Średnie nachylenie - 5%

Za rondem w mieście rozpoczęliśmy podjazd pod Coll de sa Gramola. Właściwie to zapomniałem dodać, że już w okolicach Galilei praktycznie przestaliśmy mijać kolarzy. Od Andratx, aż do samego końca nie minęliśmy już o ile dobrze pamiętam żadnego. Ruch samochodowy też był znikomy. 
W takich też warunkach przyszło nam podjeżdżać pod sa Gramolę. Calutka szosa była nasza. Od wszystkich poprzednich podjazd ten różnił się tym, że był całkowicie odsłonięty, więc bez przerwy można było podziwiać panoramy dokoła.
Na szczycie przełęczy przejechaliśmy przez przesmyk wyrzeźbiony w skale i rozpoczęliśmy zjazd do jednego z najciekawszych miejsc dzisiejszego dnia - drogi otoczonej z trzech stron wysokimi skałami, widokiem na morze i dwoma tunelami, uczta dla oczu. Na punkcie widokowym spotkaliśmy parę Finów, którzy zrobili nam kilka wspólnych zdjęć.


Jazda między skałamiPoczątek podjazdu pod Col de sa GramolaCiągniemy do góry
Przy takich widokach samo ciągnie do góry

Przyjemna droga w górę
Spojrzenie za siebie
Spojrzenie za siebie

Widoki kapitalne
Zadowolony
Wąski przesmyk
Osuwisko skalne


Chyba najpiękniejsze zwiedzone dziś miejsce, skały dookoła, nie sposób tego uchwycić na zdjęciu


O tak, pierwsze tunele!


Zdjęcie robione przez Fina

Droga pod górami


Wybrzeżem



Dalej droga prowadziła nas wzdłuż wybrzeża, po lewej mieliśmy morze i klify, po prawej góry. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze dwa punkty widokowe, jeden w Estellencs, drugi w Banyalbufar. Ach te nazwy...
Z tego drugiego udało się nawet uchwycić Puig Majora. W obu tych miejscowościach też próbowaliśmy kupić wodę, niestety wszędzie już wszystko było pozamykane.


Kolejny przesmyk przed nami
Wąski przesmyk przed nami

Statek na horyzoncie
Świetne miejsce
Samo ciągnie do przodu
Kapitalne skałki
Pod słońce
Klify

Lazurowe wybrzeże
Lazurowe wybrzeże

Tam jedziemy
Dalsza część trasy
Chwila relaksu
Chwila relaksu

Na punkcie widokowym
Na punkcie widokowym 


Szczyt jeden


Szczyt dwa


Szczyt trzy

Szczyty trzy
Szczyty trzy

Bestyjki
Bestyjki 

Klify nadmorskie
Klify nadmorskie 

Z wieży
Z wieży

Morze Śródziemne
Tak sobie pozuję


W Bayalbufar rozpoczęliśmy ostatni i najdłuższy dziś podjazd - pod przełęcz przed Valldemossą. W momencie, gdy zaczynaliśmy podjeżdżać słońce już chyliło się ku zachodowi, powoli zaczęło się ochładzać, choć wciąż było dobre 20*C.
Gdzieś w połowie odbiliśmy z drogi głównej i węższą kontynuowaliśmy wspinaczkę wijącą się jak wąż szosą.
Dynamiczny zjazd poprowadził nas do Valldemossy. Zatrzymując się tylko, żeby ubrać buffy minęliśmy oświetlone nocą miasteczko i taflą zjechaliśmy aż do samej Palmy.



Przedostatni dziś podjazd
Przedostatni dziś podjazd

Słońce zachodzi
Zachód łapie nas na podjeździe przed Valldemossą

Koniec dnia
Już zacszło
Miasteczko

Pod Mercadoną byliśmy o 21:25, czyli pięć minut przed zamknięciem. Kupiliśmy należne piwko i udaliśmy się do domu.
Na miejscu byliśmy o 21:40 - 40 minut później niż przypuszczane. Zanim się wyzbieraliśmy na jutro, była północ. 6 h snu przed nami.
Dobranoc.

Przygotowania przed jutrem
Przygotowania przed jutrem

Piwko na wieczór
Na zdrowie



  • DST 102.00km
  • Czas 04:27
  • VAVG 22.92km/h
  • VMAX 77.07km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ostatnie przetarcie przed Majorką

Niedziela, 10 kwietnia 2016 · dodano: 12.04.2016 | Komentarze 1


Dziś pogoda piękna, temperatura w słońcu dochodziła do 15*C. O 11:30 spotkaliśmy się pod Sainburym, tam krótkie zakupy i ruszamy. Na początek Burnham Beeches. Jak to niedzielą, rezerwat dość tłoczny.
Po wjechaniu na płaskowyż udajemy się w kierunku Kiln Lane. Tamtędy zjeżdżamy do Bourne End. Przedzieramy się przez miejscowość i odbijamy w prawo, żeby obczaić nowy podjazd pod Flackwell Heath. Okazuje się być całkiem fajny, długi pewnie na około kilometr, kręty, z nachyleniem na oko oscylującym w okolicach 6-10%.

We Flackwell Heath mijamy kapitalną amerykańską gablotę, szerokości autobusu, jakiś Chevrolet czy cuś. Przepiękny. Na obrzeżach robimy krótki postój. Potem odbijamy w lewo i wąską dróżką zjeżdżamy w dół, tylko po to, żeby zaraz znów wspiąć się na podobną wysokość, na obrzeża High Wycombe. Kolejną stromą dróżką zjeżdżamy do Marlow Bottom. Dolna część zjezdu wiedzie spokojnym osiedlem.

W Marlow odbijamy w prawo i główną drogą jedziemy w gorę, w kierunku Lane End. Tam w sklepiku kupujemy picie i jedziemy do Fingest, a tam krótki postój na ławeczce, z widokiem na dolinę. Widać, że na drodze wielu bikerów. 
Dalszy etap to nowy podjazd w Turville Heath, dość długi, dość stromy i bardzo wąski. Przed samym szczytem, na wypłaszczeniu Arek łapie gumę, podobnie jak wczoraj, z przodu. Na szczęście. Okazuje się, że w całkiem innym miejscu, łatka z wczoraj trzyma elegancko, kleimy więc kolejną. 

Pnąc się lekko do góry docieramy do rezerwatu Aston Rowant, lecz o niego nie zahaczamy.  W Stokenchurch decydujemy się jeszcze zaliczyć krótką pętelkę ze zjazdem z Kingston Hill (tam pada Vmax) oraz podjazdem pod Aston Hill. Na podjeździe podejmujemy rywalizację z typkiem na Specu który całość zalicza na blacie, trochę nas zostawiając. Po tym małym kółeczku, jadąc przez Ibstone, zaczynamy zjazd z płaskowyżu. Okazuje się dużo bardziej przyjemny, niż wczoraj w deszczu :P

W Fingest rusza się mocniejszy wiatr i ostatnie 30 km przychodzi nam jechać z 'bryzą' w twarz. Jakoś męczymy zjazd i w Marlow robimy ostatnie ładowanie węgli. Podjazd pod zetkę mozolnie, ale wchodzi. 

Dalej zjazd do Cookham, podjazd pod Kiln Lane, i zjazd do domu. Cały czas pod wiatr...


cad. 74 rpm

Na ławeczce
Postój w Fingest

Łatanie opony
Łatanie opony

Wymuszony
Wymuszony postój

Uchwycony w Marlow
Uchwycony w Marlow



  • DST 80.20km
  • Czas 03:15
  • VAVG 24.68km/h
  • VMAX 72.25km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 749m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

80 z ekscesami

Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 12.04.2016 | Komentarze 0


O 11:30 zbiórka pod Sainsburym. Szybkie zakupy i jazda. 

Kierujemy się do High Wycombe. Na trzynastym kilometrze Arek łapie kapcia. Przód. Mała dziurka. Szybkie łatanie. Jedziemy. Na zjeździe do Wooburn Green wykręcamy Vmaxa. Później 20% podjazd pod Flackwell. Dalej popełniamy błąd i do Wycombe jedziemy główną, strasznie dziurawą...

Po przedarciu się przez miasto wyjeżdżamy już prawie w Lane End. Tam zaraz nad głowami przelatuje nam szybowiec, wrażenie świetne. Jak Arek by dobrze podskoczył to pewnie by go sięgnął ;)
W Stokenchurch zajeżdżamy do Tesco Express. Podczas postoju zaczyna padać, i to dość mocno, chwilę czekamy, jednak nie zapowiada się, żeby miało szybko przestać, więc ruszamy w deszczu. Przez jakieś 10 km jedziemy w deszczu (z małymi przerwami). W Fingest przestaje padać. Mimo częściowego zmoknięcia humor nam nie ustępuję i w dobrym tempie dojeżdżamy do Marlow.

Na prostej przed podjazdem z serpentynami bierze nas dwóch gości. Trzymamy się za nimi. Do pierwszego zakrętu jedziemy w kupie. Dalej jeden z nich wychodzi na prowadzenie, ja za nim, dalej Arek, ostatni konkurent opada z sił i zostawiamy go z tyłu. Po chwili Arek zostaje trochę z tyłu i zostajemy we dwóch. Z 200 m przed końcem podjazdu ruszam do przodu i zostawiam oponenta na jakieś 30 metrów. Na szczycie zwalniam i czekam na Arka. Oponent mija mnie gratulując zwycięstwa na premii górskiej ;)

Dalsza część do domu standardową trasą.

cad. 81 rpm

Gypsy Lane
Też G
Guma na 13 km
Po łataniu laczka

W Stokenchurch
W Stokenchurch na postoju, tuż przed deszczem



  • DST 50.19km
  • Czas 02:11
  • VAVG 22.99km/h
  • VMAX 51.38km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 453m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niezdecydowany

Piątek, 8 kwietnia 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 0


Przyznam, że długo nie mogłem się zdecydować, czy jechać, czy nie, bowiem bardzo mi się nie chciało. Po dłuższej chwili rozterki jednak zdecydowałem się ruszyć tyłek.
Pogoda średnia, niby ciepło (12*C, gdy ruszałem), ale z dość niepryjemnym wiatrem. 

Trasa: Burnham Beeches, Cookham, Bottom Marlow, Marlow, Cookham, Kiln Lane, BB, dom

cad. 77 rpm

Flackwell Heath
W dolinie Marlow
Na Winter Hill
Na Winter Hill
Zachodzik zapowiada się ciekawie
Zachód słońca




  • DST 120.81km
  • Czas 05:17
  • VAVG 22.87km/h
  • VMAX 69.93km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1136m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prima Aprilis

Piątek, 1 kwietnia 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 0


Początek standardową trasą. Na Winterhill odbijam w lewo, w kierunku Pinkneys Green. Później dosyć ruchliwym odcinkiem docieram do Henley. Przejeżdżam przez miasto i jadę w kierunku pagórków Chiltern. Tam przez przypadek trafiam na jakiś rezerwat przyrody, niestety otwarty tylko dla pieszych. Okazuje się być ślepą uliczką, kawałek zawracam. 

Zaliczając fajny podjeździk przez las, udaje mi się ładnie uchwycić bażanta. Za Nettlebed robię małą pętelką, po drodze fotografując dwa ładne kościółki. Następnie udaję się w kierunku Christmas Common i nowym odcinkiem zjeżdżam do Turville Heath. Całkiem długi i ostry zjeździk. 

W Fingest chwila wytchnienia na ławce. 

Powrót jak zawsze.

Tamiza w Henley
Tamiza w Henley

Wioślarze
Wioślarze

Kościół w Henley
Kościół w Henley

Cztery łódki
Od lewej: Herakles, Ulysses, Argonaut, Ariadne

Dróżka do rezerwatu
Od drugiej strony
Bażant
Bażant

Bażant na zbliżeniu
Grubasek

Bardzo ładny kościółek
Staroangielski kościółek w Nettlebed

W Nettlebed
Okrągłe okno
Staroangielski kościółek
W Stoke Row

W Fingest
Kościół w Fingest

Ruda Kania
Kania



  • DST 51.35km
  • Czas 01:58
  • VAVG 26.11km/h
  • VMAX 70.51km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 438m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Hazelmere

Czwartek, 31 marca 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 0


Późnym popołudniem po pracy.

Traska:
Slough > Beaconsfield > Penn > Hazelmere > Penn > Beaconsfield > Kiln Lane > Slough

83 rpm

Hopa przed nami
Okolice Hazelmere



  • DST 102.38km
  • Czas 04:15
  • VAVG 24.09km/h
  • VMAX 78.43km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1093m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosenne sto dwa

Środa, 30 marca 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 0


Na dobry początek Marlow. Potem w górę do Fingest. Następnie podziwiając piękne widoki, jadąc przez Ibstone docieram do zjazdu z Kingston Hill. Za pierwszym razem wykręcam 78,03 km/h. Zachęcony tym wynikiem robię pętlę przez Aston Hill. Druga próba wypada lepiej, lecz nie do końca satysfakcjonująco - 78,43 km/h. Na samym początku podjazdu pod Aston Hill łapię gościa i jadąc 19-20 km/h pokonujemy jakieś 80% podjazdu, później wychodzę na prowadzenie i piłując 26 km/h odstawiam konkretnie konkurenta.

Powrót standardową trasą przez Christmas Common, Marlow, Cookham. Po drodze zaliczam Winter Hill oraz Kiln Lane.

Pogoda miód.


62 rpm

W Cookham
Droga w Cookham
Podczas krótkiego postoju
Poranne niebo
Ładne pagórki i dolina
Panorama z podjazdu do Ibstone

Dalsza część doliny
Na zooooomie
Wąska dróżka
Wąska dróżka do Ibstone

Pod płotem
Aston Reserve
Rezerwat Aston Rowant

W oddali płasko
W oddali niziny


  • DST 29.95km
  • Czas 01:19
  • VAVG 22.75km/h
  • VMAX 68.77km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ścianka

Piątek, 25 marca 2016 · dodano: 05.04.2016 | Komentarze 0


Krótko po pracy, zaliczyć ściankę. Pogoda super. 

cad. 77 rpm





  • DST 108.06km
  • Czas 04:16
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 71.67km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1017m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Właściwy początek wiosny

Niedziela, 20 marca 2016 · dodano: 05.04.2016 | Komentarze 0


Tak się złożyło, że dziś pierwszy dzień wiosny, a i ja, i Arek, i Andrzej mieliśmy wolne. Wyszła więc inicjatywa na jakąś setkę. Po wczorajszej średnio przełkniętej siedemdziesiątce miałem dziś trochę obaw przez jazdą. Pogoda zapowiadała się średnio, całkowite zachmurzenie, duża wilgotność i dość mocny wiatr, a do tego katar dalej mnie męczył.

O 11:30 spotkałem się z Andrzejem pod Sainburym na Farnham Road. Arek się spóźniał, zadzwoniłem więc, żeby go popędzić i jak się okazało ten był jeszcze w domu, a wszystko przez to, że przez pomyłkę napisałem mu, że spotykamy się 12:30, zamiast o 11:30. Zmobilizował się więc szybko, a my z Andrzejem czekając pogawędziliśmy trochę na ławce. Międzyczasie niebo zaczynało się ładnie przejaśniać.

Kilka minut po dwunastej już w komplecie wyruszyliśmy spod Metro Banku. Jakoś przedarliśmy się przez miasto i ruszyliśmy w kierunku Windsoru. Tam podobnie, duży ruch i pełno świateł. Minęliśmy zamek i dalej w kierunku południowym pomknęliśmy w stronę Ascot. Lekko pagórkowatym terenem jechaliśmy około 30 km. Kolejnym punktem kontrolnym było Henley. Kilka kilometrów przed miastem okazało się, że droga którą mieliśmy jechać jest remontowana. Pojechaliśmy więc wymuszonym objazdem. 

W Henley zatrzymaliśmy się, aby uzupełnić bidony. Na liczniku około 50 km. Plan był taki, że alternatywną drogą mieliśmy wrócić w okolice Ascot, pojechaliśmy jednak w kierunku Christmas Common. Tereny dużo spokojniejsze, ładniejsze i bardziej pagórkowate. Po wyjeździe z miasta droga lekko, lecz nieprzerwanie zaczęła piąć się w górę. Tak, że od 40 m nad poziom morza wyjechaliśmy na ponad 250. Na całym odcinku widoki bardzo ładne, zwłaszcza, że pogoda dopisała, chmury na niebie układały się w ciekawe kompozycje, a widoczność była bardzo dobra. 

W Ch. Common odbiliśmy w prawo i dłuuugim zjazdem dojechaliśmy do Fingest. Później hopa i w dół do Marlow, gdzie podjąłem z napotkanym kolarzem zjazdowy pojedynek. Jeden za drugim cisnęliśmy aż do miasta. Tam się rozjechaliśmy. Chłopaki dojechali i zadecydowaliśmy się zrobić postój na ławeczce nad Tamizą. Pogoda wciąż utrzymywała się kapitalna, nikły wiatr, słoneczko i 10*C. Idealnie.

Po krótkiej chwili ukojenia ruszyliśmy w kierunku Winterhill. Podjazd w spokojnym tempie, ze szczytu widoku jak zawsze spox. Za Cookham, przed kolejnym podjazdem na moment się rozdzieliliśmy, Adnrzej wybrał łatwiejszą wersję, a my z Arkiem zaliczyliśmy ulubioną ściankę, czyli Kiln Lane. 

Do Slough już standardową ścieżką przez BBeeches.

Średnia wyszła dziś ok, zwłaszcza, że przez ok. 90% trasy prowadziłem, Arek momentami pomagał, a Andrzej dziś trochę słabiej się czuł, więc trzymał się z tylu.
Pogoda wymarzona. Oby za tydzień było podobnie.

cad - 77 rpm.

Postój na batona
Postój na batona

Kanie w akcji
Kanie w akcji 

Kania Ruda
Proper kolarz
Książkowy kolarz

Jakaś oranina
Rozpogodzone niebo
Końcówka premii górskiej
W Fingest
Spokojna dróżka
Wiatraczek
Samolocik
Kościół w Marlow
Kościół w Marlow

Bangladesh airlines
Bangladesh Airlines

Tamiza
Na ławeczce



  • DST 38.13km
  • Czas 01:33
  • VAVG 24.60km/h
  • VMAX 73.79km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pętelka po pracy

Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 05.04.2016 | Komentarze 0


Krótko po pracy. Generalnie dość płasko, zaliczamy tylko Flackwell Heath i Kiln Lane. Powrót do lampek.

Zachodzik w Burnham Beeches