Info

avatar
Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough

PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 37944.96
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 18.31 km/h

TOP

Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km

Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km

Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie


Najwyższe podjazdy/szczyty:

1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016

2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016

3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016

Sezon 2017: button stats bikestats.pl Sezon 2016: button stats bikestats.pl Sezon 2015: button stats bikestats.pl Sezon 2014: button stats bikestats.pl Sezon 2013: 4385.40 km button stats bikestats.pl
Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km

Zaliczone Gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy parker09.bikestats.pl

Archiwum bloga

Flag Counter

Wpisy archiwalne w kategorii

Urlop - lato 2016

Dystans całkowity:815.01 km (w terenie 15.20 km; 1.87%)
Czas w ruchu:43:44
Średnia prędkość:17.97 km/h
Maksymalna prędkość:81.01 km/h
Suma podjazdów:11982 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:74.09 km i 4h 22m
Więcej statystyk
  • Aktywność Wędrówka

Magistralą Tatr Niżnych Dzień 3 | Najcichszy odcinek Magistrali

Piątek, 9 września 2016 · dodano: 02.01.2017 | Komentarze 0



Dystans: ~28 km
Czas Brutto: 13 h
Przewyższenie: 1230 m


Odcinek:
Chata im. gen. Stefanika (1740m) - Kolesarova (1508 m)


Odcinek granią

Trzeci dzień wyprawy rozpoczęliśmy od solidnej jajecznicy w schronisku, którą zamówiliśmy już poprzedniego wieczoru. Było warto bo smakowała wspaniale, a także nie traciliśmy czasu na gotowanie.

Nie mieliśmy ustalone gdzie chcemy tego dnia dojść, ale zależało nam, żeby dotrzeć jak najdalej, tak, aby na ostatni dzień został nam jak najkrótszy odcinek. Nie zwlekaliśmy się z wymarszem, podobnie jak Słowak, z którym dzień wcześniej szliśmy łeb w łeb. Dziś zapowiadało się być podobnie.

Pierwszy odcinek prowadził nas do przełęczy Certovica, przez którą przebiega droga asfaltowa przecinająca w poprzek Tatry Niżne. Praktycznie całość prowadziła granią, a dokoła rozciągały się piękne widoki. Nawet Tatry Wysokie się pokazały, choć nie do końca wyraźnie. Słońce po raz kolejny dało mi się we znaki, właściwie nie tylko mi, zsolidaryzował się ze mną tata (dzień wcześniej zostawił czapkę przy źródle). Najgorsze było to, że w schronisku można było kupić czapki, a my tego nie zrobiliśmy.
Na jednym z pomniejszych szczytów zrobiliśmy krótką przerwę na batona i zamieniliśmy kilka słów z owym Słowakiem,okazało się, że był to ksiądz. 
Na przełęczy Certovica zatrzymaliśmy się na piwo w zajeździe i przy okazji obczailiśmy mapę. 


Widok z okolicy schroniska


Chata gen. Stefanika


Droga pod Hopoka w budowie, mam nadzieję, że położą asfalt


Kralova majaczy w oddali


Od lewej: Derese, Chopok, Dziumbier (na przełęczy widoczne również schronisko)


Słabo widoczne Tatry Wysokie


W dole widać przełęcz


Chwila relaksu przy piwie



Odcinek zaroślami

Za przełęczą szlak całkowicie zmienił swój charakter. Z otwartych grzbietów weszliśmy w gęste zarośla, z rzadkimi tylko prześwitami. Marsz stał się dużo wolniejszy, szlak zakręcał między powalonymi drzewami oraz innymi przeszkodami, a nie raz trzeba było przechodzić pod lub nad nimi. Jednak były też plusy, dosłownie wszędzie dookoła rosły tam borówki, a więc mogliśmy jeść do woli i powiem szczerze, że ciężko było się oderwać :P 
Dało się zauważyć, że jest to trochę zapomniany odcinek Magistrali, ilość turystów, których na nim spotkaliśmy była naprawdę mała w porównaniu z częścią na zachód od przełęczy Certovica. Tak małe zagęszczenie utrzymywało się aż utuliny Andrejcovej do której dotarliśmy dnia następnego. 


Borówki!



Prawdziwek olbrzym




Reorganizacyjny postój


Po około 8 km od przełęczy zrobiliśmy sobie dłuższy, reorganizacyjny postój pod małą chatką. Wysuszyliśmy ciuchy, daliśmy odetchnąć stopom, w pobliskim źródełku uzupełniliśmy wodę oraz zjedliśmy ciepły posiłek. Taki postój to naprawdę dobra rzecz, można solidnie wypocząć, a dalszy marsz w suchej odzieży i wywietrzonych butach jest dużo przyjemniejszy.
Chwilę po nas na miejsce od drugiej strony dotarło trzech bikerów górskich. Byłem nieco zaskoczony, że ktoś tłucze się rowerami po takim terenie. Oni zaczęli się rozkładać, my zaś ruszyliśmy w dalszą drogę.




Nasza miejscówka


Źródełko


Gdzieś tam między drzewami migają Tatry


Jedna z licznych przeszkód


A tu druga




Zachód

Niedługo przed zachodem słońca w końcu wyszliśmy na otwartą przestrzeń, na niebie zaczęły się wyczyniać niesamowite rzeczy. Miałem olbrzymią ochotę zostać tam i podziwiać zachód słońca. Niestety mieliśmy przed sobą jeszcze kawał drogi, nie mogliśmy zostawić takiego odcinka na ostatni dzień. Zrobiłem więc kilka fot i ruszyliśmy dalej. 
Najciekawiej zrobiło się, gdy akurat zeszliśmy w kolejną przełęcz i byliśmy całkowicie osłonięci drzewami. Miedzy gałęziami było widać rozżarzone na czerwono niebo. Co za pech, przez trzy z czterech dni było nam dane oglądać zachód. Żaden z nich nie był spektakularny. Ten był. 



Oświetlona dolina


Mordor


Byle do celu

Gdy już się całkiem ściemniło zatrzymaliśmy się, żeby spojrzeć na mapę. Nie zapowiadało się, żeby za szybko ukazała się nam jakaś polana. Postanowiliśmy iść do pierwszej dogodnej miejscówki na obóz, liczyłem, że nastąpi to szybko bo buty zaczęły mi obgryzać pięty. Poza tym marsz ciemną nocą, przez całkowitą dzicz miał niesamowity klimat, a dobiegające z oddali nawoływania jeleni były wręcz przerażające.

Dość niespodziewanie biwak rozbiliśmy na szczycie Kolesarowej (1508 m). A rozbiliśmy go dosłownie na szlaku, bo miejsca nie było za wiele, ale generalnie było bardzo przyjaźnie i dość równo. Jedyną rzeczą, która zaczęła mnie niepokoić była olbrzymia ilość ślimaków - szkodników zbliżających się do namiotu. Perspektywa poranka w namiocie oblezionym tymi plugawymi pomiotami nie była zbyt ciekawa. Podejrzewam też, że doczyszczenie namiotu z ich wydzieliny nie byłoby możliwe. Bez namysłu złapałem za porządnego bucoka i zacząłem tłuc wszystkie dziady w promieniu naszej małej polanki. Skończyłem dopiero, gdy nie widziałem już więcej szkodników. Nie byłem pewien, czy podziała to na dłuższą metę, lecz wiedziałem, że na pewno zminimalizuje szkody.
Wieczór był niespodziewanie cichy i ciepły.


Daleko jeszcze?




Urlop dojazdy

Poniedziałek, 18 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0



  • DST 61.35km
  • Czas 02:55
  • VAVG 21.03km/h
  • VMAX 70.12km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 575m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

TdP + Gorlice + Strzeszyn

Piątek, 15 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0


Pod Dudą ustawka z Arkiem i prawie spóźnionym od dentysty Kubą. Po przejeździe kolarzy i całej karawany ruszamy za nimi, odprowadzić ich do granicy miasta. Tempo bardzo mocne. Przy obwodnicy nawrotka. W rynku spotykamy Vinciego i Zeusa, później dołącza jeszcze Konkol. Robimy krótką posiadówę pod parasolami i opychamy się lodami gałkowymi.

Po miłym pożegnaniu Arek zabiera się z chłopakami do Święcan, a ja z Kubą  jadę do Gorlic odebrać zdjęcia do albumu. Odwozimy je do mnie i bierzemy Roberta na krótką objazdówkę. W Klęczanach obczajamy nową dróżkę, niestety ślepą, lecz z bardzo dużymi walorami widokowymi. Potem podjeżdżamy pod Kwiatonowice od Klęczan. Robert bardzo pozytywnie zaskakuje nas na podjeździe. 

Zjazd do Bugaja ze względu na Roberta bardzo asekuracyjnie, choć możliwości olbrzymie. Vmax pada na zjeździe ze Strzeszyna w kierunku Biecza.


Tour de Pologne
Gorlice
Widok na Gorlice

W Strzeszynie



  • DST 46.46km
  • Czas 02:31
  • VAVG 18.46km/h
  • VMAX 43.92km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 482m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szalona pogoda

Czwartek, 14 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0


Muszę przyznać, że była to jedna z moich najciekawszych jazd po okolicy. To co wyprawiała pogoda tego popołudnia i wieczora przechodziło wszelkie granice. 
Wraz z Robertem na początek udaliśmy się przez Ogniwo na Kobylankę. Za szkołą odbiliśmy w lewo i przez Brzezinę dotarliśmy pod kościół w Krygu. Podczas zjazdu w kierunku rozkopanej krzyżówki zaczęły się nam ukazywać pierwsze kosmiczne widoki. Z jednej strony przebłyski słońca i Maślana góra, dalej wędrująca gdzieś nad Strzeszynem ściana deszczu, a jeszcze gdzie indziej ciemne, burzowe chmury.

W Wójtowej zaczęło coraz mocniej kropić. Z racji aparatu słuchowego Roberta nie mogliśmy kontynuować w deszczu. Skręciliśmy w lewo i przez Pasternik kierowaliśmy się do domu. Jednak przestało padać, a na niebie tworzyły się coraz to ciekawsze kompozycje. Jednogłośnie zdecydowaliśmy, żeby kontynuować jazdę. 

Na rondzie w Wójtowej ponownie złapał nas deszcz, tyle, że dużo mocniejszy. Szczęśliwie przejeżdżaliśmy akurat koło wiaty. Użyliśmy jej jako schronienia i przy okazji zjedliśmy po bułce. Rozpadało się mocniej, słychać było grzmienie dochodzące z chmur za którymi zmierzaliśmy, a słońce świeciło jakby nigdy nic.

Kiedy przeszło ruszyliśmy w kierunku przełęczy w Pagorzynie, tam suchutko,ale grzmoty ciągle było słychać. W Pagorzynie dopadł nas porywisty wiatr. Do Dzielca na początku z bocznym, później z bardzo mocnym w plecy. Po nawrocie w Pagórku nie było już tak do śmiechu, bo waliło prosto w twarz. Momentalne się ochłodziło. Na szczęście wziąłem rękawice oraz długi rękaw, więc zmarzluch Roberto mógł się ubrać. Do Pagorzyny Robert jechał schowany w tunelu.

Na podjeździe pod przełęcz znacznie ucichło. W Wójtowej naprzeciw wyjechał nam Kuba. Już we trójkę podjechaliśmy jeszcze pod Korczynę by podziwiać widowiskowy zachód.

Niesamowita jazda.


W Krygu, w oddali Maślana


Maślana w promieniach słońca


Pasternik, zawracamy na trasę



Wkradł się cień :P


Słońce znów z nami


Przyjemny deszczyk


Zadowolony


Klasowy podjazd pod przełęcz, mógłby być tylko kilka razy dłuższy :)


Mocny boczny wiatr miota Robertem i zwala nam na głowy wodę z drzew


Z mocnym wiatrem w plecy przez drogę między polami pod Cieklinką


Walka z nacierającym wiatrem czołowym




  • DST 30.59km
  • Czas 02:02
  • VAVG 15.04km/h
  • VMAX 56.65km/h
  • Podjazdy 305m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z mamą

Środa, 13 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0


Wieczorna rundka z mamą i Robertem, pod koniec dołączył do nas Kuba. Na początek na przełęcz w Pagorzynie. Zjazd tą samą drogą. Na dokładkę Korczyna. Tam mogliśmy oglądać start paralotniarza oraz zachód słońca. Mama super dała radę, jakby potrenowała to mogłaby z nami kręcić, hehe :)




  • DST 124.31km
  • Teren 14.00km
  • Czas 07:47
  • VAVG 15.97km/h
  • VMAX 68.28km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Podjazdy 2406m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kralova zdobyta!

Wtorek, 12 lipca 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 0


Na dzień przed mieliśmy oczywiście wcześniej iść spać. Mieliśmy też z domu wyjechać o drugiej w nocy. Niestety z racji, że pierdzieliliśmy się jak małe Kazki to spać poszliśmy gdzieś po 23. Ale przynajmniej wszystko było przygotowane, plecaki do końca spakowane, jedzenie/picie zrobione, a rowery załadowane na bagażniku.

Wyjazd przesunęliśmy na godzinę piątą rano. Udało się nam więc stosunkowo wyspać. Wstaliśmy o czwartej, moja mama wstała z nami, więc mieliśmy wygodę bo zrobiła nam śniadanie, a my mogliśmy dopiąć ostatnie guziki w przygotowaniach.
Wyjechaliśmy planowo. Leciało mi się dobrze, o piątej byliśmy już daleko za Sączem, więc nie musieliśmy się martwić korkami.
Na Vabecu przywitały nas gęste mgły, więc Tatr nie było widać. 
Odcinek przez Słowację również szybko przeleciał. Straciliśmy jedynie trochę czasu na szukaniu bezpiecznego miejsca na parking. Po kilku próbach trafiliśmy na elegancką stację paliw przy drodze zaraz przed Popradem. Spytaliśmy kasjera, czy nie ma problemu zostawić samochód na cały dzień, ten zgodził się bez problemu. Cały parking był monitorowany, więc samochód mogliśmy zostawić bez obaw.

Pierwszym etapem było dotarcie i przedostanie się przez Poprad. Odcinek wiodący do miasta był bardzo ruchliwy, ale na szczęście w więszkości posiadał szerokie pobocze więc nie jechało się najgorzej. Po prawej Tatry mieliśmy jak na wyciągnięcie dłoni. Przez miasto przejechaliśmy bez problemów, cały czas prosto, a na wielkim rondzie w ostatni zjazd.



Łomnica na pierwszym planie


Sławkowski Szczyt



Po wyjeździe z miasta ruch znacząco się zmniejszył. Pokonaliśmy małą przełączkę z kapitalnym krętym zjazdem. W Hranovnicy cały czas drogą główną.
 


Wyjeżdżając z Popradu


Kamieniołom na przełęczy między Popradem, a Hranovnicą

Praktycznie bezpośrednio za Hranovnicą zaczął się podjazd pod Sedlo Vernar. Wrażenia z podjazdu mieliśmy mieszane. Z jednej strony fajnie, super nawierzchnia, fajne górki dokoła (raz ukazała się nawet Kralova), miejscami skały, a z drugiej duży ruch, a w tym masa samochodów ciężarowych, głównie przewożących drewno.

Vernarske Sedlo (1050 m)
  • Długość podjazdu 5 km
  • Średnie nachylenie 5.6%
  • Przewyższenie: 279 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.3%
  • Kategoria podjazdu: 2
  • Nawierzchnia: szosa, stan bardzo dobry
  • Ruch samochodowy: duży.

Pod Sedlo Vernar



Zjazd w przełęczy był dużo krótszy, niż podjazd. Odcinek do Telgartu okazał się bardzo widokowy. Pokonaliśmy jedną jeszcze hopkę i już byliśmy w miejscowości, gdzie rozpoczyna się Magistrala Niżno Tatrzańska. Lecz Telgart nie był taki jak to sobie wyobrażaliśmy. Wydawało się, że jest to miejscowość typowo turystyczna, a tam nie dojrzeliśmy nawet większego ośrodka wypoczynkowego, czy schroniska. Za to spotkaliśmy całą masę cyganów... Zatrzymaliśmy się tylko na szybko w małym sklepiku i szybko ewakuowaliśmy się z miejscowości, a na posiłek zatrzymaliśmy się kilka kilometrów dalej, nad rzeką.

Kralova góruje

Słynny wiadukt w Telgarcie



Kilka kilometrów i byliśmy w Cervonej Skale. Odbiliśmy z głównej i tym samym rozpoczęliśmy podjazd dnia i póki co naszego życia - Kralovą Holę. Było około południa, upał niesamowity, licznik w słońcu wskazywał 38*C! Plan był, aby wjechać na szczyt bez postojów. Pierwsze dwa kilometry po super asfalcie i z widokiem na szczyt doprowadziły nas do miejscowości Sumiac. Tam pojechaliśmy za drogowskazami i wjechaliśmy na 'szosę' prowadzącą na szczyt.

Nachylenie wzrosło i już po kilometrze wjechaliśmy na szuter, który ciągnął się przez kolejne 7 km, które były najostrzejsze z całego podjazdu. Jechało się ciężko, nie powiem. Temperatura i słońce niesamowicie dawały w kość, nawierzchnia również nie pomagała, bardzo nieregularna i osuwająca się pod kołami. Trzeba było być nieustannie skupionym na obieraniu odpowiedniego toru i patrzeć w na drogę. W pewnym momencie Kubę złapały słabości i zaczął zostawać, na szczęście zrównał się ze mną, gdy wjeżdżaliśmy na asfalt, a raczej na jego resztki. Mimo to, to dużo lepsze, niż ten szuter. Kawałek dalej wyjechaliśmy z lasu i za jednym z zakrętów ukazały się nam zamglone niestety Tatry. Kilometry po asfalcie minęły nam już całkiem przyjemnie. Na szczycie stanęliśmy po dwóch godzinach jazdy pod górę. Średnia podjazdu wyniosła szaleńcze 7 km/h :D.


Kralova Hola (1948 m)
  • Długość podjazdu 14 km
  • Średnie nachylenie 8.2%
  • Przewyższenie: 1148 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 11.8%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.8%
  • Kategoria podjazdu: HC
  • Nawierzchnia: szosa + szuter

Widoki klasowe


Na szczycie spotkaliśmy parę Słowaków, która dojechała na chwilę przed nami. Spędziliśmy na górze prawie godzinę. Liczyliśmy cicho, że może Tatry nieco się odsłonią, niestety chmury uporczywie się nam nimi utrzymywały.
Dość mocno wiało, więc na zjazd trochę się ubraliśmy, ale już wjeżdżając do lasu temperatura wraz ze spadkiem wysokości podniosła się. Droga w dół nie należała do najprzyjemniejszych, nawierzchnia asfaltowa była bardzo dziurawa, a na odcinku szutrowym to już w ogóle trzeba było zwalniać do kilkunastu kilometrów na godzinę, żeby nie wybić sobie zębów.




W oddali zarys Dziumbiera


Liptowska Teplicka

Zaczynamy zjazd
Zjazdu ciąg dalszy
Zjazd z Kralovej
Zjeżdżamy


Po męczącym zjeździe zatrzymaliśmy się na posiłek w Sumiacu i aż do skrętu na przełęcz Vernar jechało się nam równo i spokojnie. Tam zaraz na początku podjazdu wyprzedził nas gość na MTB jadący kompletnie bez balastu. Z racji, że obaj lubimy takie pojedynki złapaliśmy za nim koło. Ten w pewnym momencie się zatrzymał, więc go wyprzedziliśmy. Trochę uciekłem Kubie, ale ten też nie dał się rywalowi i dotarł na szczyt chwilę przed nim. Dałem się im dogonić, a nasz rywal zaczął ostro atakować na zjeździe (czekało nas 15 km jazdy w dół, więc zapowiadało się ciekawie). Ciągnął bardzo mocno, aż do miejscowości Vernar. Tam zwolnił, więc przejąłem pałeczkę. Lecz nie trwało to długo, a on znów narzucił mordercze tempo. Tak aż do Hranovnicy. Zaatakować chciałem na przełęczy przed Popradem, a czułem taką moc, że typa bym wykończył. Niestety na skrzyżowaniu przed przełęczą ten odbił na Liptowską Teplickę. Niestety musiałem obejść się smakiem.

Widoczki


Po minięciu przełęczy czekał na nas zjazd do Popradu. Tatry, które się nam ponownie ukazały były nadal w chmurach. Poprad udało się nam minąć całkiem płynnie. A na wylocie złapaliśmy mocny wiatr w plecy i przez długi czas lecieliśmy ~50 km/h. Czysta przyjemność.

Z wycieczki


O ludzkiej godzinie, czyli o 19 byliśmy na miejscu. Samochód stał cały i zdrowy. Ogarnęliśmy się z całym kramem, zapięliśmy rowery i byliśmy gotowi do drogi powrotnej.
Na sam koniec pięknie ukazały się nam Tatry.

Z dawna wyznaczony cel nareszcie został wykonany. Trasa może nie była jakoś długa, ale chodziło nam o to, aby móc się tym wszystkim nacieszyć, a nie spinać całą drogę :)

Teraz pora wyznaczyć kolejne cele Kubcyk!



  • DST 60.40km
  • Czas 03:24
  • VAVG 17.76km/h
  • VMAX 53.88km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Podjazdy 687m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bacówka w Bartnem

Poniedziałek, 11 lipca 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 1


 Z rana mobilizuję Roberta i około 9 wyjeżdżamy na pętelkę przez Bartne. Od samego początku bardzo ciepło, na początek około 25*C. Aż do zjazdu z głównej, czyli jakieś 17 km z hakiem, jedziemy pod mocny wiatr. Zatrzymujemy się na skręcie, robię chwilę na oddech dla Roberta. W międzyczasie udaje mi się uchwycić czarnego bociana.

Dalszy odcinek, mimo, że już nie pod tak mocny wiatr, okazuje się dla Roberta istną katorgą. Słońce grzeje niesamowicie, a przed nami prawie 14 km pod górę. Lekko, bo lekko, ale jednak. W ostrzejszych momentach musimy się zatrzymywać, a Roberta odchodzą chęci do jazdy. Jakoś dotaczamy się do Bacówki. Tam posilamy się kanapkami z domu i przepijamy Pepsi.

W dalszą drogę (jeszcze jakieś 100 m w górę po szutrze) jadę z nadzieją, że w Roberta wstąpią nowe siły po przerwie. Nic bardziej mylnego, Roberto traci już resztki motywacji i zatrzymuje się co rusz. Ciągnę go po trochę do góry ciągle powtarzając, że już niedaleko i potem już tylko zjazd. W końcu docieramy na szczyt i zjeżdżamy do Banicy. Tam na przystanku jeszcze krótki postój i kilka słów na podwyższenie morale. Dobra, czas zaczynać zjazd. Szybko lecimy przez Pętną i już jesteśmy przy głównej. Ostatni odcinek cały czas z wiatrem, do tego lekko w dół, więc jedziemy już spokojnie, bez narzekania :)

W Sękowej
W Sękowej



Postój przy skręcie na Bartne
Postój przy skręcie na Bartne

W Bodakach
W Bodakach

Cerkiew w Bartnem
Cerkiew w Bartnem

W Bacówce w Bartnem
W Bacówce w Bartnem

Jakaś czacha
Zadowolony Roberto
Początek szutru
Tutaj zaczęły się konkretne schody dla Roberta
Tutaj zaczęły się konkretne schody dla Roberta

Dorodna zwinka
Dorodna zwinka

Jakieś haszcze
Ciągniemy
Na Banicy
Na Banicy

Znak na Banicy
Skrzyżowanie



  • DST 137.74km
  • Czas 08:36
  • VAVG 16.02km/h
  • VMAX 66.99km/h
  • Podjazdy 2912m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tatrzańska eskapada II | Velickie | Popradzkie | Strbskie | Hrebeniok

Piątek, 8 lipca 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 1


Tej nocy wyspałem się wspaniale, wszyscy się wyspaliśmy. Razem z Arkiem i Kubą o szóstej już byliśmy na nogach, a o siódmej wyjechaliśmy. Tata pospał nieco dłużej, a dziś uderzał na Baraniec.
Umówiliśmy się, że o godzinie 19 spotkamy się w Podolińcu. Tata miał już podjechać tam prosto samochodem, a my jak wiadomo - rowerami.

Dziś na dzień dobry widoki były kapitalne. Pierwsza ukazała nam się Kralova Hola, a po dojechaniu do głównej grań Tatr Wysokich z Krywaniem na pierwszym planie. Pogoda od samego rana żyleta, poranek nieporównywalnie przyjemniejszy od wczorajszego. Obawiając się temperatury porównywalnej z tą wczorajszą dość ciepło się ubraliśmy. Rozbierać się trzeba było zaledwie po kilku kilometrach, ale to dobrze, niedobrze tylko, że niepotrzebnie przez całą drogę musieliśmy wieźć dodatkowy balast. 





Strbskie Pleso (1368 m)
  • Długość podjazdu 17.6 km
  • Średnie nachylenie 2.5%
  • Przewyższenie: 438 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.5%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.1%
  • Kategoria podjazdu: 1
  • Nawierzchnia: szosa, stan dobry
  • Ruch samochodowy: w sezonie turystycznym duży

http://www.altimetr.pl/podjazd-strbskepleso.html

Podjazd długi, lecz tak naprawdę w większości go nie czuć.Tylko w kilku miejscach większe nachylenie, poza tym 1-2-3 procentowe. Momentami wiedzie lasem, ale w większości po lewej ukazują nam się Wysokie, a po prawej Niżne Tatry. 
Na początek dnia był dla nas w sam raz, aby się rozgrzać. Na szczycie sklepy, hotele, dwie skocznie narciarskie oraz oczywiście jezioro, a właściwie dwa jeziora.
Po obejrzeniu wszystkich atrakcji zatrzymaliśmy się w małym sklepiku na śniadanie, bo niestety go nie jedliśmy. Napchaliśmy się porządnie, deseru w formie czekolady Studenckiej oczywiście nie zabrakło.







Kolejny podjazd czekał nas dosłownie zaraz. Zjechaliśmy kawałeczek, po czym znów zaczęliśmy się piąć do góry. W mojej opinii był to jeden z najbardziej widowiskowych podjazdów całego wyjazdu. Jeśli nie najlepszy. Jeziorko na szczycie również robiło niesamowite wrażenie. Jedynym minusem była duża ilość osób podróżujących pieszo. Jaki z tego morał? Najlepiej się tam wybierać poza sezonem, bądź wcześnie rano, lub wieczorem. W dół zjechaliśmy alternatywna drogę, wręcz autostradą. Aż do Tatrzańskiej Polanki jechaliśmy w dół. A tam czekała na nas wisienka na torcie - Velickie Pleso.

Popradskie Pleso (1529 m)

  • Długość podjazdu 5.4 km 
  • Średnie nachylenie 5.8%
  • Przewyższenie: 313 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.7%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 12%
  • Kategoria podjazdu: 2
  • Nawierzchnia: szosa, stan średni
  • Ruch samochodowy: mały
http://www.altimetr.pl/podjazd-popradskepleso.html



Bardzo szeroka szosa



Velickie Pleso - czyli najtrudniejszy i najwyżej położony podjazd w Tatrach Wysokich.  Podjeżdżało się super, ruch samochodowy zamknięty, turystów pieszych niewielu, nawierzchnia w dobrym stanie i piękne widoki :) Będąc w Tatrach na rowerze to pozycja obowiązkowa. Na szczycie chwilę nam zeszło, porobiliśmy trochę zdjęć, coś przegryźliśmy, no i oczywiście nacieszyliśmy się widokami. 

Velickie Pleso (1669 m)

  • Długość podjazdu 12.4 km
  • Średnie nachylenie 7.4%
  • Przewyższenie: 917 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 10.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.5%
  • Kategoria podjazdu: HC
  • Nawierzchnia: szosa, stan średni
  • Ruch samochodowy: żaden

http://www.altimetr.pl/gora-velickiepleso.html




Już w kolejnej miejscowości czekał na nas następny podjazd - Hrebeniok. Podobnie jak pod Velickie jechało się ok. Ruch samochodowy znikomy, a nawierzchnia dobra. Ze szczytu ładne ujęcie na okolice Łomnicy i Lodowego Szczytu. 

Hrebienok (1270 m)
  • Długość podjazdu 8 km
  • Średnie nachylenie 6.9%
  • Przewyższenie: 558 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 10.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.9%
  • Kategoria podjazdu: +1
  • Nawierzchnia: szosa, stan dobry
  • Ruch samochodowy: minimalny

http://www.altimetr.pl/podjazd-hrebienok.html



Po prawej masyw Łomnicy, a po lewej Lodowego szczytu



Chwila oddechu



Po zjeździe z Hrebenioka odbiliśmy w lewo i główną kontynuowaliśmy pętlę. Nie ujechaliśmy dobrych kilku kilometrów i już trzeba było znowu odbijać na północ i mierzyć się z kolejnym atakiem szczytowym, ostatnim w Tatrach Wysokich - Tatrzańską Łomnicą. Podjeżdżając trzeba było uważać na gokarto-zjazdówki. Na szczęście nawierzchnia była podzielona pasem, więc trzymając się prawo było bezpiecznie.
Mimo, że był to teoretycznie najłatwiejszy z kilku ostatnich podjazdów to jechało się nam pod niego dość ciężko, wszystko przez to, że zrobiło się bardzo duszno i nie było czym oddychać. Jakoś doskrobaliśmy się na szczyt. Z góry Łomnica była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że nie mogliśmy wskoczyć do kolejki i pojechać na szczyt. No niestety, trzeba było dalej pedałować!

Zjazd muszę powiedzieć, że był bardzo ciekawy. Ze szczytu ciągle były wypuszczane gokarty, więc chcieliśmy się wstrzelić w odpowiednim momencie, żeby nie utknąć za którymś z nich. Nie było to łatwe bo było ich dość dużo i oczywiście w końcu dogoniliśmy któregoś z nich, a ten skutecznie nas blokował. Na jednym z wiraży Arka naszło na dość nietypowy, a przy okazji kaskaderski wyczyn. Chcąc wyprzedzić hulajnogę, która nas spowalniała ściął zakręt i pojechał prosto na przełaj. Jak można było się spodziewać, trawa kryła w sobie masę kamieni, które skutecznie go spowolniły i o mało nie spowodowały kraksy, a zadowolony gokartowicz dalej pojechał przodem. Nie było to zbyt rozważne...
Dopiero na jakiejś dłuższej prostej udało się go nam wyprzedzić.

Tatranska Lomnica (1178 m)
  • Długość podjazdu 4 km
  • Średnie nachylenie 7.7%
  • Przewyższenie: 306 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 11%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.6%
  • Kategoria podjazdu: 1
  • Nawierzchnia: szosa, stan średni
  • Ruch samochodowy: żaden
http://www.altimetr.pl/podjazd-tatranskalomnica.ht...




W Tatrzańskiej Łomnicy (miejscowości) odbiliśmy w lewo i ciągle w dół lecieliśmy aż do drogi 66. Planowo mieliśmy tam skręcić w lewo i tak też zrobiliśmy, choć miałem trochę oporów. Obawiałem się, że na miejsce docelowe dotrzemy bardzo późno, a nie chciałem, żeby tata czekał na nas godzinami. Zdecydowałem się zaryzykować. Po skręcie w prawo rozpoczęliśmy długi podjazd pod Zdiarskie Sedlo. Po lewej przez większość czasu towarzyszyły nam piękne widoki na Tatry Bielskie. Na szczycie mieliśmy odbić w prawo. Kubcyk twierdził, że wie który to skręt, jednak trochę go przestrzeliliśmy. Uratowała nas jadąca szosą pani, która skierowała nas w odpowiednią drogę. 

Krótki odcinek przez las doprowadził nas do Sedla Prislop. Wtedy Arkowi coś nieprzyjemnie zaczęło strzelać w napędzie. Być może było to spowodowane wybrykiem podczas zjazdu z Łomnicy. Ujechaliśmy kawałek w dół. A zjazd był wręcz kapitalny, nawierzchnia gładziutka, wykręciłem tam Vmaxa. Jednak strzelanie zrobiło się na tyle niepokojące, że trzeba było się zatrzymać. Nie udało się nam zlokalizować usterki. Obawiając się, że rower nie dotrwa do końca postanowiliśmy wrócić do skrętu z krajowej 66 w kierunku Tatr, skąd miał jechać tata.

Zdiarskie Sedlo z Tatranskiej Kotliny (1083 m)
  • Długość podjazdu 11.6 km
  • Średnie nachylenie 2.7%
  • Przewyższenie: 309 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 5.9%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 6.9%
  • Kategoria podjazdu: 3
  • Nawierzchnia: szosa
  • Ruch samochodowy: średni

http://www.altimetr.pl/podjazd-zdiar2.html




Sedlo Prislop (1136 m)
  • Długość podjazdu 8 km
  • Średnie nachylenie 5.0%
  • Przewyższenie: 400 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8.6%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 12.3%
  • Kategoria podjazdu: 1
  • Nawierzchnia: szosa
  • Ruch samochodowy: minimalny
http://www.altimetr.pl/przelecz-zdiarska.html





Jak się okazało, czekaliśmy na niego jeszcze długo. Nie spieszył się myśląc, że skończymy trasę dość późno. Jadąc więc wcześniej zaplanowaną trasą spokojnie byśmy zdążyli. Ale nigdy nie wiadomo jak zachowałby się rower Arka. Może i byśmy dojechali, a może trzeba by dzwonić po podwózkę, albo zbierać Arka z drogi, jeśli rower odmówiłby posłuszeństwa, tego nie wiadomo. 
Tak, czy inaczej myślę, że lepiej zapobiegać, niż leczyć.

Mimo tych wszystkich perypetii wycieczka bardzo się udała, a najważniejsze cele zostały osiągnięte.





  • DST 191.90km
  • Czas 09:43
  • VAVG 19.75km/h
  • VMAX 79.72km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 2761m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tatrzańska eskapada 1 | Tatliakovo | Ziarska | Krywań

Czwartek, 7 lipca 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 3


Zbiórkę zrobiliśmy u mnie w środę wieczorem. Najpierw pojechałem samochodem po Arka. Czekając na niego zjadłem jeszcze ciastko z Beatą i Moniką. 

Chcieliśmy iść spać jeszcze przed 22, ale oczywiście pakowanie się przedłużyło, położyliśmy się chyba gdzieś dopiero koło 23. Żaden z nas nie mógł zasnąć. Pierwszy padł Arek. Po dłuższej chwili Kuba. A ja, no ni uja. Z jednego boku na drugi i nic. Coraz bardziej zdenerwowany przeleżałem tak do godziny pierwszej, aż zadzwonił budzik.
Około drugiej wyjechaliśmy w trasę. Miałem prowadzić, ale że w nocy nie zmrużyłem oka to stery przejął tata, który kimnął chyba z cztery godziny, więc był relatywnie wyspany. Kolejna próba zmrużenia oka nastąpiła w samochodzie. Godzina, dwie, a gdzie, nie zasnę. W końcu już zaświtało, więc o spaniu można było już zapomnieć.
Gdy ukazały się nam Tatry, były praktycznie całe w chmurach, a momentami zaczęło nawet pokropywać. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy szlaku na Krywań. Tam przebieranki i te sprawy, a zimno jak fiks, do tego nieprzyjemny wiatr. Zaczęliśmy się trochę obawiać, co do pogody, która jak się okazało postraszyła nas tylko na początku.

Z Arkiem i Kubą wystartowaliśmy kilka minut przed szóstą, cały czas w dół, kierunek > Liptowski Mikułasz. Jakiś czas po nas pieszo wyruszył mój tata, tyle, że on w górę, kierunek > Krywań!

Nie mogę powiedzieć, że pierwsze kilometry były męczące, ale na pewno były zimne, zimne dla osoby, który nie wzięła czapki, ani długich rękawiczek, czy spodenek, czyli Arka. Ale jakoś musiał wytrzymać, no niestety.  Z kilometra na kilometr zaczęło robić się coraz cieplej a niebo się przecierało. Minęliśmy Hradok oraz Mikułasz i aż do 45 km cały czas mieliśmy w dół. W Mikułaszu na skrzyżowaniu Kuba zaliczył glebę z powodu SPD-ków. Do początku podjazdu pod Kvacianske Sedlo humor Kubie nie dopisywał, ale podjazd zaraz przywrócił mu siły.




Niżne z rana


Zaczyna się przejaśniać


Liptovsky Hradok - zamek


Velky Choc, cel na jesień!


Kompozycja idealna







Kvacianske Sedlo (1098 m)
  • Długość podjazdu 8.6 km
  • Średnie nachylenie 5.1%
  • Przewyższenie: 437 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 12.9%
  • Kategoria podjazdu: 1
  • Nawierzchnia: szosa, stan bardzo dobry
  • Ruch samochodowy: duży
http://www.altimetr.pl/przelecz-kvacianske.html

Podjazd zaczyna się w miejscowości Lipowskie Matiaszowce. Początkowo lekko, by później przez około kilometr docisnąć 10%, a później ustatkowanie trzymać 5-6%. Muszę przyznać, że to jedna z tych górek pod które jazda to czysta przyjemność, piękne widoki (nie przez cały czas), super nawierzchnia i dużo zakrętów, naprawdę klasowa szosa.
Na szczycie zrobiliśmy krótki postój, a ja zadzwoniłem do taty spytać, jak i niego. Zjazd super, w końcowej fazie kawał stromej prostej z możliwościami wyciągnięcia konkretnej prędkości.


Początki podjazdu


Wjeżdżamy w las



Liptowska Mara



W Żubercu konkretny popas


Tatliakovo Jezero (1374 m)
  • Długość podjazdu 12.6 km
  • Średnie nachylenie 4.8%
  • Przewyższenie: 610 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 11.2%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.2%
  • Kategoria podjazdu: +1
  • Nawierzchnia: szosa, stan bardzo dobry
  • Ruch samochodowy: minimalny
http://www.altimetr.pl/podjazd-tatliakowojezero.ht...

Długi, w większości dość lekki podjazd doliną Rohacką pod grań Rohaczy. Ostatnie trzy kilometry strome. Nawierzchnia super, miejscami nowiutka tafla. Duży ruch pieszy, który utrudnia podjazd, jak i zjazd. Najwyższy punkt dnia, jak i nasz na rowerze ogólnie.
Na szczycie oczywiście porobiliśmy zdjęcia. Zjazd z dużymi możliwościami, ale jak już wspominałem - piesi :).



Blacik


Dolina Rohacka


Ostry Rohac


Przymgliło szcyty

W Żubercu

Rozpoczynamy drogę powrotną i zarazem podjazd pod przełęcz

Kvacianske Sedlo (1098 m)
  • Długość podjazdu 9.8 km
  • Średnie nachylenie 3.5%
  • Przewyższenie: 340 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 8.1%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 12.1%
  • Kategoria podjazdu: 1
  • Nawierzchnia: szosa, stan dobry
  • Ruch samochodowy: w sezonie turystycznym duży


Łatwiejszy z dwóch wariantów, najcięższa końcówka. Zdobyliśmy go bardzo szybko z racji ustalonej ramy czasowej. Na dynamicznym zjeździe udało mi się wykręcić całkiem niezłego Vmaxa - 79,72 km/h. Jadąc do Mikułasza Tatry ukazały się nam w pełni, wraz z górującym nad wszystkim Krywaniem.


Kamieniołom imienia Petera Sagana?



Ziarska Chata (1291 m)

  • Długość podjazdu 15.4 km
  • Średnie nachylenie 4.5%
  • Przewyższenie: 693 m
  • Maksymalne nachylenie na 1 km: 10.3%
  • Maksymalne nachylenie na 100 m: 13.5%
  • Kategoria podjazdu: +1
  • Nawierzchnia: szosa, stan zły
  • Ruch samochodowy: minimalny
http://www.altimetr.pl/podjazd-zarskachata.html

Zapomniałem chyba dodać, że prócz zimnego przedpołudnia dzień był naprawdę upalny. Najbardziej dało się to odczuć podczas podjazdu po Ziarską Chatę. Był to jedyny moment kiedy Arek zaczął wątpić i zmuszony był nawet zatrzymać się przy źródełku. 
Moim zdaniem podjazd pod Ziarską jest dużo ciekawszy od tego pod Tatliakovo, mimo bardzo styranej nawierzchni. Jego plusem jest także dużo mniejszy ruch pieszy, samochodów również praktycznie brak, tylko to co do schroniska. Chata położona jest pod łańcuchem Rohaczy, można powiedzieć symetrycznie do tej nad jeziorem Tatliakowo, po drugiej stronie grzbietu.



Grzbiet Rohaczy


Ziarska Chata



Po zjechaniu z Ziarskiej Chaty i włączeniu się do głównej natknęliśmy się na szosowca, który podjudził nas do małego ścigania. Pociągnęliśmy za nim kilka kilometrów, po czym się rozstaliśmy, on skręcił w lewo, my polecieliśmy główną do Hradok, żeby tam zaopatrzyć się wałówką na kolację.

Ostatni etap wycieczki prowadził nas cały czas lekko w górę, aż do pola namiotowego w Rackovej Dolinie, gdzie czekał już na nas wygłodniały tata, była godzina 20. Wziętą z domu bukowiną rozpaliliśmy ognicho i usmażyliśmy kiełbachy, a przepiliśmy je zasłużonym piwem.

Noc przespaliśmy jak małe dzieci :).

Krywań w tle

Taki widok towarzyszył nam przez ostatnie kilometry


Krywań, ten to ma klasę 


Poli się
Nasz kemping


Na koniec jeszcze kilka fot od taty, który pechowo na Krywaniu znalazł się ciut za wcześnie, kiedy chmury jeszcze utrzymywały się nad najwyższymi szczytami. Na poprawę widoczności czekał na czubku około godziny, lecz niestety niska temperatura i uporczywy wiatr zmusiły go do odwrotu. Będąc jakieś pół godziny w dół chmury całkowicie się rozeszły. Pech.
Następnym razem się uda :)

A teraz fotki:

Krywań - szczyt
Krywań - szczyt

Małe przebłyski
Małe przebłyski

Widać niewiele
Już się przetarło
Niebo już czyste

Rzut oka w dolinę
Tatry Wysokie
Widoczek z Tatr
Kralova Hola
Na koniec Kralova Hola



  • DST 81.79km
  • Czas 04:10
  • VAVG 19.63km/h
  • VMAX 81.01km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 1151m
  • Sprzęt Kellys Scarpe
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Upalny Liwocz

Wtorek, 5 lipca 2016 · dodano: 16.08.2016 | Komentarze 2


Wycieczka na Liwocz podczas urlopu stała się już niemalże tradycją. Dziś wybraliśmy się w trzyosobowym składzie: Arek, Kuba no i ja.
Od siebie wystartowałem gdzieś przed jedenastą. Po drodze zgarnąłem Kubę, a na Kurpielu spotkaliśmy się z Arkiem. Mierzyłem dziś na Vmaxa na Kurpielu. Udało się, pobiłem swój rekord prędkości - 81.01 km/h (stary to 80,49 km/h). Oj na szosie można by na Kurpielu cuda wyczyniać. 

Koło kółka rolniczego spotkaliśmy Zborka. Krótka rozmowa i sporo śmiechu, jak zawsze. W Delikatesach zaopatrzyliśmy się w jakieś karbsy i ruszyliśmy w stronę Przechodów. Za szczytem odbiliśmy w prawo i nowo poznanym odcinkiem dotarliśmy do Lisówka. Później już standardową trasą przez Wróblową dojechaliśmy do Brzysk.

Podjazd pod Liwocz rozpoczęliśmy od kościoła, dla mnie i dla Arka był to pierwszy raz tym wariantem, Kuba przetarł szlak już ten szlak zimą. Sztajfa jak najbardziej zaspokoiła moje oczekiwania, dość długa i baaardzo ostra, a upał też swoja dołożył.

Widoki ze szczytu miło dziś nas zaskoczyły, widać było nawet zamglone Tatry. O tej porze roku nieczęsto trafia się na taką widoczność. Wybraliśmy zjazd drugim wariantem, mimo mniejszego nachylenia bardziej nadaje się do dynamicznego zjazdu.

Powrót tą samą drogą. Arka odstawiamy w Swięcanach, a my z Kubą kręcimy jeszcze do Gorlic.


Podjazd pod Przechody


Najostrzejszy moment podjazdu pod Liwocz


Biecz oraz Gorlice