Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 37944.96
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.31 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w kategorii

Nocą

Dystans całkowity:3911.58 km (w terenie 89.60 km; 2.29%)
Czas w ruchu:171:31
Średnia prędkość:21.97 km/h
Maksymalna prędkość:80.27 km/h
Suma podjazdów:45322 m
Suma kalorii:45960 kcal
Liczba aktywności:63
Średnio na aktywność:62.09 km i 3h 07m
Więcej statystyk
  • DST 56.38km
  • Teren 3.60km
  • Czas 02:35
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 60.34km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 925m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry o zachodzie słońca z Liwocza

Wtorek, 27 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 2


Czekałem na Arka i czekałem, ale się nie doczekałem. Mieliśmy jechać razem, ale nie było żadnego odzewu, zadzwoniłem w końcu do niego i okazało się, że jednak się nie wyrobi. Było już po 14, zebrałem się szybko, i koło 14:30 wyjechałem. 

Wybrałem najkrótszą trasę, żeby mieć pewność, że zdążę na zachód słońca. Na początek przez obwodnicę biecką, dalej 28-ósemką. W Siepietnicy odbiłem w lewo, na Lisów. Cały czas słonecznie, jeszcze ciepło, 13 stopni. Gdy dojechałem do rozjazdu ukazał mi się jesienno-czerwony Liwocz, a ja odbiłem w prawo i przez Lipnicę, Wróblową i Ujazd dotarłem do Brzysk. 


Słoneczko
Przez lasek
Przez Lisów

Łagodne pagórki
A oto Liwocz
A oto Liwocz

Podjazd rozpoczyna się po skręcie w lewo, przy drodze głównej jest znak informujący nas, żeby do szczytu mamy 4,5 km. Trzy pierwsze kilometry są po asfalcie, z jednym stromym i jednym bardzo stromym odcinkiem.
Podjeżdżając, na jezdni ukazał mi się pies... Spodziewałem się powtórki z przed kilku dni, wyjąłem więc gaz, palec dałem na spust i powoli zbliżałem się do delikwenta. Dosyć mały, ale wystarczający, żeby poszarpać spodnie, albo lekko dziabnąć. Jak tylko mnie zobaczył, od raz dał sygnał do ataku i ruszył na mnie. Gdy tylko odpowiednio się zbliżył skarałem go gazem prosto w mordę. Efekt był natychmiastowy, wściekłe ujadanie ucichło, a on dał sobie od razu spokój i zawrócił.
Dalszy odcinek przez las przebiegł już bez problemów.

Wieczorny widok
Oświetlony krzyż Ujazdowski

Widać Krzyż
Fragment podjazdu


Na szczycie byłem dwie, czy trzy minuty po czwartej, zachód właśnie się zaczynał. Nie byłem ani za wcześnie, ani za późno, można powiedzieć, że byłem wtedy, kiedy uznałem za stosowne, tak jak czarodziej (słowa Gandalfa ;)). 
Widowisko zapowiadało się ciekawie, Tatry idealnie widoczne, a wszystkie dolinki w niższych górach zalane mgłą. Z czasem niebo zaczęło się coraz bardziej czerwienić, mgiełka opadła, ale Tatry jeszcze bardziej się uwydatniły. Było co oglądać.

Na zachód
W kierunku wschodnim

Początek zachodu
Zaraz się zacznie


Taterki z Liwocza
Taterki

Taterki 2
Taterki 3
Taterki 4
Taterki 6
Taterki 7
Taterki 8
Taterki 9
Piękny zachodzik

Po skończonym pokazie zacząłem się zbierać, muszę przyznać, że trochę zmarzłem, w końcu ponad pół godziny przestałem na wieży.
Do domu godzina jazdy, więc mogłem pozwolić sobie na trochę szaleństwa i poświeciłem mocniej, prawie tak, jak Gandalf w kopalniach Morii. Noc nie była kompletnie ciemna, bo Łysy był w pełni.

Nowa lampeczka
Nowa lampeczka

Łysy się pokazał
Łysy się pokazał


Trasa powrotna dokładnie taka sama, jak w pierwszą stronę. W Lipnicy Górnej, zatrzymałem się, żeby trochę się rozebrać, podjeździk mnie rozgrzał. 
Poprawka, droga powrotna nie była dokładnie taka sama, mianowicie w Bieczu pojechałem przez miasto, które nocą zawsze wspaniale wygląda.

Kościół w Bieczu
Fara w Bieczu
temp. 13 - 2,4 C



  • DST 221.16km
  • Teren 5.00km
  • Czas 11:40
  • VAVG 18.96km/h
  • VMAX 75.66km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 3546m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na podbój Gór Lewockich

Środa, 21 października 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 1



W środę wieczorem wszyscy trzej zebraliśmy się u mnie w domu. Arka zgarnąłem wracając wieczorem z Jasła, gdzieś o osiemnastej, a po Kubę pojechałem nieco później. Byliśmy umówieni na 21. Przyjechałem, Ten oczywiście niegotowy. Na szczęście nie musiałem długo czekać. Przyprowadził rower i zaczęliśmy do pakować do bagażnika. Przy odkręcaniu koła spadły mu gdzieś części od ośki i nie mogliśmy się ich doszukać, a noc była zimna jak skurczysyn. W końcu znaleźliśmy, można jechać.

Od razu po przyjeździe do mnie wzięliśmy się za pakowanie bicykli do bagażnika. Wszelakie miejsca kontaktowe wyłożyliśmy starymi szmatami, a upchnięte rowery związaliśmy liną. W domu przyszykowaliśmy cały ekwipunek oraz odzież. Spać poszliśmy  po północy.

Pobudka już o 4:30, więc długo nie pospaliśmy. Ciężko się wstawało, ale motywacja była duża, więc nie było tak źle. Mama wstała razem z nami, a to dużo nam ułatwiło. Zrobiła nam śniadanie, bułki na drogę oraz przygotowała napoje. Planowany start miał nastąpić o 5:30, faktycznie wyruszyliśmy o szóstej. Nie wyszło nam to na dobre. Już wjeżdżając do Gorlic dało się odczuć duży ruch. Od tego momentu przestaliśmy jechać płynnie, to eLka, to wywrotka z piachem, i tak cały czas. Pod BP za Sączem zatrzymaliśmy się, żeby zatankować. Do Sącza ciągnął się nieskończony sznur aut. Trudno było się w ogóle włączyć do ruchu. Po długim oczekiwaniu jakiś łaskawca nas puścił, a my spokojnie pomknęliśmy w kierunku Piwnicznej. Na rondzie przed Starym Sączem zaczęliśmy wspominać trasę na Przehybę i z tego wszystkiego zjechałem na zjeździe, który właśnie tam prowadził. Po szybkiej korekcie już bez przygód dotarliśmy do Piwnicznej.


Taknowanie
Tankowanie

Samochód zostawiliśmy przy samej granicy, pod Domem Wczasowym "Jarzębinka". Akurat trafiliśmy na gościa, który otwierał budynek, okazało się, że to pracownik, a sam właściciel przebywa w Krakowie. Bez problemu zgodził się na naszą prośbę. Do środka nie mogliśmy wjechać, gdyż po skończonej pracy musiałby zamknąć bramy do posesji razem z naszym autem. Zapewnił nas lecz, że nie musimy się obawiać o samochód pozostawiony pod ogrodzeniem.
Zabraliśmy się więc za przygotowanie rowerów i sprzętu. Międzyczasie wypiliśmy po kubku gorącej herbaty. Kilka minut po ósmej wyruszyliśmy.

Mapka:

https://www.strava.com/routes/3837070


Ostatnie przygotowania
Ostatnie dociągnięcia

Miejsce startu
Miejsce startu

Fotka przed wyjazdem
Pora ruszać

1. Przełęcz Vabec z Piwnicznej (756 m)

  • Długość podjazdu 10.6 km
  • Średnie nachylenie 3.4%
  • Przewyższenie: 358 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.5%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec.html


Przez Polskę ujechaliśmy może z 500 metrów, wraz z przekroczeniem Popradu znaleźliśmy się na Słowacji i sam raz na rozgrzewkę rozpoczęliśmy pierwszy podjazd, czyli Sedlo Vabec. W sumie podczas całego podjazdu nachylenie dwa razy mocniej docisnęło, przez całość towarzyszył nam gładziutki asfalt, momentami nawet droga była dwupasmowa. Mieliśmy ją praktycznie na wyłączność, ruch był bardzo nikły, a sporadyczne samochody mogły nas mijać drugi pasem.
Jedyne co nie dopisało to widoczność, od początku niebo cały czas przymglone, o zobaczenie ze szczytu Tatr mogliśmy zapomnieć.

Poprawki w przednim hamulcu
Kalibracja przedniego hamulca

W kierunku przełęczy
10 km ciągłego podjazdu pod Przełęcz Vabec

Pierwszy podjazd - Przełęcz Vabec
Dwupasmówka na naszą wyłączność

Już prawie na szczycie
Szkoda że nie widać Tatr
Szkoda, że nie widać Tatr

Zjazd do Lubowli już po trochę gorszym asfalcie. Po lewej ukazał się nam Hrad. W mieście musieliśmy się trochę wesprzeć GPS-em, bo trochę się pogubiliśmy w gąszczu uliczek. Po wyjechaniu w Lubowli czekał nas krótki podjazd, a następnie aż do skrętu na Bajerovce - zjazd.

Naokoło wciąż posępnie, ale póki co bez deszczu.

Zalas u Franka
W Lubowli

Hrad w Lubowli
Hrad w Lubowli

2. Bajerovce z Plavnicy (763 m)

  • Długość podjazdu 8 km
  • Średnie nachylenie 2.9%
  • Przewyższenie: 233 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.2%
http://www.altimetr.pl/podjazd-bajerovce2.html

Po skręcie z głównej zrobiło się bardzo spokojnie. Samochodów praktycznie brak. Tereny bardzo ładne, po obu stronach pagórki, co raz to większe. I tak przez osiem kilometrów powoli wznosiliśmy się do góry. Dopiero za Sambronem oraz pod koniec czekały nas dwa ostrzejsze odcinki.  Ze szczytu ukazała nam się piękna panorama na góry Lewockie, z Kopą i Siminym na wyciągnięcie ręki. Obydwa przyprószone na szczytach śniegiem.


W kierunku Bajerovców
W kierunku Bajerovców

2x12 % :D
2 x 12% = 24%?

12 % ścianka
Ścianka w Sambronie

Elektrownia słoneczna
Elektrownia słoneczna

Drugi większy podjazd
Już widać szczyt, przed nami najostrzejszy fragment podjazdu

W tle Kopa
W tle Kopa - 1230 m

Z Bajerovic
Panorama zBajerovic

W tle Siminy - 1287 m
W tle Siminy - 1287 m

Góry Lewockie
Góry Lewockie

Na kapitalnym zjeździe z Bajerovców wykręciliśmy Vmaxy, ja 75,66 km/h. Aż do Torysy lecieliśmy sobie przez cały czas w dół. Dziesięć kilometrów przeleciało, ani się nie obejrzeliśmy. W Torysie odbiliśmy w prawo i doliną popedałowaliśmy na południe, w kierunku Vysnego Slavkova, gdzie rozpoczyna się podjazd pod Górę Skałę.

Jadąc grzbietem
Przyjemny odcinek grzbietem

A teraz zjazd
Tutaj padł Vmax

Krowy nad rzeką
Krowy nad rzeką

W kierunku Slavkowa
Doliną w kierunku Slavkowa

Lecim doliną
Jedyni spotkani tego dnia kolarze
Jedyni spotkani dziś kolarze

Słowacki krajobraz 1
Pełno krów

Po drodze, w Brezovicce zrobiliśmy postój na kanapkę i Polskie ciacha zakupione w pobliskim sklepie Potraviny. Przy okazji odbyliśmy rozmowę z miłą Słowaczką. Po zjedzeniu od razu ruszyliśmy w drogę, bo już zaczęliśmy marznąć, zresztą czas nas gonił.
Z naszego pośpiechu niewiele wynikło, bo w Slavkovie trochę zamieszaliśmy i trafiliśmy do opuszczonego kamieniołomu, to chyba przez tą Słowaczkę, bo coś o nim wspominała. Ale było warto, bo naprawdę zrobił na nas wrażenie. Coś w klimacie Czarnobyla, świetna sprawa. Szkoda, że nie mieliśmy czasu się mu dokładniej przyjrzeć. Zamiast tego trzeba było wracać na domyślną trasę.

Postój chyba z brezovicy
Brezovicka - postój na bułę i ciacho

Post apokaliptyczny kamieniołom
Post apokaliptyczny kamieniołom w Vysnym Slavkovie

Stary kamieniołom

3. Góra Skała z Vysnego Slavkova (847 m)
  • Długość podjazdu 8.2 km 
  • Średnie nachylenie 3.9%
  • Przewyższenie: 316 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 8.9%
http://www.altimetr.pl/gora-skala2.html

Klasowy podjazd, tak w dwóch słowach można opisać Górę Skałę. Już na samym początku na mile zaskoczył. Wg przypuszczeń nawierzchnia miała być najgorsza z możliwych, więcej dziur, niż asfaltu, a co zobaczyliśmy? Zobaczcie na fotach poniżej. 
Nachylenie też bardzo przyjemne, przez większość utrzymywało się w okolicach 5%. Na domiar wszystkiego, podczas tego podjazdu słońce uraczyło nas swoją obecnością, raz jedyny podczas tej wycieczki. Widoki były naprawdę klasowe i do tego te serpentyny.

Nareszcie przebija się słońce
Nareszcie przebiło się słońce

Początek podjazdu
Świeżo wylany asfacik

Ciągniemy w górę
Serpentyna przed nami

Pod Skałę

Słowacka tafla
Alpejskie widoki
Z Góry Skała
Patrząc na to niebo, trzeba stwierdzić, że to przejaśnienie nad nami to naprawdę szczęśliwe

Pochmurne niebo
Piękny podjazd
Już prawie koniec
Jesienny krajobraz
Ze szczytu

Dopiero na szczycie musieliśmy się wybudzić ze snu. Przywitał nas tam asfalt, o którym się naczytałem, zanim pojechaliśmy na tę wycieczkę. Dziurawy - to mało powiedziane. Lecz wyboru nie było, zabraliśmy się do zjeżdżania, a to jego bilans:

Straty:
- Arek - zgubiona tylna lampka
- bolące nadgarstki
- bolące tyłki
- rowery chyba też nie najlepiej to odczuły

Zyski:
- na sam koniec ukazał się nam Spissky Hrad, który wszystko zrekompensował.


Zjazd ze Skały

Postój
Piękna nawierzchnia
Dobra nawierzchnia
Masakra...

Spissky Hrad
Majaczące szczyty w oddali
Majaczące szczyty w oddali

Hrad między drzewami
Spissky Hrad

Spissky Hrad
Warownia jak z filmu przed nami

Już blisko zamku

4. Priesmyk Branisko z Korytne (752 m)

  • Długość podjazdu 4 km 
  • Średnie nachylenie 6.1%
  • Przewyższenie: 243 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 10.1%
http://www.altimetr.pl/podjazd-priesmykbranisko.ht...

Po dotarciu do głównej odbiliśmy w lewo , aby zaliczyć jeszcze Priesmyk Branisko. Bardzo fajny odcinek, bo mało ruchliwy, a nawierzchnia nienaganna. Wszystko dzięki biegnącej równolegle autostradzie, która praktycznie całkowicie odciąża ruch.
Podjazd rozpoczął się mocno, bo od razu wyskoczyło nam 12%, później nieco zelżyło. Generalnie dość ciężki podjazd, zwłaszcza, że przed szczytem zaczęło padać, a zaraz pod rozpoczęciu zjazdu musieliśmy ubierać kurtki. Najbardziej wymęczyło Akra, którego złapały jakieś słabości. Na górze nawet się nie zatrzymywaliśmy.


Pod przesmyk Branisko
Pod przesmyk Branisko

Podjazd pod Przesmyk
Arek, na pelikana?

Podjazd pod Przesmyk
Z perspektywy Kuby

Podjeżdżając pod Przesmyk
Chwała Bogu
Chwała Bogu

Przesmyk Branisko
Nawrotka na szczycie, a szkoda, bo w drugą stronę zjazd ponoć jest kapitalny


Po niezbyt przyjemnym zjeździe w deszczu zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem, żeby przetrzymać resztę przelotu. Trochę się wysuszyliśmy, założyłem wodoodporne ochraniacze na buty i na plecak. Gdy deszcz minął, zmarznięci ruszyliśmy dalej. Najciężej było rozgrzać dłonie.

Zaraz po deszczu
Podczas deszczu

15 min później
Kilka minut później

Kolejnym celem była Lewocza i podjazd pod Mariańską Horę. Po drodze jeszcze raz mogliśmy podziwiać Spissky Hrad, szkoda, że nie mieliśmy czasu, żeby go zwiedzić.
Do pewnego momentu jechało się super. Niestety kilka kilometrów przed Lewoczą autostrada się skończyła (dalszy odcinek wtedy jeszcze był w budowie, teraz już jest otwarty) i wszystkie samochody zjeżdżały na krajówkę, którą jechaliśmy. Przed Lewoczą czekała nas jeszcze jedna większa hopka i zjazd podczas którego ukazał nam się klasztor na szczycie obok, pod który jechaliśmy. 

Spoglądając w tył
Rzut okiem za siebie

Wiadukt po prawej
Po prawej biegnąca równolegle autostrada

Gorące źródła
Gorące źródła

Posępny krajobraz
Kapitalny wiadukt
Kapitalny wiadukt

Wjeżdżamy do Lewoczy
Wjeżdżamy do Lewoczy

5. Mariańska Hora z Lewoczy (781 m)

  • Długość podjazdu 4.6 km 
  • Średnie nachylenie 4.9%
  • Przewyższenie: 225 m 
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6% 
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.5%
http://www.altimetr.pl/podjazd-marianskahora.html


Podjazd był super oznakowany, więcej nie mieliśmy problemu z szukaniem odpowiedniego skrętu, ale zanim zaczęliśmy, zatrzymaliśmy się na bułkę.
Asfalt na podjeździe nas nie zachwycił, cały w rozsypce. Na szczęście nie było jakiś większych stromizn, więc nie było to jakimś problemem. Mimo to dla Arka, który z ubierał się jak na mrozy, okazał się istną katorgą. Gdzieś w połowie się wyrozbierał i trochę odżył.
Na koniec praktycznie całkowicie się wypłaszczyło i ukazał się nam klasztor na szczycie. Tam kilka fotek i jazda na dół.

Klasztor na Mariańskiej Horze
Klasztor na Mariańskiej Horze

Pod horę
Podjazd pod Mariańską

Końcówka podjazdu pod Mariańską
Wypłaszczenie pod koniec

Klasztor na szczycie
Klasztor na szczycie

Stare miasto w Lewoczy całkiem ładne, ale niestety kościół akurat był remontowany i zasłonięty rusztowaniem. Objechaliśmy rynek szukając sklepu. Znalazł się jeden malutki. Chciałem się zatrzymać, ale Kubcyk oczywiście miał coś przeciwko.
- Nie, to nie - poddenerwowany ruszyłem dalej.

Lewocza - stare miasto
Lewocza - stare miasto

Na rynku w Lewoczy
Kościół i ratusz

6. Góra Kruzok (976 m)

  • Długość podjazdu 6 km
  • Średnie nachylenie 6.5%
  • Przewyższenie: 389 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.1%
http://www.altimetr.pl/gora-krazok.html

Wyjeżdżając z miasta rozpoczął się podjazd, pierwszy etap ruchliwą drogą główną. Na przydrożnej stacji zaopatrzyliśmy się w picie i batony. Później jeszcze kawałek główną i odbicie w lewo. Nachylenie od razu wzrosło, a po spoglądnięciu do tyły, między drzewami zaczęło ukazywać się nam rozpalone niebo. Przyspieszyliśmy natychmiastowo, żeby jak najszybciej wyjechać na otwartą przestrzeń i zobaczyć ten niecodzienny widok.

Uzupełnianie zapasów na stacji
Uzupełnianie zapasów na stacji

Udało się, zdążyliśmy! Dalsza część podjazdu poszła jak w masło, tak byliśmy zajęci podziwianiem widoków, że praktycznie nie było czuć zmęczenia, mimo, że był to teoretycznie najtrudniejszy podjazd tej wycieczki. Szkoda jedynie, że nie było widać Tatr, prócz podstaw, całe były w chmurach.

Niebo się otwiera
Na żywo zapierało dech w piersiach (po prawej Tatry owiane chmurami)

Wciąż do góry
Już praktycznie ciemno
Zaraz będzie ciemnoPodjazd pod Kruzok
Na Kruzoku, wreszcie :D
Na szczycie

Słońce schowało się za horyzontem wraz z momentem kiedy osiągnęliśmy szczyt. Przygotowaliśmy lampki i już mieliśmy ruszać, a tu zaczęło padać. 

7. Brutovce (881 m)

  • Długość podjazdu 5.8 km
  • Średnie nachylenie 2.4%
  • Przewyższenie: 141 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 4.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 5.8%
Zjazd z Kruzoka nie będzie przez nas dobrze wspominany. Zlał nas deszcz i tyle. Jeśli chodzi o mnie to kurtka spoko, ochraniacze na butach też jeszcze wytrzymały, rękawice jeszcze też, jedynie spodnie mokre. Mieliśmy trochę papieru toaletowego, to użyłem go, żeby odessać z nich choć część wilgoci. I w sumie pomogło, bo po niedługim czasie były już suche.
Z podjazdu pod Brutovce wiele nie pamiętam, było już ciemno, a on nie był jakiś trudny, czy stromy, choćby miejscami. Mimo wszystko poczuliśmy głód. Szczęśliwie na szczycie była ławeczka. Osobiście nie byłem pewien, czy mam jeszcze w plecaku kanapkę z domu. Modląc się otworzyłem plecak: pierwsza komora - nie ma, druga - zapasowe rękawiczki, bluzka, kurtka, kanapka, KANAPKA od mamy! Byłem uratowany.
Na deser jeszcze po batonie przepitym Monsterem.  
Zrobiło się zimno, temperatura spadła do 3*C. Zdecydowałem na czas zjazdu ubrać dodatkową koszulkę termoaktywną. Decyzja jak najbardziej trafiona. Na zjeździe zaczął szwankować mi licznik. Jak się później okazało, gryzł się z lampką. Na szczęście przełożenie jej na drugą stronę kierownicy zażegnało tego problemu.


Brutovce, niestety już o ciemku
Brutovce, niestety już o ciemku

Popijamy gnoja


Odcinek od Slavkova, aż do Lipan odbył się bez większych atrakcji. Tam zaczęliśmy spotykać grupki cyganów, grasujących po nocach, które omijaliśmy szerokim łukiem. W pewnym momencie okazało się, że Kuba zgubił czapkę.  Pomimo niebezpieczeństwa zostania ograbionym przez cyganów zawróciliśmy, żeby jej poszukać. Nie znaleźliśmy jej, znalazła się sama, była skitrana gdzieś pomiędzy kaskiem, a kapturem, czy jakoś tak.

8. Puste Pole z Lipan (603 m)

  • Długość podjazdu 7.4 km
  • Średnie nachylenie 3.0%
  • Przewyższenie: 220 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 7.9%
http://www.altimetr.pl/podjazd-pustepole.html

Podjazd pod Puste Pole był dziwny. Na początku zaczęło padać, a on sam długo się ciągnął, głównie przez to, że złapał nas straszny głód. Nie mieliśmy już jedzenia, a w żadnej miejscowości nie było otwartego sklepu.
W mozolnym tempie osiągnęliśmy szczyt. Zaczęliśmy mieć pewne obawy, bo najbliższe pewne miejsce, gdzie mogliśmy się zaopatrzyć było odległe o dobre 25 kilometrów, Lubowla.

Ku naszemu zdziwieniu, na początku zjazdu po lewej ukazała się nam stacja paliw, a co najlepsze kupiliśmy tam nawet bułki oraz batony.
Moment odzyskaliśmy siły witalne i ruszyliśmy dalej. 

Stacja, która uratowała nam życie
Pod stacją paliw

Na stacji
Prowaint
Świeży prowiant

9. Przełęcz Vabec z Lubowli (756 m)

  • Długość podjazdu 4.4 km 
  • Średnie nachylenie 5.0%
  • Przewyższenie: 222 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.7%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec2.html


Odcinek do Lubowli przeleciał nam nawet szybko. Miasto przejechaliśmy obwodnicą, omijając tym razem rynek. U podnóża podjazdu pod Vabec zjedliśmy po ostatnim batonie.
Zaczął siąpić deszcz.
W porównaniu do wersji od granicy, podjazd dużo krótszy, lecz z większym średnim nachyleniem.  Mnie i Kubie jechało się elegancko, ale Arek niestety bardzo osłabł i przez to tempo podjazdu było wręcz ślimacze. Końcowe dwa kilometry jechał już chyba tylko dzięki sile woli i naszym zapewnieniom, że już niedaleko do szczytu. 
Na górze zaczęło lać na całego, mocniej niż wcześniej tego dnia. Dziesięć kilometrów w dół, które mieliśmy nadzieję, że będą przyjemnością okazały się katorgą. Rękawice nam po przemakały, buty też, nawet moje ochraniacze nie dały rady. Praktycznie wszystko prócz korpusu i głów mieliśmy mokre, a dłonie zmarznięte jak lód.

Gotowi do drogi powrotnej
Gotowi do drogi powrotnej


Final był standardowy, po dojechaniu do celu deszcz znacznie zelżył, tak, że tylko lekko siąpiło. Zdarliśmy z siebie przemoczone i brudne bety, przebraliśmy się, a urżnięte rowery z dużą ostrożnością zapakowaliśmy do bagażnika i związaliśmy.

Włączyłem ogrzewanie, żeby dać ulgę zmarzniętym stopom i dłoniom. Ale niestety nie był to jeszcze koniec. Przed nami było jeszcze 75 km do domu. 
Jechałem wolno, nawierzchnia mokra, a deszcze ponownie się nasilił.  Za Sączem zdecydowałem się na krótki postój, bo zaczęło mnie zbierać spanie. Zatrzymałem się na poboczu, a po kilku sekundach byliśmy świadkami czegoś dziwnego. Auto jakby się zatrzęsło, tak jakby ktoś chciał je przewrócić. Natychmiast dałem w pizdę i pojechaliśmy dalej. Rozbudzeni. 

Koło pierwszej byliśmy w Libuszy. Zostawiłem Arka u mnie, wzięliśmy rzeczy Kuby i pojechałem go odstawić. Arka odstawiłem dopiero rano.
Przed drugą byłem w miarę obrobiony, ogarnięcie całego burdelu zostawiłem na rano, wyjąłem tylko mokre rzeczy z auta, żeby się nie zaśmierdziały.

Zmęczeni, śpiący, ale spełnieni i szczęśliwi poszliśmy spać.

temp. 3 - 10 C



  • DST 170.17km
  • Teren 0.60km
  • Czas 08:32
  • VAVG 19.94km/h
  • VMAX 65.14km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 2487m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sercu Bliski Beskid Niski

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 01.11.2015 | Komentarze 0



Początek
 urlopu nastał. Plany duże, oczekiwania wobec pogody chyba jeszcze większe, a czasu niestety nie tak wiele, niecałe dwa tygodnie. W domu standardowo byłem około północy z piątku na sobotę. Około dziesiątej rano przyjechał do mnie Kuba. Ja już od dawna byłem na nogach i przygotowywałem wszystko, czego potrzebowałem.  Żeby poszło szybciej wykorzystałem go do przykręcenia błotników, nie zapowiadało się, że będzie za sucho. Wg prognoz miało krążyć wiele przelotów, a temperatura miała się wahać między 10, a 15 stopni.

Wyjazd ten był przez nas wielce wyczekiwany, więc mimo nie do końca przychylnych prognoz, późno, bo około 10:30 ruszyliśmy w trasę. Póki co, niebo wokół nie wyglądało najgorzej, całkowicie zachmurzone, ale nie zwiastowało deszczu. 


Trasa, którą zaplanowałem wyglądała tak:



Całość skupiona była na zahaczeniu o jak najwięcej podjazdów Beskidu Niskiego. Głównie zależało mi na Górze Piorun, Przełęczy Kotowskiej oraz Popradowej Wyżnej. W sumie naliczyłem jedenaście podjazdów, o których warto coś więcej tu napisać.


1. Magura Małastowska (710 m), (my jechaliśmy tylko do przełęczy (604 m))

  • Długość podjazdu 5.4 km
  • Średnie nachylenie 5.7%
  • Przewyższenie: 310 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.2%
http://www.altimetr.pl/podjazd-maguramalastowska....

Trasę rozpoczął odcinek do Małastowa. Jadąc przez Kobylankę i Dominikowice towarzyszyła nam Maślana Góra co jakiś czas wyłaniająca się zza pobliskich pagórków. Zaczęliśmy lekkim tempem, aby rozgrzać mięśnie. W Sękowej wjechaliśmy na wojewódzką 977 i powoli zaczęliśmy się wznosić do góry, a pierwszy właściwy podjazd rozpoczął się w Małastowie - Przełęcz Małastowska. Całość z w miarę równym nachyleniem, bez ścianek, na początek jak znalazł.
Przed samą przełęczą przywitała nas mgła i zimno. Pod wiatką koło cmentarza zjedliśmy śniadanie i ubraliśmy deszczówki, bo pogoda zaczęła się psuć. Zjazd był bardzo zimny i mglisty, a asfalt mokry. Po wyjechaniu z lasu zobaczyliśmy jak nisko zawieszone są chmury. Wszystkie pagórki były nimi owiane.

Maślana z czubkiem w chmurach
Maślana z czubkiem w chmurach

W Dominikowicach
W Dominikowicach

Pod Przełęcz Małastowską
Pod Przełęcz Małastowską

Pod Małastowską

Zakrętasik na Małastowskiej
Zakrętasik na Małastowskiej

Mgliście na przełęczy
Mgliście na przełęczy

Jadąc na Regietów
Jadąc na Regietów

Nisko zawieszone chmury
Nisko zawieszone chmury


2. Kiczorka (551 m)
  • Długość podjazdu 1.5 km
  • Średnie nachylenie 7.3%
  • Przewyższenie: 109 m
  • Maksymalne nachylenie na 500 m: 10%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.1%
http://www.altimetr.pl/podjazd-kiczerka.html

Po skręcie na Regietów zaczął siąpić deszcz, po chwili przestał, by przed podjazdem pod Kiczorkę znowu zacząć, mocniej. Ubrałem więc ochraniacze na buty oraz wskoczyliśmy w przeciw deszczówki. Ujechaliśmy kilkaset metrów - przestało.... no nie. Zaparzeni wjechaliśmy na górę, by tam się rozebrać. Wszystkie niedogodności zrekompensował wąski, lecz gładki jak tafla asfalt.
Zjazd poprowadził nas do Hańczowej.

Pod Kiczorkę
Pod Kiczorkę

Szosa pod Kiczorką
Szosa pod Kiczorką

Szczyty Beskidu NIskiego
Szczyty Beskidu Niskiego

Chyba w Hańczowej


3. Czarna (585 m)

  • Długość podjazdu 2.4 km
  • Średnie nachylenie 6.8%
  • Przewyższenie: 162 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.3%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15%

http://www.altimetr.pl/podjazd-czarna.html

Przez Hańczową przelecieliśmy szybko, a w Uściu odbiliśmy w lewo, na Czarną. Podczas podjazdu pogoda znacząco się polepszyła.
Odcinek ten, aż do Banicy przemierzaliśmy ostatnio jadąc na Magurę Stebnicką LINK.

Czarn
Dziurawy zjeździk w Czarnej

4. Banica (593 m)

  • Długość podjazdu 1.8 km
  • Średnie nachylenie 5.1%
  • Przewyższenie: 92 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 16.5%
http://www.altimetr.pl/podjazd-banica.html

Zanim dotarliśmy do samej Banicy, deszcz zdążył nas jeszcze z raz postraszyć. Przed samym podjazdem zdarliśmy z siebie deszczówki i zabraliśmy się za podjeżdżanie. Za nami nadal chmury wisiały nad samą ziemią. Na szczęście, gdy wyłoniliśmy się zza górki po drugiej stronie ukazała się nam piękna panorama.

Cerkiew w Banicy
Cerkiew w Banicy

Podjazd w Banicy
Podjazd w Banicy

W Banicy
W Banicy, za nami niskie chumry

Panorama z Banicy
Panorama z Banicy

Super ponczo
Super ponczo

5. Góra Piorun (743 m)
  • Długość podjazdu 2.4 km
  • Średnie nachylenie 8.3%
  • Przewyższenie: 199 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 11.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.9%
http://www.altimetr.pl/gora-piorun.html

Podczas zjazdu do Czyrnej znowu musieliśmy przywdziewać wodoodporną odzież.W owej miejscowości odbiliśmy w lewo i rozpoczęliśmy podjazd pod Górę Piorun. Już na samym początku deszcz puścił się jednym cięgiem, Po jakimś kilometrze trafiliśmy na przystanek, pod którym się schowaliśmy. Przeczekaliśmy deszcz, który jak się później okazało był punktem kulminacyjnym bo od tego momentu nie spadłą już ani kropla i przez długi czas towarzyszyło nam słońce.
Krótką chwilę wymuszonego postoju wykorzystaliśmy na suszenie ciuchów, po czym ruszyliśmy dalej. Podjazd pod Piorun, mimo, że strony, kompletnie nas nie zmęczył, piękne widoki całkowicie przyciągnęły naszą uwagę. Największe wrażenie zrobiła panorama ze szczytu na parujące po deszczu góry.

Podjeżdżając pod Piorun
Podjeżdżając pod Piorun

Świecący asfalt
Świecący asfalt

Piorun

Panorama z Pioruna
Panorama z Pioruna

Podczas zjazdu
Podczas zjazdu

Lekka hopka
Lekka hopka

Piękny Beskid Niski
Za nami nie tak zachęcająco

6. Jakubik z Mochnaczki Niżnej (759 m)
  • Długość podjazdu 2 km
  • Średnie nachylenie 6.5%
  • Przewyższenie: 129 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.8%
http://www.altimetr.pl/podjazd-jakubik2.html

Zjazd doprowadził nas do Mochnaczki Wyżnej, dalej Niżna i kolejny podjazd - Jakubik. Bez jakiegoś mega przewyższenia, ale całkiem stromy, również z ładnymi widokami, tak i podczas podjazdu, jak i ze szczytu. Zjazd był chyba najniebezpieczniejszym z dzisiejszych. Nawierzchnia kompletnie mokra, zaraz po deszczu, pełno ostrych zakrętów, plus nieznajomości trasy, co równało się bardzo wolnemu zjazdowi. Tak dotarliśmy do Krynicy. W Hitpolu zrobiliśmy zakupy, jakieś batony, oraz bułki, plus oczywiście picie.


Widok z Jakubika
Widok z Jakubika

W Krynicy
W Krynicy


7. Przełęcz Huta (766 m)
  • Długość podjazdu 7.8 km
  • Średnie nachylenie 2.9%
  • Przewyższenie: 223 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.7%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.2%
http://www.altimetr.pl/przelecz-huta.html

Wyjeżdżając z miasta rozpoczęliśmy leciutki podjazd pod Przełęcz Hutę. Był to jeden z najbardziej ruchliwych odcinków jakimi dziś jechaliśmy. Na krzyżówce odbiliśmy w lewo i pocieszyliśmy się długim zjazdem w kierunku Sącza. Po drodze minęliśmy zjazd na Kotów i przez Łabową, Maciejową i Frycową dotarliśmy do zdecydowanie najtrudniejszego dziś podjazdu. Przez cały ten czas humor poprawiało nam świecące na całego słońce.

Widoki z Przełęczy Huta
Widoki z Przełęczy Huta

Wyszło motywujące słoneczko
Wyszło motywujące słoneczko

Lecąc na Frycową
Szosa na Sącz
Przdrożna drzewa
Z Krzyżówki


8. Popradowa Wyżna (655 m)

  • Długość podjazdu 2.6 km
  • Średnie nachylenie 10.7%
  • Przewyższenie: 278 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.8%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 19.7%
http://www.altimetr.pl/podjazd-popardowawyzna.html

Nawigacja w telefonie zaczęła nam trochę nawalać i mieliśmy mały kłopot w znalezieniu odpowiedniego zjazdu, ale pomógł nam jakiś budowlaniec, którego spytaliśmy o drogę. Gdy zaczęliśmy podjeżdżać słońce chyliło się już ku zachodowi. Ścianka od początku trzymała duże nachylenie i z każdym kilometrem było coraz ostrzej. Przed samym końcem czekała na nas jedna serpentyna. Sam szczyt jest zalesiony, ale z pozostałych części podjazdu widoki był bardzo ładne. Na na górę zajechaliśmy już po zachodzie słońca, więc nie zobaczyliśmy nawet połowy tego co jest możliwe.
Zjazd oczywiście powoli i uważnie. Na dole byliśmy już o całkowitej ciemności.

Z Popradowej
Z Popradowej

Pod Popradówkę
Pooo dgórę
Na szczycie Popradowej
Po wspinaczce

Mglismy widok z góry
Mało co już widać
Zjazd na serpentynę
Zjazd na serpentynę

Serpentynka
Serpentynka

Zza barierki


9. Przełęcz Kotowska (692 m)
  • Długość podjazdu 3.2 km
  • Średnie nachylenie 6.1%
  • Przewyższenie: 196 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.9%
http://www.altimetr.pl/przelecz-kotowska.html

Główną zalecieliśmy do mijanego wcześniej zjazdu na Kotów. Przed podjazdem chapnęliśmy po batonie. Początek bardzo lekko, zaś końcówka podjazdu była naprawdę stroma. Droga fajna, spokojna i bez jakiegokolwiek oświetlenia. Na szczycie lampki przełączyliśmy na najmocniejsze tryby i puściliśmy się w dół. Zjazd bardzo dynamiczny, w dzień zdecydowanie można przycisnąć.

10. Tania Góra (czekam na altimetr)

Na stacji we Florynce zatrzymaliśmy się na ciepłego Hot-doga. Będąc na tak dużym głodzie smakował nam naprawdę wspaniale. Ale zmarzłem podczas tego postoju niemiłosiernie. Szczęśliwie czekała na nas kolejna górka, która chwila moment nas rozgrzała, można by powiedzieć tanio, bo to Tania Góra. Na szczycie podczas krótkiego postoju na przebieranki zatrzymał się samochód, a gość spytał czy wszystko OK. Miłe i sumie coraz rzadziej spotykane. Dość stromy zjazd doprowadził nas do Ropy.

11. Bielanka (586 m)
  • Długość podjazdu 4 km
  • Średnie nachylenie 5.6%
  • Przewyższenie: 223 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.4%
http://www.altimetr.pl/podjazd-bielanka3.html

W Ropie skręciliśmy w prawo i przez Łosie dotarliśmy do Bielanki. Przez te ciemności to już niewiele pamiętam z tego podjazdu, ale pamiętam jedno - był to już ostatni. Zjazd pozwolił nam odpocząć a ostatni odcinek przeminął bardzo lekko. Był to chyba jedyny tak długi płaski kawałek dziś.

Odwiozłem Kubę pod dom i ostatnie trzy kilometry zrobiłem samotnie. W domu byłem po 22, w pełni zadowolony.

max. wysokość - Przełęcz Huta (766 m)
temp. 9 - 15 C




  • DST 50.59km
  • Czas 02:06
  • VAVG 24.09km/h
  • VMAX 70.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 461m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Postrobocza pięćdziesiątka

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0


Najpierw Burnham Beeches, następnie zjazd do Wooburn Green, podjazd pod Flackwell i zjazd do Marlow. Nad Tamizą krótki postój i podjazd pod Winter Hill. Trafiamy akurat na zachód słońca, niestety nie jakiś spektakularny.
Warunki jak najbardziej sprzyjające, choć pewnie niedługo skończy się dobre i zacznie się prawdziwa jesień...

cad. 73 rpm


Z Flackwell Heath

Z Flackwell Heath

Też z Flackwell
Chyba Camaro SS
Takie cacka mija się tu po drodze - Dodge Challenger

Łabędź
Tamiza o zachodzie słońca
Zachód z Winter Hill
Zachód z Winter Hill





  • DST 34.99km
  • Czas 01:25
  • VAVG 24.70km/h
  • VMAX 71.47km/h
  • Podjazdy 358m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z podwózką

Czwartek, 6 sierpnia 2015 · dodano: 09.09.2015 | Komentarze 0


Rutynowa przejażdżka, która przerodziła się w całkiem nietypową.

Zaczęło się od tego, że na jednym z podjazdów coś ciężko mi się jechało. Pomyślałem: guma. Nie pomyliłem się. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw, którą akurat mijaliśmy. Zabrałem się za klejenie dętki. Wyjąłem wszystko co trzeba, m.in. łatki, które były w zestawie z torbą pod siodełko (nigdy jeszcze ich nie używałem) oraz klej. Elegancko przeczyściłem przedziurawione miejsce, nałożyłem klej, zabrałem się za lepienie, i wtedy okazało się, że owe łatki są samoprzylepne. Klej nie chciał już zejść, więc nie miałem wyboru, musiałem je przykleić na nim, choć wiedziałem, że to nie może się udać. Pod łatką zebrały się pęcherzyki z powietrzem, więc szansa, że podziała były nikłe. Zapasowa dętka jak na złość została w domu. Zapomniałem ją włożyć z powrotem do roweru po powrocie z Polski. Założyłem więc koło i spróbowaliśmy jechać dalej.

Ujechaliśmy kilkaset metrów i już poczułem, że jadę na flaku. Arek zaczął się ze mnie śmiać, ale jego żarty nie potrwały długo, bo spotkało go to samo, wjechał w gwoździa i przedziurawił tylną oponę, tak jak ja. Zmusiło nas to do kolejnego niechcianego postoju. Słońce zaczęło chylić się już ku horyzontowi, a my byliśmy w dupie. Zacząłem od opony Arka. Wyjąłem gwoździa z opony, zakleiłem dętkę (mając doświadczenie z pierwszego razu, tym razem bez kleju), po czym zabrałem się za ponowne łatanie swojej. Niestety, tak, jak się spodziewałem, nie dało to efektu.

Do domu mieliśmy jakieś 12 km, Arek miał już sprawny rower, ale mojego nie za bardzo można było zreanimować. Złapaliśmy przejeżdżający akurat radiowóz, powiedzieliśmy gliniarzom o naszym problemie, a oni powiedzieli, że nie mają zestawu do łatania dętek i odjechali, super podejście. Stwierdziłem, że jedyną opcją będzie, żeby Arek pojechał do domu po moją dętkę. Problem był w tym, że nie znał drogi do domu i nie miał przy sobie telefonu, ani kluczy, bo stwierdził, że nie będą mu potrzebne. Odpaliłem więc gpsa i dałem mu swój telefon. Pojechał. Moment po tym zauważyłem, że nie dałem mu kluczy. Był jeszcze w zasięgu mojego wzroku, ale mnie już nie usłyszał. Zdemotywowany ruszyłem za nim pieszo. Próbowałem złapać jakiś samochód, aby ten przekazał mu wiadomość ode mnie ale żaden się nie zatrzymał, jeden, drugi, piąty, ósmy, nic.

Niespodziewanie jeden jadący z naprzeciwka się zatrzymał. Była w nim młoda angielka. Spytała, czy potrzebuję podwózki, powiedziałem, że tak. Zawróciła więc w pierwszym dogodnym miejscu i poczekała na mnie w zatoczce kilkadziesiąt metrów dalej. Okazała się być całkiem ładna i miła. Samochód nie był za wielki (Volkswagen Polo), ale udało nam się jakoś zapakować rower. Wtedy też jak strzała minął nas Arek wracający najwidoczniej po klucze. Zacząłem krzyczeć, oczywiście nie usłyszał. Rozpoczęliśmy więc pościg. Złapaliśmy go, dałem mu klucze (zupełnie nie wiem po co, uświadomiłem sobie to dopiero po krótkiej chwili, lecz nie chciałem palić głupa przed laską, która mnie zgarnęła) i pojechaliśmy w kierunku domu. Musiałem nawigować, gdyż nowo poznana koleżanka nie wiedziała jak dojechać do Slough. 

Zostałem podwieziony pod sam dom. Szkoda tylko, że nie mogłem do niego wejść. Naszych gospodarzy nie było. Ale lada moment mieli wrócić z urlopu. Modliłem się, żeby Arek dojechał pierwszy, bo mieliśmy jeszcze posprzątać. Po jakiś 20 minutach zobaczyłem Insignię i Arka jadącego za nią. Niestety nie zdążyliśmy.


Pola golfowe
Pola golfowe

Niebooo
Złociste pola
Wymiana dętki nr jeden
Pierwsza guma

Wymiana dętki nr dwa
Powtórka z rozrywki, podwójna!



  • DST 41.70km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 19.40km/h
  • VMAX 53.88km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 421m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Cieklinkę, na zachód słońca

Piątek, 10 lipca 2015 · dodano: 23.08.2015 | Komentarze 0


Nie planowałem dziś nigdzie jechać, ale samym wieczorem urodził się pomysł, aby jechać na zachód słońca z Cieklinki. Wziąłem więc Roberta i pojechaliśmy bez zastanowienia. Gdy wyruszaliśmy było 18 stopni, więc ciepło. Od początku zapowiadało się, że zachód będzie kapitalny.
Pojechaliśmy przez Pasternik. Następnie Wójtowa, w Lipinkach zatrzymaliśmy się, żeby kupić coś na ząb. Potem Dzielec i Cieklin.

Podjazd pod Cieklinkę początkowo asfaltem, później drogą kamienistą. Na koniec wrombaliśmy się komuś na pole, żeby lepiej widzieć zachód słońca.

Powrót tą samą drogą. Zaczęło się robić chłodnawo. Pod sam koniec było 11 stopni. Bez żadnych przygód.


Zapowiada się malowniczy zachód słońca
Zapowiada się malowniczy zachód słońca

Roberto zadowolony
Roberto

Coraz ciekawiej
Coraz ciekawiej

Zaczynamy podjazd pod Cieklinkę
Zaczynamy podjazd pod Cieklinkę

Teraz najostrzejszy moment
Teraz najostrzejszy moment

Las oświetlony zachodzącym słońcem
Las oświetlony zachodzącym słońcem

Ładnie, ładnie
Las Na Cieklince
Jarzy się
Jarzy się

Panoramka na Cieklince
Zachód na Cieklince
Zjazd nr 1
Zjazd numer 2
Po zachodzie już



  • DST 100.00km
  • Czas 05:24
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 64.22km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 880m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nocna seta

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 1


Wieczorem melduje się u mnie Kuba. W trasę wyjeżdżamy razem z zachodem słońca. Temperatura bardzo wysoka, wciąż około 30 stopni.
Przez Zagórzany i Łużną jedziemy na Ciężkowice. W Sędziszowej zjazd jak zawsze daje radę. W Skamieniałym Mieście robimy postój. Po doskonałym posiłku złożonym z energetycznych batonów szczęśliwi ruszamy w dalszą drogę. Temperatura bardzo nieprzyjemnie skocze, to gwałtownie w dół w dolinach, to momentalnie do góry na wzniesieniach. Trzeba się ubierać i rozbierać. Przejeżdżamy przez Gromnik i udajemy się na wizytę do Martyny. Zaraz za Turzą robimy sobie postój na środku ciepłego asfaltu i dosłownie leżymy podziwiając gwiazdy. Coś wspaniałego.
U Martyny schodzi nam dłuższą chwilę, po której rozpoczynamy ostatni etap jazdy. Do domów udajemy się okrężną drogą przez Wójtową. Tam już zaczyna robić się jasno. Rozstajemy się na moście w Strzeszynie. Temperatura wynosi wtedy 13 stopni. Amplituda wyszła więc dość duża.
Tempo bardzo słabo, całość bez spiny.
Słońce wschodzi jakieś 5 min po moim przyjeździe do domu.

Chyba w Zagórzanch
W Zagórzanach na przystanku

Widzę ciemność
Postój w Skamieniałym Mieście
Postój w Skamieniałym Mieście

Postój na środku asfaltu
Odpoczynek na środku drogi

Wchóóóód
Będzie wschodzić

Chyba z mostu
Zaraz wzejdzie słońce
Poranne mgły
Libusza Kolonia
Pora się rozstać

Juz wschodzi
Wschodzi, robione spod domu



  • DST 47.20km
  • Teren 3.20km
  • Czas 02:35
  • VAVG 18.27km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 459m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Męciny + nocna z Kubą

Poniedziałek, 29 czerwca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 0


Pętla przez Męciny z Robertem i Arkiem. Po drodze zaliczamy jeszcze bardzo ostry kamienisty podjazd. Odrywa koło. Pogoda ok, dość duszno, troche słońca. 

Wieczorkiem wpada do mnie Kuba. Jedziemy najpierw do Kingi po moją lampkę, potem do niego po sprzęt i jedziemy na rekreacyjną rundkę przez Biecz. Rozstajemy się na krzyżówce w Libuszy.



  • DST 15.39km
  • Czas 00:32
  • VAVG 28.86km/h
  • VMAX 45.01km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 59m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez rozgrzewki

Wtorek, 18 listopada 2014 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 0


Na szybko po pracy. Ledwo i ruszyłem, nie zdążyłem się nawet rozgrzać, a tu mnie jakiś koleś wziął. A więc musiało obyć się bez rozgrzewki, złapałem koło i jechaliśmy jakiś czas razem. Po nawrotce już samotnie do domu.



  • DST 20.30km
  • VMAX 36.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krążenie po mieście

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 18.05.2015 | Komentarze 0


Nocą po mieście.