Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 38912.99
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.13 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Tatry Niżne - Dzień II - Kralova Hola

Piątek, 23 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 0


Noc przeżyliśmy spokojnie, obyło się bez ataków niedźwiedzi, wilków, czy też porywistych burz. Wstaliśmy zaraz po wschodzie słońca. Przez noc przymroziło, szron wciąż był na trawie. Nie znalazłem w sobie tyle siły, żeby wstać wcześniej i sfotografować wschód. Byłem pewien, że będzie mgliście, a co się okazało? Widoczność od samego rana była dobra.
Śniadania póki co nie jedliśmy, w cieniu i zimnie trochę bez sensu. Zebraliśmy bety i ruszyliśmy na Kralovą. 

Wschód słońca w Niżnych
Wschód słońca

Tatry z rana
Tatry z rana

Niżne z rana
Ewakuujemy się
Ewakuujemy się

Poranny szronik
Poranny szronik

Jakieś górki się pokazują
Przyjemne słoneczko

Mimo, że póki co widoczność była dobra, to cały czas miałem obawy, że Tatry owieją się chmurami i tyle je będziemy widzieć. Jak tylko znaleźliśmy odpowiednią polankę zatrzymaliśmy się, żeby kropnąć parę fotek ze statywu.

Na postoju w puchówce
Postój na zdjęcia

Tatry na zoomie
Tatry zachodnie białe
Taterki na zbliżeniu
Coś pięknego


Przechodząc koło Utuliny Andrejcovej okazało się, że tuż obok chatki jest źródełko. Nie wiem jakim cudem go wczoraj nie widzieliśmy i nie wiem też jakim cudem nie zauważyliśmy tego na mapie. Spokojnie mogliśmy wczoraj zaliczyć Vapenicę, zamiast bawić się z filtrowaniem wody.

Utulina z Tatrami w tle
Utulina Andrejcova

Drogowskaz
Jest trochę śniegu
W kierunku Bartkowej


Na szczycie Andrejcovej zatrzymaliśmy się na śniadanie. Dziś szef kuchni zaserwował Beef Stroganoff i muszę powiedzieć, że smakowało mi jeszcze bardziej, niż wczorajsze. Na deser po batonie zbożowym.
Przed nami przełęcz i kolejne podejście.

Postój na śniadanie
Postój na śniadanie

Łagodne stoki
Górski krajobraz
Kolejny krajobraz
Dzisiejsze śniadanie
Dzisiejsze śniadanie - Beef Stroganoff

Puchówka na postoje nadaje się idealnie
Puchówka na postoje nadaje się idealnie


Wychodząc wyżej ukazały nam się jeszcze Tatry Zachodnie oraz zachodnia część Tatr Niżnych. Widoki po prostu niesamowite. 

Zachodnie po lewej, Wysokie po prawej
Zachodnie po lewej, Wysokie po prawej

Słowackie pagórki
Ciągniemy w stronę Kralovej
Teraz Bartkova

Podejście na Bartkovą wiodło już całkowicie otwartym terenem. W pełni mogliśmy się delektować widokami dokoła. Śniegu nie grzbiecie nie było wiele. 

Rzut z góry
Ja i góry
Od południa mgły
Dolinka
Bartkova 1790
Bartkova 1790,2 m

Dalej grzbietem
Szeroki Grzbiet

Tatry w pełnej krasie
Lecim na Kralovą
Śniegu niedużo
Przegięcina przed nami

Górski widoczek
Piękny widok
Taterki za plecami
Kralovoholskie Tatry
Ukazuje się nam Kralova

Góry góry

Po drodze spotkaliśmy trochę turystów. Najmilej chyba będziemy wspominać spotkanie z czterema Słowakami, których poprosiliśmy o zrobienie zdjęcia. Prze mili i śmieszni goście. Na koniec rozmowy jeden z nich zza pazuchy wyjął 0,7, akurat mieli na tyle, że wystarczyło nam na jedną kolejkę :D

Robione przez Słowaka
Robione przez Słowaka 

Walczę ze statywem
Na zoomie 5
Na zoomie 4
Zachodnia część Tatr Niżnych

Na zoomie 6
Na zoomie 8

Im bliżej Kralovej byliśmy, tym więcej wychodni skalnych było wokół. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze Orlovą oraz Stredną Holę.

Kolejny szczyt zaliczony
Orlova 1840 m

Ładna kompozycja
Chmury pode mną
Następny szczyt
Stredna Hola 1876 m

Góry wyrastające z ziemii
Nareszcie się ukazała
Slovakian mountains

Rocks
A to ja
Przekaźnik na szczycie
Przekaźnik na szczycie

Na Kralovej spotkaliśmy nawet jednego kolarza. Natężenie turystów naturalnie też było większe. Napotkaną Węgierkę poprosiliśmy o foto na szczycie. Z góry dało się widzieć fragmenty asfaltowego podjazdu na szczyt, którym, mam nadzieję, w niedługiej przyszłości podjadę razem z Kubą.
Zatrzymaliśmy się chwilę pod stacją przekaźnikową. Nacieszyliśmy jeszcze oczy i zjedliśmy bułki. Niedaleko poniżej szczytu mieliśmy zaplanowany drugi nocleg, ale że czas mieliśmy bardzo dobry (była dopiero 14) postanowiliśmy zrobić całą trasę dziś.

Kralova Hola

Foto na szczycie
Kralova Hola 1948 m

Ze szczytu
Pod przekaźnikiem
Asfalt na szczyt
Asfalcik na górę
Nawet jeden kolarz się pokazał


Ruszyliśmy szlakiem na północ, zbocze bardzo ostre, podchodząc tędy trzeba by się nieźle namęczyć, zwłaszcza, że od tej strony było naprawdę dużo śniegu.
Początkowo szliśmy zgodnie z palami powbijanymi w ziemię, jednak w pewnym momencie się skończyły, a my powoli zaczęliśmy wchodzić w kosodrzewinę, bardzo gęstą i twardą kosodrzewinę. Na śniegu nie było żadnych śladów, byliśmy pierwszymi idącymi tym szlakiem od dłuższego czasu. Znów trzeba było się wspierać GPS-em, bez którego odnalezienie szlaku byłoby naprawdę trudne. 
Ścieżka była całkowicie zarośnięta, a przedzieranie się przez kosodrzewinę było bardzo mozolne. W końcu po długiej walce z krzakami natrafiliśmy na ślady. Okazało się, że ktoś próbował podejść na Kralovą od tej strony, zdrowia życzę... zejść było ciężko. Kilka razy ślady wyprowadziły nas na manowce, ten ktoś był bardzo uparty, skoro próbował tylu dróg.
W końcu trafiliśmy na szlak i już po coraz rzadszej kosodrzewinie przedarliśmy się w niższe partie lasu.

Strome zejście od strony północnej
Strome zejście od strony północnej

Wilk i zając? :P
Wilk i zając?

Kralova od dołu
Rzut oka w dół
Przez kosodrzewinę
Źródło Vagu
Źródło Vagu

Vah - rzeka
Skałki w lesie

Podczas zejścia regularnie ukazywały się nam jeszcze Tatry.

Taterki widać
Leśnym szlakiem

Końcowy, bardzo długi odcinek drogą dłużył się niemiłosiernie. Najpierw przez las, później między polami. Gdy doszliśmy do Vypadu zrobiło się całkowicie ciemno.

Drogą leśną
Leśną dróżką
Ciekawa kompozycja
Spacer dolinką
Przekraczamy Vah
Przekraczamy Vah

Ostatnie promienie słońca
Ostatnie promienie słońca

Robi się ciemno
Ostatni widok na Tatry
Ostatnie spojrzenie na Kralovą

Na Vypadzie
Na Vypadzie 907 m

Nareszcie, ukazała się nam Teplicka, oczywiście z Tatrami w tle. W mieście cichutko, po drodze spotkaliśmy dwie, czy trzy osoby.
Idąc, najbardziej zastanawiały nas dziwne ziemianki, wyglądające trochę jak groby. Naprawdę robiły wrażanie, było ich bardzo dużo.


Widać Teplickę
Widać Teplickę

To groby?
To groby?

Teplicka nocą
Kościółek w Tepliczce
Kościółek w Tepliczce

O 18:30 byliśmy pod schroniskiem. Dobry czas. Z przyjemnością zmieniliśmy ubrania i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Ahoj.

U celu
U celu



  • DST 221.16km
  • Teren 5.00km
  • Czas 11:40
  • VAVG 18.96km/h
  • VMAX 75.66km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 3546m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na podbój Gór Lewockich

Środa, 21 października 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 1



W środę wieczorem wszyscy trzej zebraliśmy się u mnie w domu. Arka zgarnąłem wracając wieczorem z Jasła, gdzieś o osiemnastej, a po Kubę pojechałem nieco później. Byliśmy umówieni na 21. Przyjechałem, Ten oczywiście niegotowy. Na szczęście nie musiałem długo czekać. Przyprowadził rower i zaczęliśmy do pakować do bagażnika. Przy odkręcaniu koła spadły mu gdzieś części od ośki i nie mogliśmy się ich doszukać, a noc była zimna jak skurczysyn. W końcu znaleźliśmy, można jechać.

Od razu po przyjeździe do mnie wzięliśmy się za pakowanie bicykli do bagażnika. Wszelakie miejsca kontaktowe wyłożyliśmy starymi szmatami, a upchnięte rowery związaliśmy liną. W domu przyszykowaliśmy cały ekwipunek oraz odzież. Spać poszliśmy  po północy.

Pobudka już o 4:30, więc długo nie pospaliśmy. Ciężko się wstawało, ale motywacja była duża, więc nie było tak źle. Mama wstała razem z nami, a to dużo nam ułatwiło. Zrobiła nam śniadanie, bułki na drogę oraz przygotowała napoje. Planowany start miał nastąpić o 5:30, faktycznie wyruszyliśmy o szóstej. Nie wyszło nam to na dobre. Już wjeżdżając do Gorlic dało się odczuć duży ruch. Od tego momentu przestaliśmy jechać płynnie, to eLka, to wywrotka z piachem, i tak cały czas. Pod BP za Sączem zatrzymaliśmy się, żeby zatankować. Do Sącza ciągnął się nieskończony sznur aut. Trudno było się w ogóle włączyć do ruchu. Po długim oczekiwaniu jakiś łaskawca nas puścił, a my spokojnie pomknęliśmy w kierunku Piwnicznej. Na rondzie przed Starym Sączem zaczęliśmy wspominać trasę na Przehybę i z tego wszystkiego zjechałem na zjeździe, który właśnie tam prowadził. Po szybkiej korekcie już bez przygód dotarliśmy do Piwnicznej.


Taknowanie
Tankowanie

Samochód zostawiliśmy przy samej granicy, pod Domem Wczasowym "Jarzębinka". Akurat trafiliśmy na gościa, który otwierał budynek, okazało się, że to pracownik, a sam właściciel przebywa w Krakowie. Bez problemu zgodził się na naszą prośbę. Do środka nie mogliśmy wjechać, gdyż po skończonej pracy musiałby zamknąć bramy do posesji razem z naszym autem. Zapewnił nas lecz, że nie musimy się obawiać o samochód pozostawiony pod ogrodzeniem.
Zabraliśmy się więc za przygotowanie rowerów i sprzętu. Międzyczasie wypiliśmy po kubku gorącej herbaty. Kilka minut po ósmej wyruszyliśmy.

Mapka:

https://www.strava.com/routes/3837070


Ostatnie przygotowania
Ostatnie dociągnięcia

Miejsce startu
Miejsce startu

Fotka przed wyjazdem
Pora ruszać

1. Przełęcz Vabec z Piwnicznej (756 m)

  • Długość podjazdu 10.6 km
  • Średnie nachylenie 3.4%
  • Przewyższenie: 358 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.5%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec.html


Przez Polskę ujechaliśmy może z 500 metrów, wraz z przekroczeniem Popradu znaleźliśmy się na Słowacji i sam raz na rozgrzewkę rozpoczęliśmy pierwszy podjazd, czyli Sedlo Vabec. W sumie podczas całego podjazdu nachylenie dwa razy mocniej docisnęło, przez całość towarzyszył nam gładziutki asfalt, momentami nawet droga była dwupasmowa. Mieliśmy ją praktycznie na wyłączność, ruch był bardzo nikły, a sporadyczne samochody mogły nas mijać drugi pasem.
Jedyne co nie dopisało to widoczność, od początku niebo cały czas przymglone, o zobaczenie ze szczytu Tatr mogliśmy zapomnieć.

Poprawki w przednim hamulcu
Kalibracja przedniego hamulca

W kierunku przełęczy
10 km ciągłego podjazdu pod Przełęcz Vabec

Pierwszy podjazd - Przełęcz Vabec
Dwupasmówka na naszą wyłączność

Już prawie na szczycie
Szkoda że nie widać Tatr
Szkoda, że nie widać Tatr

Zjazd do Lubowli już po trochę gorszym asfalcie. Po lewej ukazał się nam Hrad. W mieście musieliśmy się trochę wesprzeć GPS-em, bo trochę się pogubiliśmy w gąszczu uliczek. Po wyjechaniu w Lubowli czekał nas krótki podjazd, a następnie aż do skrętu na Bajerovce - zjazd.

Naokoło wciąż posępnie, ale póki co bez deszczu.

Zalas u Franka
W Lubowli

Hrad w Lubowli
Hrad w Lubowli

2. Bajerovce z Plavnicy (763 m)

  • Długość podjazdu 8 km
  • Średnie nachylenie 2.9%
  • Przewyższenie: 233 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.2%
http://www.altimetr.pl/podjazd-bajerovce2.html

Po skręcie z głównej zrobiło się bardzo spokojnie. Samochodów praktycznie brak. Tereny bardzo ładne, po obu stronach pagórki, co raz to większe. I tak przez osiem kilometrów powoli wznosiliśmy się do góry. Dopiero za Sambronem oraz pod koniec czekały nas dwa ostrzejsze odcinki.  Ze szczytu ukazała nam się piękna panorama na góry Lewockie, z Kopą i Siminym na wyciągnięcie ręki. Obydwa przyprószone na szczytach śniegiem.


W kierunku Bajerovców
W kierunku Bajerovców

2x12 % :D
2 x 12% = 24%?

12 % ścianka
Ścianka w Sambronie

Elektrownia słoneczna
Elektrownia słoneczna

Drugi większy podjazd
Już widać szczyt, przed nami najostrzejszy fragment podjazdu

W tle Kopa
W tle Kopa - 1230 m

Z Bajerovic
Panorama zBajerovic

W tle Siminy - 1287 m
W tle Siminy - 1287 m

Góry Lewockie
Góry Lewockie

Na kapitalnym zjeździe z Bajerovców wykręciliśmy Vmaxy, ja 75,66 km/h. Aż do Torysy lecieliśmy sobie przez cały czas w dół. Dziesięć kilometrów przeleciało, ani się nie obejrzeliśmy. W Torysie odbiliśmy w prawo i doliną popedałowaliśmy na południe, w kierunku Vysnego Slavkova, gdzie rozpoczyna się podjazd pod Górę Skałę.

Jadąc grzbietem
Przyjemny odcinek grzbietem

A teraz zjazd
Tutaj padł Vmax

Krowy nad rzeką
Krowy nad rzeką

W kierunku Slavkowa
Doliną w kierunku Slavkowa

Lecim doliną
Jedyni spotkani tego dnia kolarze
Jedyni spotkani dziś kolarze

Słowacki krajobraz 1
Pełno krów

Po drodze, w Brezovicce zrobiliśmy postój na kanapkę i Polskie ciacha zakupione w pobliskim sklepie Potraviny. Przy okazji odbyliśmy rozmowę z miłą Słowaczką. Po zjedzeniu od razu ruszyliśmy w drogę, bo już zaczęliśmy marznąć, zresztą czas nas gonił.
Z naszego pośpiechu niewiele wynikło, bo w Slavkovie trochę zamieszaliśmy i trafiliśmy do opuszczonego kamieniołomu, to chyba przez tą Słowaczkę, bo coś o nim wspominała. Ale było warto, bo naprawdę zrobił na nas wrażenie. Coś w klimacie Czarnobyla, świetna sprawa. Szkoda, że nie mieliśmy czasu się mu dokładniej przyjrzeć. Zamiast tego trzeba było wracać na domyślną trasę.

Postój chyba z brezovicy
Brezovicka - postój na bułę i ciacho

Post apokaliptyczny kamieniołom
Post apokaliptyczny kamieniołom w Vysnym Slavkovie

Stary kamieniołom

3. Góra Skała z Vysnego Slavkova (847 m)
  • Długość podjazdu 8.2 km 
  • Średnie nachylenie 3.9%
  • Przewyższenie: 316 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 8.9%
http://www.altimetr.pl/gora-skala2.html

Klasowy podjazd, tak w dwóch słowach można opisać Górę Skałę. Już na samym początku na mile zaskoczył. Wg przypuszczeń nawierzchnia miała być najgorsza z możliwych, więcej dziur, niż asfaltu, a co zobaczyliśmy? Zobaczcie na fotach poniżej. 
Nachylenie też bardzo przyjemne, przez większość utrzymywało się w okolicach 5%. Na domiar wszystkiego, podczas tego podjazdu słońce uraczyło nas swoją obecnością, raz jedyny podczas tej wycieczki. Widoki były naprawdę klasowe i do tego te serpentyny.

Nareszcie przebija się słońce
Nareszcie przebiło się słońce

Początek podjazdu
Świeżo wylany asfacik

Ciągniemy w górę
Serpentyna przed nami

Pod Skałę

Słowacka tafla
Alpejskie widoki
Z Góry Skała
Patrząc na to niebo, trzeba stwierdzić, że to przejaśnienie nad nami to naprawdę szczęśliwe

Pochmurne niebo
Piękny podjazd
Już prawie koniec
Jesienny krajobraz
Ze szczytu

Dopiero na szczycie musieliśmy się wybudzić ze snu. Przywitał nas tam asfalt, o którym się naczytałem, zanim pojechaliśmy na tę wycieczkę. Dziurawy - to mało powiedziane. Lecz wyboru nie było, zabraliśmy się do zjeżdżania, a to jego bilans:

Straty:
- Arek - zgubiona tylna lampka
- bolące nadgarstki
- bolące tyłki
- rowery chyba też nie najlepiej to odczuły

Zyski:
- na sam koniec ukazał się nam Spissky Hrad, który wszystko zrekompensował.


Zjazd ze Skały

Postój
Piękna nawierzchnia
Dobra nawierzchnia
Masakra...

Spissky Hrad
Majaczące szczyty w oddali
Majaczące szczyty w oddali

Hrad między drzewami
Spissky Hrad

Spissky Hrad
Warownia jak z filmu przed nami

Już blisko zamku

4. Priesmyk Branisko z Korytne (752 m)

  • Długość podjazdu 4 km 
  • Średnie nachylenie 6.1%
  • Przewyższenie: 243 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 10.1%
http://www.altimetr.pl/podjazd-priesmykbranisko.ht...

Po dotarciu do głównej odbiliśmy w lewo , aby zaliczyć jeszcze Priesmyk Branisko. Bardzo fajny odcinek, bo mało ruchliwy, a nawierzchnia nienaganna. Wszystko dzięki biegnącej równolegle autostradzie, która praktycznie całkowicie odciąża ruch.
Podjazd rozpoczął się mocno, bo od razu wyskoczyło nam 12%, później nieco zelżyło. Generalnie dość ciężki podjazd, zwłaszcza, że przed szczytem zaczęło padać, a zaraz pod rozpoczęciu zjazdu musieliśmy ubierać kurtki. Najbardziej wymęczyło Akra, którego złapały jakieś słabości. Na górze nawet się nie zatrzymywaliśmy.


Pod przesmyk Branisko
Pod przesmyk Branisko

Podjazd pod Przesmyk
Arek, na pelikana?

Podjazd pod Przesmyk
Z perspektywy Kuby

Podjeżdżając pod Przesmyk
Chwała Bogu
Chwała Bogu

Przesmyk Branisko
Nawrotka na szczycie, a szkoda, bo w drugą stronę zjazd ponoć jest kapitalny


Po niezbyt przyjemnym zjeździe w deszczu zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem, żeby przetrzymać resztę przelotu. Trochę się wysuszyliśmy, założyłem wodoodporne ochraniacze na buty i na plecak. Gdy deszcz minął, zmarznięci ruszyliśmy dalej. Najciężej było rozgrzać dłonie.

Zaraz po deszczu
Podczas deszczu

15 min później
Kilka minut później

Kolejnym celem była Lewocza i podjazd pod Mariańską Horę. Po drodze jeszcze raz mogliśmy podziwiać Spissky Hrad, szkoda, że nie mieliśmy czasu, żeby go zwiedzić.
Do pewnego momentu jechało się super. Niestety kilka kilometrów przed Lewoczą autostrada się skończyła (dalszy odcinek wtedy jeszcze był w budowie, teraz już jest otwarty) i wszystkie samochody zjeżdżały na krajówkę, którą jechaliśmy. Przed Lewoczą czekała nas jeszcze jedna większa hopka i zjazd podczas którego ukazał nam się klasztor na szczycie obok, pod który jechaliśmy. 

Spoglądając w tył
Rzut okiem za siebie

Wiadukt po prawej
Po prawej biegnąca równolegle autostrada

Gorące źródła
Gorące źródła

Posępny krajobraz
Kapitalny wiadukt
Kapitalny wiadukt

Wjeżdżamy do Lewoczy
Wjeżdżamy do Lewoczy

5. Mariańska Hora z Lewoczy (781 m)

  • Długość podjazdu 4.6 km 
  • Średnie nachylenie 4.9%
  • Przewyższenie: 225 m 
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6% 
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.5%
http://www.altimetr.pl/podjazd-marianskahora.html


Podjazd był super oznakowany, więcej nie mieliśmy problemu z szukaniem odpowiedniego skrętu, ale zanim zaczęliśmy, zatrzymaliśmy się na bułkę.
Asfalt na podjeździe nas nie zachwycił, cały w rozsypce. Na szczęście nie było jakiś większych stromizn, więc nie było to jakimś problemem. Mimo to dla Arka, który z ubierał się jak na mrozy, okazał się istną katorgą. Gdzieś w połowie się wyrozbierał i trochę odżył.
Na koniec praktycznie całkowicie się wypłaszczyło i ukazał się nam klasztor na szczycie. Tam kilka fotek i jazda na dół.

Klasztor na Mariańskiej Horze
Klasztor na Mariańskiej Horze

Pod horę
Podjazd pod Mariańską

Końcówka podjazdu pod Mariańską
Wypłaszczenie pod koniec

Klasztor na szczycie
Klasztor na szczycie

Stare miasto w Lewoczy całkiem ładne, ale niestety kościół akurat był remontowany i zasłonięty rusztowaniem. Objechaliśmy rynek szukając sklepu. Znalazł się jeden malutki. Chciałem się zatrzymać, ale Kubcyk oczywiście miał coś przeciwko.
- Nie, to nie - poddenerwowany ruszyłem dalej.

Lewocza - stare miasto
Lewocza - stare miasto

Na rynku w Lewoczy
Kościół i ratusz

6. Góra Kruzok (976 m)

  • Długość podjazdu 6 km
  • Średnie nachylenie 6.5%
  • Przewyższenie: 389 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.1%
http://www.altimetr.pl/gora-krazok.html

Wyjeżdżając z miasta rozpoczął się podjazd, pierwszy etap ruchliwą drogą główną. Na przydrożnej stacji zaopatrzyliśmy się w picie i batony. Później jeszcze kawałek główną i odbicie w lewo. Nachylenie od razu wzrosło, a po spoglądnięciu do tyły, między drzewami zaczęło ukazywać się nam rozpalone niebo. Przyspieszyliśmy natychmiastowo, żeby jak najszybciej wyjechać na otwartą przestrzeń i zobaczyć ten niecodzienny widok.

Uzupełnianie zapasów na stacji
Uzupełnianie zapasów na stacji

Udało się, zdążyliśmy! Dalsza część podjazdu poszła jak w masło, tak byliśmy zajęci podziwianiem widoków, że praktycznie nie było czuć zmęczenia, mimo, że był to teoretycznie najtrudniejszy podjazd tej wycieczki. Szkoda jedynie, że nie było widać Tatr, prócz podstaw, całe były w chmurach.

Niebo się otwiera
Na żywo zapierało dech w piersiach (po prawej Tatry owiane chmurami)

Wciąż do góry
Już praktycznie ciemno
Zaraz będzie ciemnoPodjazd pod Kruzok
Na Kruzoku, wreszcie :D
Na szczycie

Słońce schowało się za horyzontem wraz z momentem kiedy osiągnęliśmy szczyt. Przygotowaliśmy lampki i już mieliśmy ruszać, a tu zaczęło padać. 

7. Brutovce (881 m)

  • Długość podjazdu 5.8 km
  • Średnie nachylenie 2.4%
  • Przewyższenie: 141 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 4.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 5.8%
Zjazd z Kruzoka nie będzie przez nas dobrze wspominany. Zlał nas deszcz i tyle. Jeśli chodzi o mnie to kurtka spoko, ochraniacze na butach też jeszcze wytrzymały, rękawice jeszcze też, jedynie spodnie mokre. Mieliśmy trochę papieru toaletowego, to użyłem go, żeby odessać z nich choć część wilgoci. I w sumie pomogło, bo po niedługim czasie były już suche.
Z podjazdu pod Brutovce wiele nie pamiętam, było już ciemno, a on nie był jakiś trudny, czy stromy, choćby miejscami. Mimo wszystko poczuliśmy głód. Szczęśliwie na szczycie była ławeczka. Osobiście nie byłem pewien, czy mam jeszcze w plecaku kanapkę z domu. Modląc się otworzyłem plecak: pierwsza komora - nie ma, druga - zapasowe rękawiczki, bluzka, kurtka, kanapka, KANAPKA od mamy! Byłem uratowany.
Na deser jeszcze po batonie przepitym Monsterem.  
Zrobiło się zimno, temperatura spadła do 3*C. Zdecydowałem na czas zjazdu ubrać dodatkową koszulkę termoaktywną. Decyzja jak najbardziej trafiona. Na zjeździe zaczął szwankować mi licznik. Jak się później okazało, gryzł się z lampką. Na szczęście przełożenie jej na drugą stronę kierownicy zażegnało tego problemu.


Brutovce, niestety już o ciemku
Brutovce, niestety już o ciemku

Popijamy gnoja


Odcinek od Slavkova, aż do Lipan odbył się bez większych atrakcji. Tam zaczęliśmy spotykać grupki cyganów, grasujących po nocach, które omijaliśmy szerokim łukiem. W pewnym momencie okazało się, że Kuba zgubił czapkę.  Pomimo niebezpieczeństwa zostania ograbionym przez cyganów zawróciliśmy, żeby jej poszukać. Nie znaleźliśmy jej, znalazła się sama, była skitrana gdzieś pomiędzy kaskiem, a kapturem, czy jakoś tak.

8. Puste Pole z Lipan (603 m)

  • Długość podjazdu 7.4 km
  • Średnie nachylenie 3.0%
  • Przewyższenie: 220 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 7.9%
http://www.altimetr.pl/podjazd-pustepole.html

Podjazd pod Puste Pole był dziwny. Na początku zaczęło padać, a on sam długo się ciągnął, głównie przez to, że złapał nas straszny głód. Nie mieliśmy już jedzenia, a w żadnej miejscowości nie było otwartego sklepu.
W mozolnym tempie osiągnęliśmy szczyt. Zaczęliśmy mieć pewne obawy, bo najbliższe pewne miejsce, gdzie mogliśmy się zaopatrzyć było odległe o dobre 25 kilometrów, Lubowla.

Ku naszemu zdziwieniu, na początku zjazdu po lewej ukazała się nam stacja paliw, a co najlepsze kupiliśmy tam nawet bułki oraz batony.
Moment odzyskaliśmy siły witalne i ruszyliśmy dalej. 

Stacja, która uratowała nam życie
Pod stacją paliw

Na stacji
Prowaint
Świeży prowiant

9. Przełęcz Vabec z Lubowli (756 m)

  • Długość podjazdu 4.4 km 
  • Średnie nachylenie 5.0%
  • Przewyższenie: 222 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.7%
http://www.altimetr.pl/przelecz-vabec2.html


Odcinek do Lubowli przeleciał nam nawet szybko. Miasto przejechaliśmy obwodnicą, omijając tym razem rynek. U podnóża podjazdu pod Vabec zjedliśmy po ostatnim batonie.
Zaczął siąpić deszcz.
W porównaniu do wersji od granicy, podjazd dużo krótszy, lecz z większym średnim nachyleniem.  Mnie i Kubie jechało się elegancko, ale Arek niestety bardzo osłabł i przez to tempo podjazdu było wręcz ślimacze. Końcowe dwa kilometry jechał już chyba tylko dzięki sile woli i naszym zapewnieniom, że już niedaleko do szczytu. 
Na górze zaczęło lać na całego, mocniej niż wcześniej tego dnia. Dziesięć kilometrów w dół, które mieliśmy nadzieję, że będą przyjemnością okazały się katorgą. Rękawice nam po przemakały, buty też, nawet moje ochraniacze nie dały rady. Praktycznie wszystko prócz korpusu i głów mieliśmy mokre, a dłonie zmarznięte jak lód.

Gotowi do drogi powrotnej
Gotowi do drogi powrotnej


Final był standardowy, po dojechaniu do celu deszcz znacznie zelżył, tak, że tylko lekko siąpiło. Zdarliśmy z siebie przemoczone i brudne bety, przebraliśmy się, a urżnięte rowery z dużą ostrożnością zapakowaliśmy do bagażnika i związaliśmy.

Włączyłem ogrzewanie, żeby dać ulgę zmarzniętym stopom i dłoniom. Ale niestety nie był to jeszcze koniec. Przed nami było jeszcze 75 km do domu. 
Jechałem wolno, nawierzchnia mokra, a deszcze ponownie się nasilił.  Za Sączem zdecydowałem się na krótki postój, bo zaczęło mnie zbierać spanie. Zatrzymałem się na poboczu, a po kilku sekundach byliśmy świadkami czegoś dziwnego. Auto jakby się zatrzęsło, tak jakby ktoś chciał je przewrócić. Natychmiast dałem w pizdę i pojechaliśmy dalej. Rozbudzeni. 

Koło pierwszej byliśmy w Libuszy. Zostawiłem Arka u mnie, wzięliśmy rzeczy Kuby i pojechałem go odstawić. Arka odstawiłem dopiero rano.
Przed drugą byłem w miarę obrobiony, ogarnięcie całego burdelu zostawiłem na rano, wyjąłem tylko mokre rzeczy z auta, żeby się nie zaśmierdziały.

Zmęczeni, śpiący, ale spełnieni i szczęśliwi poszliśmy spać.

temp. 3 - 10 C



  • DST 51.67km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 16.32km/h
  • VMAX 61.08km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 792m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maślana Góra w jesiennych barwach

Poniedziałek, 19 października 2015 · dodano: 04.11.2015 | Komentarze 0


Mglisty poranek i zimny, ale wg zapowiedzi ma być ładnie. Mam ochotę na Maślaną Górę, biorę więc Roberta i jedziemy. Do Gorlic ciągniemy bocznymi drogami przez Kobylankę - Pustki. Przyjemne lekkie hopki, miejscami przez las. Do Gorlic wlatujemy ulicą Sosnową. Na światłach przy głównej odbijamy w lewo i jedziemy w kierunku Ropicy. W mieście mgła trochę rzadsza, nawet momentami przebija się słońce. Po wyjechaniu na obrzeża sytuacja jednak szybko wraca do normy.

Po kilku kilometrach ruchliwą 28-ósemką skręcamy w prawo, na Bieśnik. Od mostu nad Ropą zaczynamy podjazd. Na początku bardzo lekko, po drodze kilka hopek. Im wyżej, tym mgła rzadsza, aż w Bystrej ustępuje całkowicie. Wychodzi słońce i od razu robi się przyjemniej. Po lewej ukazuje się nam Maślana, jeszcze w chmurach. Końcówka pod przełęcz jest najstromsza + zły asfalt. Robert musi nawet zrobić krótki postój. Przy okazji się trochę rozbieramy. Z przełęczy widok na obie stromy całkiem różny. Wschodnia - całkowicie zamglona, zachodnia - stosunkowo przejrzysta. 

Bieśnik z Ropicy Polskiej (508 m)
  • Długość podjazdu 6.4 km
  • Średnie nachylenie 3.2%
  • Przewyższenie: 207 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.3%
http://www.altimetr.pl/podjazd-biesnik2.html


Odbijamy w lewo, w kilometr asfaltem i wjeżdżamy na właściwą część dzisiejszej trasy - w teren. Las o tej porze roku wygląda pięknie, do tego słońce i błękit nieba, idealna kombinacja. Droga usypana jest tłuczniem, więc pod górę jedzie się nawet ok, lecz można zapomnieć o szybkich zjazdach. Po wielu zakrętasach i hopkach docieramy na szczyt - 753 m. Tam oczywiście witają nas dwa owczarki pilnujące przekaźnika. Robimy kilka fotek, odpoczywamy chwilę na pniaczkach i pora wracać.

Zjeżdżamy alternatywną drogą do Szymbarku. Długi odcinek oczywiście w terenie, na jednej z polan zatrzymujemy się, gdyż pięknie widać sąsiednie górki, całe owiane mgłą. Po drodze, na wertepach Robert gubi przednią lampkę. Pod koniec ukazuje się nam Góra Chełm, a my wjeżdżamy na asfalt i do głównej włączamy się przy sklepie Arka. Tam w lewo i do Gorlic 28-ósemką.

Końcówka również przez Kobylankę, tyle, że z małą wariacją, mianowicie docieramy do centrum i tam odbijamy w lewo. Tam przy prędkości około 30 km/h doczepiają się do nas dwa, na szczęście małe psy. Ja jadę pierwszy te ustawiają się między nami i jeden niefortunnie wpada Robertowi pod koła, wywracając go. Agresywne szczekanie przeradza się w skomlenie, wypierdki uciekają, a Robert podnosi się z gleby. Na szczęście nic tylko trochę się obił... i rozdarł jedną z rękawiczek, które mu pożyczyłem, eh. Jeden plus całej sytuacji jest taki, że pokarało tego kajtka. Lubię psy, ale nie mogę strawić agresorów puszczonych luzem. Żałuję, że nie zdążyłem ich potraktować gazem.


max. wys. 753 m
temp. 8 - 13 C

Maślana widziana z domu
Maślana widziana z domu

Pod Bieśnik
Hopka podczas podjazdu pod Bieśnik

Maślana w chmurach
Maślana w chmurach

Końcowa stromizna
Końcowa stromizna

W kierunku zachodnim
Z przełęczy, zachód

W kierunku wschodnim
Z przełęczy wschód

Podjazd pod Maślaną
Podjazd pod Maślaną

Polska złota jesień
Polska złota jesień

Kontynuacja podjazdu
Trzeba uważać na rynienki

Podczas podjazdu
Już szczyt
Już szczyt

Przekaźnik na szczycie
Przekaźnik na szczycie

Pod drzewem
Orwerki
Nogi nogi
Siedząc na pniaczku

Polanka
Przymglone góry
Przymglone góry

Ambonka
Ruchliwa 28
Ruchliwa 28



  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Wędrówka

Cergowa i Pustelnia Św. Jana z Dukli

Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 03.11.2015 | Komentarze 0


Trasa:

Nowa Wieś (351) > Cergowa (716)  > Nowa Wieś > Pustelnia Św. Jana (503) > Nowa Wieś

Dystans: 9,4 km
Przewyższenie: 574 m
Obniżenie: 574 m

Z domu wygrzebaliśmy się późno, gdzieś po jedenastej. Wcześniej kościół, decyzja o wyjeździe i pakowanie. Koło godziny dwunastej byliśmy na miejscu, czyli w Nowej Wsi. Pogoda świetna, już jadąc samochodem było na co popatrzeć, piękna polska złota jesień. Samochód zaparkowaliśmy przy głównej prowadzącej do Barwinka, zaraz przy czerwonym szlaku, z możliwością pójścia w dwie strony. 

Cergowa (716 m)

Najpierw ruszyliśmy na północny zachód, na Cergową. Początek podejścia prowadził otwartym terenem między domami i polami. Za plecami mieliśmy całkiem ładne widoki na pobliskie pagórki. Widać było też wieżę widokową z Barwinka oraz kamieniołom w Lipowicy. Po niedługim czasie weszliśmy w mieniącą się kolorami jesieni bukowinę.
Przed szczytem zrobiliśmy krótki postój, żeby zjeść po bułce i batonie. Prócz tego po drodze opychaliśmy się cierpkimi, ale smacznymi owocami tarki, czy jak kto woli tarniny.
Na Cergowej byliśmy przed czternastą. Wpisaliśmy się do księgi, zrobiliśmy kilka fotek i ruszyliśmy z powrotem w dół. Niestety trzeba było iść tą samą drogą, bo nie było za bardzo jak zapętlić trasy. Przez cały odcinek na Cergową i z powrotem spotkaliśmy dwie osoby.

Pustelnia Św. Jana z Dukli (503 m)

Po zejściu z Cergowej postanowiliśmy przestawić samochód do miejsca, gdzie jak się nam zdawało po drogiej stronie drogi zaczynał się szlak. Jednak okazało się, że szlak był tam gdzie się nie spodziewaliśmy. Musieliśmy przestawić auto z powrotem.

Praktycznie cały odcinek do Pustelni prowadził przez las. Wyjątkiem była jedna polana, z której ukazały się piękne widoki w kierunku granicy. Było to jedno z dwóch miejsc zwracających na siebie uwagę, które mijaliśmy idąc pod Pustelnię. Drugim był bardzo nieprzyjemny odcinek z rozjeżdżonej gliny, której nie było jak ominąć, trzeba było iść po niej. Straszliwie kleiła się do butów, ciężko było podnosić stopy.
Będąc prawie u celu wbiliśmy się na asfaltową drogę, którą doszliśmy do końca. Kiedyś będzie się tu można wybrać rowerem.

http://www.altimetr.pl/podjazd-pustelniaswjana.htm...

Na miejscu można zobaczyć ową Pustelnię, zabytkową kaplicę oraz napić się wody mineralnej. Akurat, gdy podeszliśmy pod kapliczkę zaczął się różaniec, zostaliśmy więc. Później nabraliśmy trochę wody do butelek i ruszyliśmy w drogę powrotną.
W domu byliśmy około osiemnastej, a w ramach regeneracji na kolację zjedliśmy domową pizzę made by mama :)

Ptaszki lecą
Widoczek jeden
Przez Bukowinkę
W drodze na Cergową

Przejrzysta bukowina
Dalszy widoczek
Przyjemny szlak
Dalej bukowiną
Cergowa szczyt
Na Cergowej

Przez las
Schodzimy
Dalszy ciąg zejscią
Zejście z Cergowej

W kierunku granicy
Panorama z polanki, po drodze na Pustelnię

Pod Pustelnię Św. Jana
Pod Pustelnię Św. Jana

Kapliczka przy Pustelni
Kaplica koło Pustelni
Przed kaplicą
Na koniec wyszło słońce



  • DST 170.17km
  • Teren 0.60km
  • Czas 08:32
  • VAVG 19.94km/h
  • VMAX 65.14km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 2487m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sercu Bliski Beskid Niski

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 01.11.2015 | Komentarze 0



Początek
 urlopu nastał. Plany duże, oczekiwania wobec pogody chyba jeszcze większe, a czasu niestety nie tak wiele, niecałe dwa tygodnie. W domu standardowo byłem około północy z piątku na sobotę. Około dziesiątej rano przyjechał do mnie Kuba. Ja już od dawna byłem na nogach i przygotowywałem wszystko, czego potrzebowałem.  Żeby poszło szybciej wykorzystałem go do przykręcenia błotników, nie zapowiadało się, że będzie za sucho. Wg prognoz miało krążyć wiele przelotów, a temperatura miała się wahać między 10, a 15 stopni.

Wyjazd ten był przez nas wielce wyczekiwany, więc mimo nie do końca przychylnych prognoz, późno, bo około 10:30 ruszyliśmy w trasę. Póki co, niebo wokół nie wyglądało najgorzej, całkowicie zachmurzone, ale nie zwiastowało deszczu. 


Trasa, którą zaplanowałem wyglądała tak:



Całość skupiona była na zahaczeniu o jak najwięcej podjazdów Beskidu Niskiego. Głównie zależało mi na Górze Piorun, Przełęczy Kotowskiej oraz Popradowej Wyżnej. W sumie naliczyłem jedenaście podjazdów, o których warto coś więcej tu napisać.


1. Magura Małastowska (710 m), (my jechaliśmy tylko do przełęczy (604 m))

  • Długość podjazdu 5.4 km
  • Średnie nachylenie 5.7%
  • Przewyższenie: 310 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.2%
http://www.altimetr.pl/podjazd-maguramalastowska....

Trasę rozpoczął odcinek do Małastowa. Jadąc przez Kobylankę i Dominikowice towarzyszyła nam Maślana Góra co jakiś czas wyłaniająca się zza pobliskich pagórków. Zaczęliśmy lekkim tempem, aby rozgrzać mięśnie. W Sękowej wjechaliśmy na wojewódzką 977 i powoli zaczęliśmy się wznosić do góry, a pierwszy właściwy podjazd rozpoczął się w Małastowie - Przełęcz Małastowska. Całość z w miarę równym nachyleniem, bez ścianek, na początek jak znalazł.
Przed samą przełęczą przywitała nas mgła i zimno. Pod wiatką koło cmentarza zjedliśmy śniadanie i ubraliśmy deszczówki, bo pogoda zaczęła się psuć. Zjazd był bardzo zimny i mglisty, a asfalt mokry. Po wyjechaniu z lasu zobaczyliśmy jak nisko zawieszone są chmury. Wszystkie pagórki były nimi owiane.

Maślana z czubkiem w chmurach
Maślana z czubkiem w chmurach

W Dominikowicach
W Dominikowicach

Pod Przełęcz Małastowską
Pod Przełęcz Małastowską

Pod Małastowską

Zakrętasik na Małastowskiej
Zakrętasik na Małastowskiej

Mgliście na przełęczy
Mgliście na przełęczy

Jadąc na Regietów
Jadąc na Regietów

Nisko zawieszone chmury
Nisko zawieszone chmury


2. Kiczorka (551 m)
  • Długość podjazdu 1.5 km
  • Średnie nachylenie 7.3%
  • Przewyższenie: 109 m
  • Maksymalne nachylenie na 500 m: 10%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.1%
http://www.altimetr.pl/podjazd-kiczerka.html

Po skręcie na Regietów zaczął siąpić deszcz, po chwili przestał, by przed podjazdem pod Kiczorkę znowu zacząć, mocniej. Ubrałem więc ochraniacze na buty oraz wskoczyliśmy w przeciw deszczówki. Ujechaliśmy kilkaset metrów - przestało.... no nie. Zaparzeni wjechaliśmy na górę, by tam się rozebrać. Wszystkie niedogodności zrekompensował wąski, lecz gładki jak tafla asfalt.
Zjazd poprowadził nas do Hańczowej.

Pod Kiczorkę
Pod Kiczorkę

Szosa pod Kiczorką
Szosa pod Kiczorką

Szczyty Beskidu NIskiego
Szczyty Beskidu Niskiego

Chyba w Hańczowej


3. Czarna (585 m)

  • Długość podjazdu 2.4 km
  • Średnie nachylenie 6.8%
  • Przewyższenie: 162 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.3%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15%

http://www.altimetr.pl/podjazd-czarna.html

Przez Hańczową przelecieliśmy szybko, a w Uściu odbiliśmy w lewo, na Czarną. Podczas podjazdu pogoda znacząco się polepszyła.
Odcinek ten, aż do Banicy przemierzaliśmy ostatnio jadąc na Magurę Stebnicką LINK.

Czarn
Dziurawy zjeździk w Czarnej

4. Banica (593 m)

  • Długość podjazdu 1.8 km
  • Średnie nachylenie 5.1%
  • Przewyższenie: 92 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 16.5%
http://www.altimetr.pl/podjazd-banica.html

Zanim dotarliśmy do samej Banicy, deszcz zdążył nas jeszcze z raz postraszyć. Przed samym podjazdem zdarliśmy z siebie deszczówki i zabraliśmy się za podjeżdżanie. Za nami nadal chmury wisiały nad samą ziemią. Na szczęście, gdy wyłoniliśmy się zza górki po drugiej stronie ukazała się nam piękna panorama.

Cerkiew w Banicy
Cerkiew w Banicy

Podjazd w Banicy
Podjazd w Banicy

W Banicy
W Banicy, za nami niskie chumry

Panorama z Banicy
Panorama z Banicy

Super ponczo
Super ponczo

5. Góra Piorun (743 m)
  • Długość podjazdu 2.4 km
  • Średnie nachylenie 8.3%
  • Przewyższenie: 199 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 11.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.9%
http://www.altimetr.pl/gora-piorun.html

Podczas zjazdu do Czyrnej znowu musieliśmy przywdziewać wodoodporną odzież.W owej miejscowości odbiliśmy w lewo i rozpoczęliśmy podjazd pod Górę Piorun. Już na samym początku deszcz puścił się jednym cięgiem, Po jakimś kilometrze trafiliśmy na przystanek, pod którym się schowaliśmy. Przeczekaliśmy deszcz, który jak się później okazało był punktem kulminacyjnym bo od tego momentu nie spadłą już ani kropla i przez długi czas towarzyszyło nam słońce.
Krótką chwilę wymuszonego postoju wykorzystaliśmy na suszenie ciuchów, po czym ruszyliśmy dalej. Podjazd pod Piorun, mimo, że strony, kompletnie nas nie zmęczył, piękne widoki całkowicie przyciągnęły naszą uwagę. Największe wrażenie zrobiła panorama ze szczytu na parujące po deszczu góry.

Podjeżdżając pod Piorun
Podjeżdżając pod Piorun

Świecący asfalt
Świecący asfalt

Piorun

Panorama z Pioruna
Panorama z Pioruna

Podczas zjazdu
Podczas zjazdu

Lekka hopka
Lekka hopka

Piękny Beskid Niski
Za nami nie tak zachęcająco

6. Jakubik z Mochnaczki Niżnej (759 m)
  • Długość podjazdu 2 km
  • Średnie nachylenie 6.5%
  • Przewyższenie: 129 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.8%
http://www.altimetr.pl/podjazd-jakubik2.html

Zjazd doprowadził nas do Mochnaczki Wyżnej, dalej Niżna i kolejny podjazd - Jakubik. Bez jakiegoś mega przewyższenia, ale całkiem stromy, również z ładnymi widokami, tak i podczas podjazdu, jak i ze szczytu. Zjazd był chyba najniebezpieczniejszym z dzisiejszych. Nawierzchnia kompletnie mokra, zaraz po deszczu, pełno ostrych zakrętów, plus nieznajomości trasy, co równało się bardzo wolnemu zjazdowi. Tak dotarliśmy do Krynicy. W Hitpolu zrobiliśmy zakupy, jakieś batony, oraz bułki, plus oczywiście picie.


Widok z Jakubika
Widok z Jakubika

W Krynicy
W Krynicy


7. Przełęcz Huta (766 m)
  • Długość podjazdu 7.8 km
  • Średnie nachylenie 2.9%
  • Przewyższenie: 223 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.7%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.2%
http://www.altimetr.pl/przelecz-huta.html

Wyjeżdżając z miasta rozpoczęliśmy leciutki podjazd pod Przełęcz Hutę. Był to jeden z najbardziej ruchliwych odcinków jakimi dziś jechaliśmy. Na krzyżówce odbiliśmy w lewo i pocieszyliśmy się długim zjazdem w kierunku Sącza. Po drodze minęliśmy zjazd na Kotów i przez Łabową, Maciejową i Frycową dotarliśmy do zdecydowanie najtrudniejszego dziś podjazdu. Przez cały ten czas humor poprawiało nam świecące na całego słońce.

Widoki z Przełęczy Huta
Widoki z Przełęczy Huta

Wyszło motywujące słoneczko
Wyszło motywujące słoneczko

Lecąc na Frycową
Szosa na Sącz
Przdrożna drzewa
Z Krzyżówki


8. Popradowa Wyżna (655 m)

  • Długość podjazdu 2.6 km
  • Średnie nachylenie 10.7%
  • Przewyższenie: 278 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.8%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 19.7%
http://www.altimetr.pl/podjazd-popardowawyzna.html

Nawigacja w telefonie zaczęła nam trochę nawalać i mieliśmy mały kłopot w znalezieniu odpowiedniego zjazdu, ale pomógł nam jakiś budowlaniec, którego spytaliśmy o drogę. Gdy zaczęliśmy podjeżdżać słońce chyliło się już ku zachodowi. Ścianka od początku trzymała duże nachylenie i z każdym kilometrem było coraz ostrzej. Przed samym końcem czekała na nas jedna serpentyna. Sam szczyt jest zalesiony, ale z pozostałych części podjazdu widoki był bardzo ładne. Na na górę zajechaliśmy już po zachodzie słońca, więc nie zobaczyliśmy nawet połowy tego co jest możliwe.
Zjazd oczywiście powoli i uważnie. Na dole byliśmy już o całkowitej ciemności.

Z Popradowej
Z Popradowej

Pod Popradówkę
Pooo dgórę
Na szczycie Popradowej
Po wspinaczce

Mglismy widok z góry
Mało co już widać
Zjazd na serpentynę
Zjazd na serpentynę

Serpentynka
Serpentynka

Zza barierki


9. Przełęcz Kotowska (692 m)
  • Długość podjazdu 3.2 km
  • Średnie nachylenie 6.1%
  • Przewyższenie: 196 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 12.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 15.9%
http://www.altimetr.pl/przelecz-kotowska.html

Główną zalecieliśmy do mijanego wcześniej zjazdu na Kotów. Przed podjazdem chapnęliśmy po batonie. Początek bardzo lekko, zaś końcówka podjazdu była naprawdę stroma. Droga fajna, spokojna i bez jakiegokolwiek oświetlenia. Na szczycie lampki przełączyliśmy na najmocniejsze tryby i puściliśmy się w dół. Zjazd bardzo dynamiczny, w dzień zdecydowanie można przycisnąć.

10. Tania Góra (czekam na altimetr)

Na stacji we Florynce zatrzymaliśmy się na ciepłego Hot-doga. Będąc na tak dużym głodzie smakował nam naprawdę wspaniale. Ale zmarzłem podczas tego postoju niemiłosiernie. Szczęśliwie czekała na nas kolejna górka, która chwila moment nas rozgrzała, można by powiedzieć tanio, bo to Tania Góra. Na szczycie podczas krótkiego postoju na przebieranki zatrzymał się samochód, a gość spytał czy wszystko OK. Miłe i sumie coraz rzadziej spotykane. Dość stromy zjazd doprowadził nas do Ropy.

11. Bielanka (586 m)
  • Długość podjazdu 4 km
  • Średnie nachylenie 5.6%
  • Przewyższenie: 223 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.4%
http://www.altimetr.pl/podjazd-bielanka3.html

W Ropie skręciliśmy w prawo i przez Łosie dotarliśmy do Bielanki. Przez te ciemności to już niewiele pamiętam z tego podjazdu, ale pamiętam jedno - był to już ostatni. Zjazd pozwolił nam odpocząć a ostatni odcinek przeminął bardzo lekko. Był to chyba jedyny tak długi płaski kawałek dziś.

Odwiozłem Kubę pod dom i ostatnie trzy kilometry zrobiłem samotnie. W domu byłem po 22, w pełni zadowolony.

max. wysokość - Przełęcz Huta (766 m)
temp. 9 - 15 C




  • DST 125.32km
  • Czas 05:17
  • VAVG 23.72km/h
  • VMAX 78.81km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1496m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góral nizinny

Czwartek, 8 października 2015 · dodano: 09.10.2015 | Komentarze 2


Ostatni wolny dzień przed urlopem w Polsce nie mógł być przeze mnie spędzony inaczej, niż na jeździe. Zwłaszcza, że pogoda udała się wykwintna. Jako, że Arek również miał wolne, miałem kompana.

O 11.15 zbiórka pod Lidlem. Stamtąd znanymi drogami jedziemy na północny zachód. Lasy Burnham Beeches, Cookham, Marlow. Następnie zaczynamy wspinaczkę na płaskowyż. Po wjechaniu zatrzymujemy się na krótki postój. Po pierwszych dwudziestu kilku kilometrach stwierdzam, że jest cieplej niż się spodziewałem i zrzucam z siebie termoaktywne gatki i bluzkę. Zostaje tylko koszulka i spodenki. Jak to miło poczuć się jak w lecie. Przy okazji zjadamy po batonie.

Dalszy etap to ciągłe wznoszenie się do góry z wieloma hopkami po drodze. Po minięciu Stokenchurch osiągamy najwyższy punkt wycieczki, czyli jakieś 264 m.n.p.m., czyli rezerwat Aston Rowant, w którym ostatnio dosyć często bywam. Arek jest tu pierwszy raz. Widoczność mamy dużo lepszą, w porównaniu z ostatnim razem, kiedy byłem tu z Andrzejem.

Po batonie i chwili spędzonej w rezerwacie czeka nas karkołomny zjazd z Kingston Hill. Jadę pierwszy, udaje mi się wyciągnąć prawie 79 km/h. Przy takiej prędkości wyrywa tu już kierownicę z rąk, a adrenalina skacze momentalnie do góry. Gdyby tylko wywali nowy asfalt... Na dole dołącza do mnie Arek. A to jego pierwsze słowa:
- Śmierć przed oczami na tym zjeździe wydziałem!

Po dojechaniu do głównej skręcamy w prawo i tu zaczynają się drogi których nie znam. Po krótkim odcinku znów odbijamy w prawo i z powrotem zaczynamy piąć się do góry. Nowo odkryty podjazd okazuję się być całkiem długi i ostry. Dalej trasa mniej więcej wygląda tak: góra, dół, góra, dół. Na wzniesieniach widoczki całkiem ładne, asfalty znośne. W Great Missenden robimy postój pod sklepem, gdzie kupujemy jakieś bułki. Zaczyna robić się trochę zimno, lecz jeszcze się nie ubieramy, bo wokół łazi pełno ludzi. Słońce zaraz schowa się za linię chmur na zachodzie.

Po dojechaniu do High Wycombe daje się odczuć ocieplenie, mimo, że słońce się już schowało za chmurami. Dobrze, że się nie ubraliśmy, bo trafiamy na podjazd 14%, który dobrze nas rozgrzewa. Po kilku kilometrach włączamy się na główną prowadzącą z Marlow do Stokenchurch, którą jechaliśmy. Kawałek dalej zatrzymujemy się, aby zrobić kilka fot nieba, które wygląda widowiskowo, i udaje nam się też zauważyć latający w oddali balon. Przed ruszeniem dalej decydujemy się ubrać, ponieważ znów się ochładza.

Po zjeździe do Marlow wychodzę z inicjatywą o minimalnym przedłużeniu trasy. Arek przystaje. Biorę go na fajny podjazd z maksem na oko 17-18%. Później kolejny podjazd - pod Flackwell Heath.Dalej ostry (max 20%) zjazd do Wooburn Green. Tam ponownie wychodzę z inicjatywą i przedłużamy trasę o kolejny podjazd. Wyjeżdżamy pod Loudwater, tylko po to by alternatywną drogą znów zjechać do Wooburn Green. Udaje mi się wyciągnąć 70 km/h.

W Wooburn w lewo i od razu ostro w górę - ostatni dziś raz. Jedna czwarta podjazdu, jedziemy sobie bez spiny, a tu zza pleców wypada nam gość na Cannondale'u pedałujący jak oszalały na stojaka. Łapiemy się więc od razu za nim i tak jedziemy około 500m. Z dwieście przed końcem konkurent zaczyna coś mieszać w biegach, a ja widzę, że już opada z sił. Ruszam więc do przodu i odstawiam go na jakieś 30-40 metrów. Zaraz przed końcem na centymetry wyprzedza go również Arek, dołącza do mnie na prostym i po jakiś dwóch kilometrach tracimy go z pola widzenia.

Dalej czeka nas już tylko zjazd, z kilkoma nieznacznymi hopkami. W Slough jesteśmy gdzieś po osiemnastej. Na rondzie koło Lidla rozjeżdżamy się do domów.

Ilość przewyższeń z dzisiejszej trasy cieszy oko. Dobra rozjazdówka przed planowanymi wypadami w Polsce. Pogoda, jak i inne czynniki również dziś dopisały.

Dzięki dla Arka za towarzystwo.


temp. 14-17 C
cad. 72 rpm

Znad Marlow
Zrobione podczas przerwy na rozbieranie

Podczas postoju
Szeroką szosą
Dwie mile do Stokenchurch

W stronę stokenchurch
Wciąż lekko do góry

Straszne drzewo
Drzewo jak z Silent Hill

Miło popatrzeć
Miło popatrzeć

M40 w dole
M40 w dole

Widoczek jeden
Pola uprawne

Końcówka zjazdu
Arkadiusz P. - przeżył zjazd.

Pykamy szosą
Po prawej płaskowyż

W tle płaskowyż
Fajne chmury

Lekko pod górę
Góreczki
Kolejny widoczek
Przyjemna dróżka
Z profilu
Pusta szosa
Typowa ścianka
Ścianka za High Wycombe

Ostro w dół
Ostro w dół

Widoczek trzy
Widoczek na High Wycombe

Kapitalny widok
Niebo się otwiera

Słońce się przebija




  • DST 102.11km
  • Czas 04:20
  • VAVG 23.56km/h
  • VMAX 76.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1010m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zjazdy i podjazdy, a na koniec dziurawa dętka

Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 05.10.2015 | Komentarze 0


Sobotnie balowanie skończyłem o piątej rano. Z wyra wygrzebałem się około dziesiątej. Wbrew oczekiwaniom czułem się dobrze. Arek wymiękł i powiedział, że nie jedzie. Mimo wszystko musiał do mnie przyjechać, bo zostawiłem i niego przed imprezą rower. Poszliśmy pod Lidla. Tam spotkaliśmy się z Andrzejem, miał być z Irkiem, ale ten też wymiękł. O dwunastej wyruszyliśmy, zamiast we czterech, we dwóch.

Cel :                 rezerwat Aston Rowant, zjazd z Kingston Hill, podjazd pod Aston Hill
Pogoda:           idealna, 18 stopni, leciutki wiatr, niewielkie zachmurzenie
Widoczność:    słaba, bardzo zamglone
Tempo:             bez spiny, z dociśnięciem na niektórych podjazdach


W pierwszą stronę trochę poeksperymentowałem z trasą w okolicach Marlow, co dało nam kilka dodatkowych kilometrów, ale dzięki temu poznaliśmy fajny odcinek oraz podjazd z ładnymi widoczkami. W samym Marlow zatrzymaliśmy się w rowerowym, żeby pocieszyć trochę oczy i zobaczyć co ciekawego mają. Następnie główną, aż do końca. Cały czas do góry, z wieloma hopkami. W Stokenchurch zrobiliśmy postój, żeby coś zjeść.

Potem już tylko kilka kilometrów i czekał nas zjazd. Z racji, że najostrzejszy odcinek jest przez las, to włączyliśmy lampki i puściliśmy się dół. Mimo, że jechałem nim trzeci raz, nadal dokładnie nie pamiętałem zakrętów (lekkich, ale jednak zakrętów), wykręciłem tylko 76 z hakiem. Puszczając się bez hamulców można wykręcić grubo ponad 80. W dalszej części zjazdu ukazuje się piękny widok na niziny w kierunku Oksfordu. 


Kingston Hill w skrócie:

  • Długość podjazdu: 2.2 km 
  • Średnie nachylenie: 6.2%
  • Przewyższenie: 136m
  • Maksymalne nachylenie na 1km: 11.2%
  • Maksymalne nachylenie na 100m: 15.4%

Podjazd dodałem już na Altimetr.pl

http://www.altimetr.pl/podjazd-kingstonhill.html

Po zjeździe dojechaliśmy do głównej i odbiliśmy w lewo i po kilku kilometrach znów w lewo i alternatywnym podjazdem (Aston Hill, nie ma go jeszcze na altimetrze, czeka na zatwierdzenie) pojechaliśmy z powrotem w górę. Był dłuższy, ale z mniejszym nachyleniem, nawierzchnia dużo lepsza i szersza. Na szczycie odbiliśmy do rezerwatu. Tam trochę zdjęć, choć z racji mgły widoki były ograniczone.

Droga powrotna była w większości zjazdem. Nie licząc niewielkich hopek do samego Marlow praktycznie cały czas było w dół. Gdzieś na przedmieściach tejże miejscowości, pod koniec zjazdu Andrzej złapał gumę. Wymienił więc sprawnie dętkę i już zabrał się za zakładanie koła, kiedy zobaczyłem, że przy samej obręczy opona jest mocno przecięta i wylazł już 'cycek z dętki'. Rozebrał więc ponownie koło, ja miałem przy sobie łatki i wpadłem na pomysł, żeby podkleić oponę od wewnątrz. Zadziałało. Na szczęście.

Ruszyliśmy dalej. Trochę się zastaliśmy i zmarzliśmy podczas zjazdu, słońce było już bardzo nisko, a to tego schowało się za chmurami. Przejazd przez Marlow obył się bez większych korków. Z upragnieniem czekaliśmy na podjazd pod Winter Hill, który nas rozgrzał, zwłaszcza, że na samym początku wyprzedził nas jakiś typek. Więc my za nim. do pierwszego zakrętu trzymaliśmy się zaraz za nim. Niestety Andrzej odpuścił, ja poszedłem dalej za typkiem. Jakieś sto metrów siedziałem mu na ogonie, po czym już nie wytrzymałem i wyszedłem na przód. Odstawiłem go na jakieś 200 metrów. Na szczycie zatrzymałem się, żeby poczekać na Andrzeja. A od gościa, który mnie po chwili minął usłyszałem tylko 'well done' ;)

Andrzej, gdy tylko wjechał na górę spytał: Gdzie on pojechał?!
Ja na to, że tam gdzie my jedziemy. 
A więc ten od razu ruszył z kopyta. A powiem szczerze, że na prostym oraz z górki naprawdę potrafi docisnąć. Niestety gościa nie dogoniliśmy, pewnie gdzieś skręcił.

Na koniec zaliczyliśmy jeszcze podjazd pod Harvest Hill, a następnie, bez żadnych sensacji zjechaliśmy do samego Slough. Rozstaliśmy się na rondzie koło Lidla. Następna wspólna jazda gdzieś po moim urlopie, na który lecę do Polski, a więc gdzieś w listopadzie.


cad. 69 rpm

Przez krzaczki
Leśną drogą
Przekaźnik na szczycie
Przekaźnik na płaskowyżu

Dolinka
Po zjeździe
Po udanym zjeździe

A teraz podjazd
A teraz podjazd

Cały czas do góry
Pod Aston Hill

Wciąż w górę
W rezerwacie
W rezerwacie

Bestyje
W drodze powrotnej
W drodze powrotnej

Zmiana dętki
Zmiana dętki



  • DST 58.99km
  • Czas 02:23
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 577m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na nowych laczkach

Sobota, 3 października 2015 · dodano: 05.10.2015 | Komentarze 0



Po porannym overku wybrałem się z Arkiem i Andrzejem na krótką jazdę. Ja na nowych gumach, dzięki którym wprowadziłem trochę koloru do roweru.

Postanowiłem pokazać chłopakom górki oraz fajne dróżki w okolicy Fingest. W obie strony pojechaliśmy przez Marlow, tyle, że alternatywnymi dróżkami. W miejscu docelowym zrobiliśmy postój na ławeczce. Już powoli zaczyna robić się jesiennie.


cad. 70 rpm



Na nowych laczkach

Zaraz zjazd
Po płaskim
Za Marlow
Hopki przed nami
Okolice Freith
Spokojna dróżka
I wreszcie ja na zdjęciu
Podjeździk
Słońce się przebija
Pagórki i pola
Widoki z ławeczki

Kolejny podjeździk
Podjeździk w drodze powrotnej



  • DST 61.35km
  • Czas 02:18
  • VAVG 26.67km/h
  • VMAX 46.75km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 452m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielna ustawka

Niedziela, 27 września 2015 · dodano: 28.09.2015 | Komentarze 2


Cały wyjazd wyniósł 81 km, lecz pierwsze 10 km, czyli dojazd do Maidenhead oraz ostatnie 10, czyli przejazd przez Windsor oraz odcinek do Slough wyłączyłem z kilometrażu wycieczki z racji, że było to zamulanie przez miasto, tzn. korki, światła itp., itd. Kilometry te dodam do miesięcznych dojazdów.

Z Andrzejem umówiłem się na 13 przy rondzie w Maidenhead. Z domu wyjechałem o 12:30. Ciepło, lecz trochę wietrznie. Ubrałem tylko spodenki i koszulkę. Dobrze, inaczej bym się przegrzał.

W umówionym miejscu byłem prawie na czas. Cztery minuty spóźnienia. Pojechaliśmy zrobić pętlę w okolicach Windsoru, Ascot i Bracknell.  Początek cały czas z wiatrem, później zaczął wirować i ogólnie ciężko się jechało.  W Windsorze czekał na nas Irek, który akurat skończył pracę. We trójkę pojechaliśmy do Slough i tam się rozstaliśmy.

cad. 74 rpm


Andrzej w akcji
Angielska prosta
Angielska prosta

Gdzieś za Windsorem
Bryczki




  • DST 95.41km
  • Czas 04:07
  • VAVG 23.18km/h
  • VMAX 69.73km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1030m
  • Sprzęt Cannondale CAAD8
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szybowce, hopki i widoczki

Sobota, 26 września 2015 · dodano: 28.09.2015 | Komentarze 1


Niestety Arek był dziś w pracy, więc pojechałem sam. Kierunek: pagórki na północ od Marlow.

Początek trasy moją standardową drogą przez lasy, następnie Winter Hill i zjazd do Marlow. Tam przeciąłem Tamizę i zacząłem lekko piąć się do góry, by z około 30 metrów nad poziom morza dotrzeć do około 265. Okolice bardzo ładne i spokojne. Raz już tamtędy jechałem, tym razem trochę zmodyfikowałem trasę. Po drodze minąłem klub lotniczy, a na niebie mogłem podziwiać szybowce.

W najdalej oddalonym od domu punkcie zaliczyłem świetny zjazd z Kingston Hill, a później podjazd alternatywną drogą oraz rezerwat Aston Rowant. Przed podjazdem złapał mnie anglik około pięćdziesiątki i rozmawiając razem dotarliśmy na górę. Przed rezerwatem się rozstaliśmy. Na miejscu chwila relaksu na ławce oraz trochę zdjęć, widoki bardzo ładne.

Powrót do w kierunku Marlow to już praktycznie cały czas zjazd, nie licząc małych hopek. Na jednej z nich wziąłem jakiegoś kolarza, który ruszył za mną aż do końca zjazdu, potem przez Marlow, ale na podjeździe pod Winter Hill szybko wysiadł i samotnie już dojechałem na górę. Następnie na dokładkę zaliczyłem Kiln Hill i tak się uzbierało, że wyszło ponad tysiąc w pionie co mnie bardzo cieszy.

cad. 68 rpm


Angielskie pagórki

Za Marlow zaczynają się pagórki

W okolicach Marlow
Szybowce
W okolicach klubu lotniczego - start szybowca

Okolice Freith
Zielone górki
Spokojna okolica
Spokojna okolica

Spokojnie i cicho
Spokojnie i cicho w kierunku miejscowości Freith

Łagodne pagórki
Łagodne pagórki

Pooola
Podjazd
Droga prowadząca na jeden z lepszych tutejszych podjazdów

Płaskowyż
Płaskowyż

Widok z góry
Zielono tu
Na górce
Panorama w kierunku Oxfordu
Panorama w kierunku Oxfordu

Widok na motorway
Rower i ławka
Prosta w dół