Info

Imię:
Artur
Wiek:
27
Miejscowość:
Biecz/Libusza Slough
PRAKTYCZNIE NIC NIE AKTUALNE, ALE MAM AMBITNY PLAN WRZUCAĆ CHOĆ CIEKAWSZE WYPADY
Na bikestatsie od: 19.07.2013r.
Kilometry na bikestatsie: 40000.40
Kilometry w terenie: 305.64
Prędkość średnia: 17.80 km/h
TOP
Dystans dzienny:
1. Bieszczady 2016 - 305 km
2. Velka Domasa, Słowacja 251.22 km
3. Góry Lewockie 221.16 km
Dystans miesięczny:
1. Wrzesień 2013 1437.82 km
2. Sierpień 2013 1327.82 km
3. Lipiec 2016 1126.34 km
Max. prędkość: 81.01km/h
Max. podjazdy dobowe: 3546 m
Mój profil na bikestatsie
Najwyższe podjazdy/szczyty:
1.Kralova Hola - 1946 m - wrzesień 2016
2. Velickie Pleso - 1670 m - lipiec 2016
3. Popradzkie Pleso - 1529 m - lipiec 2016
Sezon 2017:





Sezon 2012: 3036.03 km
Sezon 2011: 2677.73 km
Zaliczone Gminy


Kategorie
Rower:
Cannondale CAAD8 2012
Kellys Scarpe 2009
OLYMPIC
Dystans:
0 - 25 km
25 - 50 km
50 - 100 km
100 - 200 km
200 - 300 km
Typ:
>30 km/h
Przejażdżki
Dojazd
Na luzie
Trenażer
Kiedy:
2016
2015
2014
2013
Za dnia
Nocą
Z kim:
Sam
Z kimś
Inne:
Trekking
Bieganie
Siłownia
Fotorelacje
Podsumowania
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień15 - 0
- 2025, Marzec12 - 0
- 2025, Luty11 - 0
- 2025, Styczeń10 - 0
- 2024, Grudzień18 - 0
- 2024, Listopad8 - 0
- 2024, Październik13 - 0
- 2024, Wrzesień31 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec18 - 0
- 2024, Czerwiec8 - 0
- 2024, Maj19 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty25 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad6 - 0
- 2023, Październik5 - 0
- 2023, Wrzesień11 - 0
- 2023, Sierpień22 - 0
- 2023, Lipiec28 - 0
- 2023, Czerwiec17 - 0
- 2023, Maj5 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec12 - 0
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień25 - 0
- 2022, Lipiec16 - 0
- 2022, Czerwiec27 - 0
- 2022, Maj21 - 0
- 2022, Kwiecień10 - 0
- 2022, Marzec10 - 0
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń3 - 0
- 2021, Grudzień5 - 0
- 2021, Listopad6 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień17 - 0
- 2021, Sierpień24 - 0
- 2021, Lipiec29 - 0
- 2021, Czerwiec28 - 0
- 2021, Maj22 - 0
- 2021, Kwiecień16 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty7 - 0
- 2021, Styczeń11 - 0
- 2020, Grudzień8 - 0
- 2020, Listopad8 - 0
- 2020, Październik8 - 0
- 2020, Wrzesień20 - 0
- 2020, Sierpień19 - 0
- 2020, Lipiec21 - 0
- 2020, Czerwiec19 - 0
- 2020, Maj9 - 0
- 2017, Lipiec1 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 0
- 2017, Maj11 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 0
- 2017, Marzec7 - 1
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień2 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik3 - 0
- 2016, Wrzesień16 - 2
- 2016, Sierpień10 - 0
- 2016, Lipiec18 - 9
- 2016, Czerwiec16 - 2
- 2016, Maj11 - 0
- 2016, Kwiecień10 - 11
- 2016, Marzec15 - 1
- 2016, Luty12 - 3
- 2016, Styczeń12 - 4
- 2015, Grudzień9 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik13 - 5
- 2015, Wrzesień11 - 3
- 2015, Sierpień13 - 4
- 2015, Lipiec15 - 5
- 2015, Czerwiec14 - 2
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień7 - 0
- 2015, Marzec2 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń6 - 0
- 2014, Grudzień9 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik18 - 5
- 2014, Wrzesień3 - 0
- 2014, Sierpień13 - 0
- 2014, Lipiec19 - 11
- 2014, Czerwiec4 - 0
- 2014, Maj6 - 2
- 2014, Kwiecień15 - 15
- 2014, Marzec13 - 18
- 2014, Luty3 - 3
- 2014, Styczeń5 - 10
- 2013, Grudzień5 - 18
- 2013, Październik3 - 0
- 2013, Wrzesień42 - 26
- 2013, Sierpień44 - 10
- 2013, Lipiec16 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
2015
Dystans całkowity: | 4802.67 km (w terenie 50.50 km; 1.05%) |
Czas w ruchu: | 209:37 |
Średnia prędkość: | 21.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.10 km/h |
Suma podjazdów: | 44670 m |
Liczba aktywności: | 89 |
Średnio na aktywność: | 53.96 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 10.00km
- Czas 00:22
- VAVG 27.27km/h
- VMAX 39.00km/h
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Trenażer 1
Czwartek, 26 listopada 2015 · dodano: 10.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria 2015, Trenażer, Anglia, Cannondale CAAD8
- DST 15.53km
- Czas 00:36
- VAVG 25.88km/h
- VMAX 53.12km/h
- Temperatura 9.0°C
- Podjazdy 81m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Szybko przed ciemnością
Środa, 25 listopada 2015 · dodano: 10.01.2016 | Komentarze 0
Test nowych kół i kasety. Koło Burnham Beeches, powrót przez Stoke Poges.
cad. 72 rpm

Kategoria 0 - 25 km, 2015, Anglia, Cannondale CAAD8, Dniem, Fotorelacje, Przejażdżki, Sam
- DST 50.81km
- Czas 02:05
- VAVG 24.39km/h
- VMAX 54.86km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 221m
- Sprzęt Cannondale CAAD8
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielna ustawka z Andrzejem
Niedziela, 22 listopada 2015 · dodano: 10.01.2016 | Komentarze 0
W samo południe spotykamy się na moście w Maidenhead. Temperatura niska i trochę zawiewa zimnym wiatrem. Ruszamy w kierunku Bracknell. Tam mała pętelka i odbicie w kierunku Windsoru. Pod zamkiem przerwa na ławeczce na Kinder Bueno, a później jeszcze wizyta w rowerowym.
Rozstajemy się centrum Slough.
temp. 3 - 6*C
cad. 70 rpm

Okolice Ascot © parker09

Kategoria Z kimś, Przejażdżki, Fotorelacje, Dniem, Cannondale CAAD8, Anglia, 50 - 100 km, 2015
- DST 61.74km
- Teren 0.60km
- Czas 02:42
- VAVG 22.87km/h
- VMAX 70.68km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 713m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnia jazda
Środa, 28 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 0
Ostatni dzień w Polsce, pogoda żyleta, o nie, siedział na dupie nie będę, zwłaszcza sam. Tata do pracy, mama do Biecza coś załatwić, a Robert w szkole, ja tymczasem na rowerek.
Spodziewając się widoczności takiej, jak wczoraj, na początek postanowiłem uderzyć na Korczynę. I trafiłem, ze szczytu ukazały mi się Tatry.

Bardzo dobra widoczność


Kilka fotek na zoomie:

Tatry

Biecz

Pasmo Magury Wątkowskiej

Liwocz

Maślana oraz Glinik
Z Korczyny zjechałem w kierunku Wójtowej, a tam na rondzie w pierwsze prawo i zaraz w lewo, w kierunku przełęczy w lesie Pagorzyńskim, która była drugą dzisiejszą góreczką.


Las Pagorzyński

Później, jadąc przez Dzielec skierowałem się na Cieklin. Tam czekał na mnie główny dziś podjazd, czyli Cieklinka. Po wjeździe do gęstego lasu poczułem się jak w bajce. Wszędzie żółto, pomarańczowo, zielono i nie wiadomo jeszcze jak. Na szczycie baton w nagrodę :P.

Spadające liście


Droga w Dzielcu



Zaczynamy podjazd pod Cieklinkę

Złota jesień

Złota jesień 2
Po zjeździe do z powrotem do Cieklina udałem się do Duląbki na jeden z moich ulubionych okolicznym zjazdów, gdzie wykręciłem 70 km/h z lekkim hakiem. Po drodze (jeszcze przed zjazdem) znowu miałem bliższe spotkanie z jakimś czworonożnym gadem. Jak tylko zobaczyłem go na środku jezdni, to od razu złapałem za gaz. No i oczywiście, od razu atak. Zrobiłem z nim to, co wczoraj z jednym takim podobnym jak on - dałem prosto po ryju. Efekt natychmiastowy. Chyba mam nowe motto: Raz za razem karam gazem :P.
Po zjeździe w Duląbce udałem się w kierunku Osobnicy. Jadąc z wiatrem mijałem kolejne wsie. W Osobnicy odbiłem w lewo. Dalej Harklowa, Głęboka, Grudna i Biecz. W Grudnej nowy blacik.

Pusta szosa w Osobnicy


Super tarmac w Kunowej, nóweczka

Rzeka Ropa
W Bieczu pojechałem dołem, przez deptak. Końcówka przez Strzeszyn.

Deptak biecki

Biecz
max. wys. 389 m
temp. 12 - 15*C
Kategoria 2015, 50 - 100 km, Dniem, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Przejażdżki, Sam
- DST 56.38km
- Teren 3.60km
- Czas 02:35
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 60.34km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 925m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Tatry o zachodzie słońca z Liwocza
Wtorek, 27 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 2
Czekałem na Arka i czekałem, ale się nie doczekałem. Mieliśmy jechać razem, ale nie było żadnego odzewu, zadzwoniłem w końcu do niego i okazało się, że jednak się nie wyrobi. Było już po 14, zebrałem się szybko, i koło 14:30 wyjechałem.
Wybrałem najkrótszą trasę, żeby mieć pewność, że zdążę na zachód słońca. Na początek przez obwodnicę biecką, dalej 28-ósemką. W Siepietnicy odbiłem w lewo, na Lisów. Cały czas słonecznie, jeszcze ciepło, 13 stopni. Gdy dojechałem do rozjazdu ukazał mi się jesienno-czerwony Liwocz, a ja odbiłem w prawo i przez Lipnicę, Wróblową i Ujazd dotarłem do Brzysk.


Przez Lisów


A oto Liwocz
Podjazd rozpoczyna się po skręcie w lewo, przy drodze głównej jest znak informujący nas, żeby do szczytu mamy 4,5 km. Trzy pierwsze kilometry są po asfalcie, z jednym stromym i jednym bardzo stromym odcinkiem.
Podjeżdżając, na jezdni ukazał mi się pies... Spodziewałem się powtórki z przed kilku dni, wyjąłem więc gaz, palec dałem na spust i powoli zbliżałem się do delikwenta. Dosyć mały, ale wystarczający, żeby poszarpać spodnie, albo lekko dziabnąć. Jak tylko mnie zobaczył, od raz dał sygnał do ataku i ruszył na mnie. Gdy tylko odpowiednio się zbliżył skarałem go gazem prosto w mordę. Efekt był natychmiastowy, wściekłe ujadanie ucichło, a on dał sobie od razu spokój i zawrócił.
Dalszy odcinek przez las przebiegł już bez problemów.

Oświetlony krzyż Ujazdowski

Fragment podjazdu
Na szczycie byłem dwie, czy trzy minuty po czwartej, zachód właśnie się zaczynał. Nie byłem ani za wcześnie, ani za późno, można powiedzieć, że byłem wtedy, kiedy uznałem za stosowne, tak jak czarodziej (słowa Gandalfa ;)).
Widowisko zapowiadało się ciekawie, Tatry idealnie widoczne, a wszystkie dolinki w niższych górach zalane mgłą. Z czasem niebo zaczęło się coraz bardziej czerwienić, mgiełka opadła, ale Tatry jeszcze bardziej się uwydatniły. Było co oglądać.

W kierunku wschodnim

Zaraz się zacznie

Taterki








Po skończonym pokazie zacząłem się zbierać, muszę przyznać, że trochę zmarzłem, w końcu ponad pół godziny przestałem na wieży.
Do domu godzina jazdy, więc mogłem pozwolić sobie na trochę szaleństwa i poświeciłem mocniej, prawie tak, jak Gandalf w kopalniach Morii. Noc nie była kompletnie ciemna, bo Łysy był w pełni.

Nowa lampeczka

Łysy się pokazał
Trasa powrotna dokładnie taka sama, jak w pierwszą stronę. W Lipnicy Górnej, zatrzymałem się, żeby trochę się rozebrać, podjeździk mnie rozgrzał.
Poprawka, droga powrotna nie była dokładnie taka sama, mianowicie w Bieczu pojechałem przez miasto, które nocą zawsze wspaniale wygląda.

Fara w Bieczu
temp. 13 - 2,4 C Kategoria 2015, 50 - 100 km, Dniem, Fotorelacje, Nocą, Sam
- DST 54.10km
- Teren 3.60km
- Czas 03:00
- VAVG 18.03km/h
- VMAX 61.26km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 728m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Mglista Magura Małastowska
Niedziela, 25 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 0
Po wcześniejszym, nieplanowanym powrocie z Niżnych otwarła mi się dziś opcja jazdy. Wziąłem ze sobą Roberta. Zdecydowałem zrobić około 50 km, więc idealnym celem była Małastowska. Robert tam jeszcze nie był rowerem, więc akurat. Gdy wyjeżdżaliśmy pogoda była super, 13 stopni, słonecznie, jedynie wiatr nie był zbyt korzystny.

W Dominikowicach
Przez Kobylankę i Dominikowice jechało się ok, w Sękowej odbiliśmy w lewo i zaczęła się walka z wiatrem w twarz. Tak aż do samego podjazdu pod przełęcz.

W Sękowej


W stronę Małastowa
Po drodze dziś minęliśmy więcej kolarzy, niż przez wszystkiego moje kilometry podczas tego urlopu dotychczas, zwłaszcza na podjeździe. Do przełęczy Robert musiał zatrzymać się tylko raz i to pod sam koniec. Później niestety nie było gorzej, dużo stromiej i do tego droga kamienista w ostatnim fragmencie. Tam właśnie podjąłem rywalizację z kolesiem na MTB, który wyjechał przed nami od strony schroniska. Zacząłem się więc do niego zbliżać i miałbym go, gdyby nie Robert, na którego musiałem poczekać. Nie był zbyt zadowolony z faktu, że go odstawiłem.

Początek podjazdu

Z podjazdu pod przełęcz

Serpentyna na podjeździe

Najostrzejszy asfaltowy odcinek

Końcówka drogą kamienistą
Na szczycie zrobiliśmy kilka fotek i trzeba było się ubrać, bo momentalnie zrobiło się zimno, z trzynastu stopni temperatura spadła do pięciu. a wokół pojawiła się gęsta mgła. Ubrałem więc ocieplacze na nogi. Rękawic niestety nie mogłem ubrać, bo okazało się, że Robert nie wziął swoich, więc odstąpiłem mu moje. Na zjeździe zmarzłem sakramencko! Dłoni nie czułem. Aż do samego domu nie mogłem się rozgrzać. Zwłaszcza, że nie było już żadnego podjazdu, który by na to pozwolił.

Na szczycie - 813 m

Mgła złapała, zimna mgła

Przełęcz

Początek zjazdu
Aż do Sękowej lecieliśmy z wiatrem. w Kobylance dopadły nas dwa psy. Jeden wpadł Robertowi pod koła, ten się wywrócił, ale przy tym poturbował psiura nieźle. Momentalnie obydwa uciekły. Robertowi nic się nie stało, ale potargał mi jedną rękawiczkę. Żałuję, że nie zdążyłem kundli potraktować gazem. Lubię psy, ale agresory biegające przy drogach to jakieś nie porozumienie. Na łańcuchy z nimi!


temp. 13 - 5 - 10*C
Kategoria 2015, 50 - 100 km, Dniem, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Na luzie, Przejażdżki, Z kimś
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Tatry Niżne - Dzień I - Andrejcova
Sobota, 24 października 2015 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 0
Po powrocie z Lewockich zrobiłem sobie dzień wolnego, który wraz z tatą, który wczesnym popołudniem skończył pracę spędziłem na przygotowaniach do wyjazdu. Zakupy, przygotowanie sprzętu itp. Na koniec lista kontrolna - wszystko jest - idziemy spać.
Pobudka o 4:00. Mama wstała z nami, zrobiła śniadanie i przygotowała nam jedzenie i picie na drogę. Mimo wszystko wyjechaliśmy dosyć późno, około 6:00.
Pojechaliśmy przez Krynicę, a granicę przekroczyliśmy w Leluchowie. W Lublowli na stacji paliw zaopatrzyliśmy się w słowacką Autolekarnicke, czyli po prostu apteczkę samochodową. Z tego co się naczytaliśmy, to słowaccy policjanci bardzo kręcą nosami na zagraniczne apteczki. Woleliśmy tego uniknąć, w razie kontroli.
W okolicach Popradu po prawej stronie ukazały się nam częściowo zachmurzone Tatry Wysokie, które towarzyszyły nam przez dłuższą chwilę. W jednej z miejscowości minęliśmy nawet ciężko pracujących cyganów, zamiatali, sprzątali, że aż się kurzyło. Ciekawe co nabroili. Szkoda, że nie zdążyłem zrobić zdjęcia.
Za Popradem odbiliśmy w kierunku Liptovskiej Teplicki, małej górskiej miejscowości położonej u podnóży Tatr Niżnych. Tam pod pensjonatem Dolinka zostawiliśmy samochód. Szlak rozpoczynał się dokładnie w tym miejscu.

Tatry w zasięgu ręki
Ciekawsze budowle spotkane po drodze:




Górecki


Słowackim tunelem


Droga do Teplicki

Fajcenie zakazane!

Pensjonat Dolinka
W drogę wyruszyliśmy o 9:45. Początkowe kilka kilometrów wiodło asfaltem. Zmarznięci po 30 minutach pod schroniskiem trochę za grubo się ubraliśmy i już po pierwszym kilometrze się zatrzymaliśmy i zrzuciliśmy część ciuchów.

Asfaltowy początek, okazuje się być całkiem fajną propozycją na rower


W końcu asfalt się skończył, a my weszliśmy w gęstą jak mleko mgłę. Szlak od początku praktycznie nie był oznakowany. Co chwila kontrolowaliśmy trasę spoglądając na turystycznego GPS-a w telefonie. Bez niego mogłyby być problemy. Mimo to i tak raz zabłądziliśmy, na szczęście szybko znaleźliśmy właściwą drogę i po krótkim odcinku trafiliśmy na Pańską Halę.

Wchodzimy w mgłę

Pańska Hala 1429 m
Po drugiej stronie grzbietu zaczęło robić się ciekawiej. Najpierw ukazała nam się sama dolina, a później chmury zawieszone nad szczytami całkowicie się rozeszły. W dolinę prowadził szlak w postaci błotnistej drogi, chwilę nią pomęczyliśmy, ale ostatni, stromy odcinek przeszliśmy równolegle na przełaj. Na drodze było tak ślisko, że na dół dojechalibyśmy na tyłkach.

Mgła nad nami

Przejaśnia się


Przekroczyliśmy strumień i na ławeczce zatrzymaliśmy się na bułkę. Rozpogodziło się, a słońce zaczęło się pojawiać coraz częściej.

Strumień w dolinie
Zaczęliśmy podejście pod Andrejcovą. Z każdym metrem widoki robiły się coraz ciekawsze. W pewnym momencie, gdy obróciliśmy się do tyłu dostrzegliśmy fragmenty Tatr Wysokich majaczące między szybko płynącymi chmurami.
Na Hali ukazała nam się panorama na południe. Poszliśmy w kierunku Utuliny, czyli chatki zbudowanej dla turystów. Fajna sprawa, drewno do palenia, łóżka, ogólnie wszystko co potrzebne. W razie potrzeby zawsze można się schronić. Wpisaliśmy się do księgi gości i zaczęliśmy się zastanawiać co robić, była dopiero 14:30. Myśleliśmy, żeby iść na Kralovą i przespać się w miejscu, gdzie miał być nasz drugi nocleg (wycieczkę zaplanowaliśmy na trzy dni). Na szczęście szybko zrezygnowaliśmy i w zamian tego postanowiliśmy zaliczyć Vapenicę i wrócić na Halę, by tam się rozbić.

Pierwsze lepsze widoki

Widok na południe


Utulina Andrejcova

Trzeba się wpisać :)

I co nam się pokazuje, Tatry...

U stóp góry miał być potok, skąd postanowiliśmy przefiltrować trochę wody na kolację. Tata zabrał sprzęt i zabrał się za poszukiwanie, ja zostałem na szlaku pilnować rzeczy. Straciliśmy tam pewnie z godzinę, ja zmarzłem, o tacie już nie mówię. Ale mieliśmy wodę. Zrobiło się późno, odpuściliśmy Vapenicę. Ruszyliśmy z powrotem na Halę.

Vapenica



Bałwanek bez głowy



Słońce zaczęło zachodzić, szczyty zaczęły się czerwienić. Chmury nad Wysokimi trochę się rozeszły, a Tatry zaświeciły w różowych i fioletowych barwach. Kapitalny widok.

Niżne się czerwienią



Namiot rozbiliśmy jeszcze za widoku. Na kolację wołowina z warzywami na ostro. Muszę przyznać, że naprawdę dobra, nieźle nas rozgrzała. Suszone jedzenie to super sprawa na takie wycieczki. Lekkie i smaczne.


Gdy już się kładliśmy znacznie się ochłodziło, ale puchowe śpiwory zdały egzamin na piątkę.

Tak się zakończył dzień pierwszy.
Kategoria 2015, Fotorelacje, Trekking
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Tatry Niżne - Dzień II - Kralova Hola
Piątek, 23 października 2015 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 0
Noc przeżyliśmy spokojnie, obyło się bez ataków niedźwiedzi, wilków, czy też porywistych burz. Wstaliśmy zaraz po wschodzie słońca. Przez noc przymroziło, szron wciąż był na trawie. Nie znalazłem w sobie tyle siły, żeby wstać wcześniej i sfotografować wschód. Byłem pewien, że będzie mgliście, a co się okazało? Widoczność od samego rana była dobra.
Śniadania póki co nie jedliśmy, w cieniu i zimnie trochę bez sensu. Zebraliśmy bety i ruszyliśmy na Kralovą.

Wschód słońca

Tatry z rana


Ewakuujemy się

Poranny szronik


Mimo, że póki co widoczność była dobra, to cały czas miałem obawy, że Tatry owieją się chmurami i tyle je będziemy widzieć. Jak tylko znaleźliśmy odpowiednią polankę zatrzymaliśmy się, żeby kropnąć parę fotek ze statywu.

Postój na zdjęcia




Przechodząc koło Utuliny Andrejcovej okazało się, że tuż obok chatki jest źródełko. Nie wiem jakim cudem go wczoraj nie widzieliśmy i nie wiem też jakim cudem nie zauważyliśmy tego na mapie. Spokojnie mogliśmy wczoraj zaliczyć Vapenicę, zamiast bawić się z filtrowaniem wody.

Utulina Andrejcova



Na szczycie Andrejcovej zatrzymaliśmy się na śniadanie. Dziś szef kuchni zaserwował Beef Stroganoff i muszę powiedzieć, że smakowało mi jeszcze bardziej, niż wczorajsze. Na deser po batonie zbożowym.
Przed nami przełęcz i kolejne podejście.

Postój na śniadanie




Dzisiejsze śniadanie - Beef Stroganoff

Puchówka na postoje nadaje się idealnie
Wychodząc wyżej ukazały nam się jeszcze Tatry Zachodnie oraz zachodnia część Tatr Niżnych. Widoki po prostu niesamowite.

Zachodnie po lewej, Wysokie po prawej


Teraz Bartkova
Podejście na Bartkovą wiodło już całkowicie otwartym terenem. W pełni mogliśmy się delektować widokami dokoła. Śniegu nie grzbiecie nie było wiele.





Bartkova 1790,2 m

Szeroki Grzbiet



Przegięcina przed nami




Ukazuje się nam Kralova

Po drodze spotkaliśmy trochę turystów. Najmilej chyba będziemy wspominać spotkanie z czterema Słowakami, których poprosiliśmy o zrobienie zdjęcia. Prze mili i śmieszni goście. Na koniec rozmowy jeden z nich zza pazuchy wyjął 0,7, akurat mieli na tyle, że wystarczyło nam na jedną kolejkę :D

Robione przez Słowaka



Zachodnia część Tatr Niżnych


Im bliżej Kralovej byliśmy, tym więcej wychodni skalnych było wokół. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze Orlovą oraz Stredną Holę.

Orlova 1840 m



Stredna Hola 1876 m






Przekaźnik na szczycie
Na Kralovej spotkaliśmy nawet jednego kolarza. Natężenie turystów naturalnie też było większe. Napotkaną Węgierkę poprosiliśmy o foto na szczycie. Z góry dało się widzieć fragmenty asfaltowego podjazdu na szczyt, którym, mam nadzieję, w niedługiej przyszłości podjadę razem z Kubą.Zatrzymaliśmy się chwilę pod stacją przekaźnikową. Nacieszyliśmy jeszcze oczy i zjedliśmy bułki. Niedaleko poniżej szczytu mieliśmy zaplanowany drugi nocleg, ale że czas mieliśmy bardzo dobry (była dopiero 14) postanowiliśmy zrobić całą trasę dziś.


Kralova Hola 1948 m




Nawet jeden kolarz się pokazał
Ruszyliśmy szlakiem na północ, zbocze bardzo ostre, podchodząc tędy trzeba by się nieźle namęczyć, zwłaszcza, że od tej strony było naprawdę dużo śniegu.
Początkowo szliśmy zgodnie z palami powbijanymi w ziemię, jednak w pewnym momencie się skończyły, a my powoli zaczęliśmy wchodzić w kosodrzewinę, bardzo gęstą i twardą kosodrzewinę. Na śniegu nie było żadnych śladów, byliśmy pierwszymi idącymi tym szlakiem od dłuższego czasu. Znów trzeba było się wspierać GPS-em, bez którego odnalezienie szlaku byłoby naprawdę trudne.
Ścieżka była całkowicie zarośnięta, a przedzieranie się przez kosodrzewinę było bardzo mozolne. W końcu po długiej walce z krzakami natrafiliśmy na ślady. Okazało się, że ktoś próbował podejść na Kralovą od tej strony, zdrowia życzę... zejść było ciężko. Kilka razy ślady wyprowadziły nas na manowce, ten ktoś był bardzo uparty, skoro próbował tylu dróg.
W końcu trafiliśmy na szlak i już po coraz rzadszej kosodrzewinie przedarliśmy się w niższe partie lasu.





Źródło Vagu


Podczas zejścia regularnie ukazywały się nam jeszcze Tatry.


Końcowy, bardzo długi odcinek drogą dłużył się niemiłosiernie. Najpierw przez las, później między polami. Gdy doszliśmy do Vypadu zrobiło się całkowicie ciemno.





Przekraczamy Vah

Ostatnie promienie słońca


Ostatnie spojrzenie na Kralovą

Na Vypadzie 907 m
Nareszcie, ukazała się nam Teplicka, oczywiście z Tatrami w tle. W mieście cichutko, po drodze spotkaliśmy dwie, czy trzy osoby.
Idąc, najbardziej zastanawiały nas dziwne ziemianki, wyglądające trochę jak groby. Naprawdę robiły wrażanie, było ich bardzo dużo.

Widać Teplickę

To groby?


Kościółek w Tepliczce
O 18:30 byliśmy pod schroniskiem. Dobry czas. Z przyjemnością zmieniliśmy ubrania i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ahoj.

U celu
Kategoria 2015, Fotorelacje, Trekking
- DST 221.16km
- Teren 5.00km
- Czas 11:40
- VAVG 18.96km/h
- VMAX 75.66km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 3546m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Na podbój Gór Lewockich
Środa, 21 października 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 1
W środę wieczorem wszyscy trzej zebraliśmy się u mnie w domu. Arka zgarnąłem wracając wieczorem z Jasła, gdzieś o osiemnastej, a po Kubę pojechałem nieco później. Byliśmy umówieni na 21. Przyjechałem, Ten oczywiście niegotowy. Na szczęście nie musiałem długo czekać. Przyprowadził rower i zaczęliśmy do pakować do bagażnika. Przy odkręcaniu koła spadły mu gdzieś części od ośki i nie mogliśmy się ich doszukać, a noc była zimna jak skurczysyn. W końcu znaleźliśmy, można jechać.
Od razu po przyjeździe do mnie wzięliśmy się za pakowanie bicykli do bagażnika. Wszelakie miejsca kontaktowe wyłożyliśmy starymi szmatami, a upchnięte rowery związaliśmy liną. W domu przyszykowaliśmy cały ekwipunek oraz odzież. Spać poszliśmy po północy.
Pobudka już o 4:30, więc długo nie pospaliśmy. Ciężko się wstawało, ale motywacja była duża, więc nie było tak źle. Mama wstała razem z nami, a to dużo nam ułatwiło. Zrobiła nam śniadanie, bułki na drogę oraz przygotowała napoje. Planowany start miał nastąpić o 5:30, faktycznie wyruszyliśmy o szóstej. Nie wyszło nam to na dobre. Już wjeżdżając do Gorlic dało się odczuć duży ruch. Od tego momentu przestaliśmy jechać płynnie, to eLka, to wywrotka z piachem, i tak cały czas. Pod BP za Sączem zatrzymaliśmy się, żeby zatankować. Do Sącza ciągnął się nieskończony sznur aut. Trudno było się w ogóle włączyć do ruchu. Po długim oczekiwaniu jakiś łaskawca nas puścił, a my spokojnie pomknęliśmy w kierunku Piwnicznej. Na rondzie przed Starym Sączem zaczęliśmy wspominać trasę na Przehybę i z tego wszystkiego zjechałem na zjeździe, który właśnie tam prowadził. Po szybkiej korekcie już bez przygód dotarliśmy do Piwnicznej.

Tankowanie
Samochód zostawiliśmy przy samej granicy, pod Domem Wczasowym "Jarzębinka". Akurat trafiliśmy na gościa, który otwierał budynek, okazało się, że to pracownik, a sam właściciel przebywa w Krakowie. Bez problemu zgodził się na naszą prośbę. Do środka nie mogliśmy wjechać, gdyż po skończonej pracy musiałby zamknąć bramy do posesji razem z naszym autem. Zapewnił nas lecz, że nie musimy się obawiać o samochód pozostawiony pod ogrodzeniem.
Zabraliśmy się więc za przygotowanie rowerów i sprzętu. Międzyczasie wypiliśmy po kubku gorącej herbaty. Kilka minut po ósmej wyruszyliśmy.
Mapka:
https://www.strava.com/routes/3837070

Ostatnie dociągnięcia

Miejsce startu

Pora ruszać
1. Przełęcz Vabec z Piwnicznej (756 m)
- Długość podjazdu 10.6 km
- Średnie nachylenie 3.4%
- Przewyższenie: 358 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.4%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.5%
Przez Polskę ujechaliśmy może z 500 metrów, wraz z przekroczeniem Popradu znaleźliśmy się na Słowacji i sam raz na rozgrzewkę rozpoczęliśmy pierwszy podjazd, czyli Sedlo Vabec. W sumie podczas całego podjazdu nachylenie dwa razy mocniej docisnęło, przez całość towarzyszył nam gładziutki asfalt, momentami nawet droga była dwupasmowa. Mieliśmy ją praktycznie na wyłączność, ruch był bardzo nikły, a sporadyczne samochody mogły nas mijać drugi pasem.
Jedyne co nie dopisało to widoczność, od początku niebo cały czas przymglone, o zobaczenie ze szczytu Tatr mogliśmy zapomnieć.

Kalibracja przedniego hamulca

10 km ciągłego podjazdu pod Przełęcz Vabec

Dwupasmówka na naszą wyłączność


Szkoda, że nie widać Tatr
Zjazd do Lubowli już po trochę gorszym asfalcie. Po lewej ukazał się nam Hrad. W mieście musieliśmy się trochę wesprzeć GPS-em, bo trochę się pogubiliśmy w gąszczu uliczek. Po wyjechaniu w Lubowli czekał nas krótki podjazd, a następnie aż do skrętu na Bajerovce - zjazd.
Naokoło wciąż posępnie, ale póki co bez deszczu.

W Lubowli

Hrad w Lubowli
2. Bajerovce z Plavnicy (763 m)
- Długość podjazdu 8 km
- Średnie nachylenie 2.9%
- Przewyższenie: 233 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.1%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 14.2%
Po skręcie z głównej zrobiło się bardzo spokojnie. Samochodów praktycznie brak. Tereny bardzo ładne, po obu stronach pagórki, co raz to większe. I tak przez osiem kilometrów powoli wznosiliśmy się do góry. Dopiero za Sambronem oraz pod koniec czekały nas dwa ostrzejsze odcinki. Ze szczytu ukazała nam się piękna panorama na góry Lewockie, z Kopą i Siminym na wyciągnięcie ręki. Obydwa przyprószone na szczytach śniegiem.

W kierunku Bajerovców

2 x 12% = 24%?

Ścianka w Sambronie

Elektrownia słoneczna

Już widać szczyt, przed nami najostrzejszy fragment podjazdu

W tle Kopa - 1230 m

Panorama zBajerovic

W tle Siminy - 1287 m

Góry Lewockie
Na kapitalnym zjeździe z Bajerovców wykręciliśmy Vmaxy, ja 75,66 km/h. Aż do Torysy lecieliśmy sobie przez cały czas w dół. Dziesięć kilometrów przeleciało, ani się nie obejrzeliśmy. W Torysie odbiliśmy w prawo i doliną popedałowaliśmy na południe, w kierunku Vysnego Slavkova, gdzie rozpoczyna się podjazd pod Górę Skałę.

Przyjemny odcinek grzbietem

Tutaj padł Vmax

Krowy nad rzeką

Doliną w kierunku Slavkowa


Jedyni spotkani dziś kolarze


Po drodze, w Brezovicce zrobiliśmy postój na kanapkę i Polskie ciacha zakupione w pobliskim sklepie Potraviny. Przy okazji odbyliśmy rozmowę z miłą Słowaczką. Po zjedzeniu od razu ruszyliśmy w drogę, bo już zaczęliśmy marznąć, zresztą czas nas gonił.
Z naszego pośpiechu niewiele wynikło, bo w Slavkovie trochę zamieszaliśmy i trafiliśmy do opuszczonego kamieniołomu, to chyba przez tą Słowaczkę, bo coś o nim wspominała. Ale było warto, bo naprawdę zrobił na nas wrażenie. Coś w klimacie Czarnobyla, świetna sprawa. Szkoda, że nie mieliśmy czasu się mu dokładniej przyjrzeć. Zamiast tego trzeba było wracać na domyślną trasę.

Brezovicka - postój na bułę i ciacho

Post apokaliptyczny kamieniołom w Vysnym Slavkovie

3. Góra Skała z Vysnego Slavkova (847 m)
- Długość podjazdu 8.2 km
- Średnie nachylenie 3.9%
- Przewyższenie: 316 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.1%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 8.9%
Klasowy podjazd, tak w dwóch słowach można opisać Górę Skałę. Już na samym początku na mile zaskoczył. Wg przypuszczeń nawierzchnia miała być najgorsza z możliwych, więcej dziur, niż asfaltu, a co zobaczyliśmy? Zobaczcie na fotach poniżej.
Nachylenie też bardzo przyjemne, przez większość utrzymywało się w okolicach 5%. Na domiar wszystkiego, podczas tego podjazdu słońce uraczyło nas swoją obecnością, raz jedyny podczas tej wycieczki. Widoki były naprawdę klasowe i do tego te serpentyny.

Nareszcie przebiło się słońce

Świeżo wylany asfacik

Serpentyna przed nami




Patrząc na to niebo, trzeba stwierdzić, że to przejaśnienie nad nami to naprawdę szczęśliwe





Dopiero na szczycie musieliśmy się wybudzić ze snu. Przywitał nas tam asfalt, o którym się naczytałem, zanim pojechaliśmy na tę wycieczkę. Dziurawy - to mało powiedziane. Lecz wyboru nie było, zabraliśmy się do zjeżdżania, a to jego bilans:
Straty:
- Arek - zgubiona tylna lampka
- bolące nadgarstki
- bolące tyłki
- rowery chyba też nie najlepiej to odczuły
Zyski:
- na sam koniec ukazał się nam Spissky Hrad, który wszystko zrekompensował.




Masakra...


Majaczące szczyty w oddali

Spissky Hrad

Warownia jak z filmu przed nami

4. Priesmyk Branisko z Korytne (752 m)
- Długość podjazdu 4 km
- Średnie nachylenie 6.1%
- Przewyższenie: 243 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 10.1%
Po dotarciu do głównej odbiliśmy w lewo , aby zaliczyć jeszcze Priesmyk Branisko. Bardzo fajny odcinek, bo mało ruchliwy, a nawierzchnia nienaganna. Wszystko dzięki biegnącej równolegle autostradzie, która praktycznie całkowicie odciąża ruch.
Podjazd rozpoczął się mocno, bo od razu wyskoczyło nam 12%, później nieco zelżyło. Generalnie dość ciężki podjazd, zwłaszcza, że przed szczytem zaczęło padać, a zaraz pod rozpoczęciu zjazdu musieliśmy ubierać kurtki. Najbardziej wymęczyło Akra, którego złapały jakieś słabości. Na górze nawet się nie zatrzymywaliśmy.

Pod przesmyk Branisko

Arek, na pelikana?

Z perspektywy Kuby


Chwała Bogu

Nawrotka na szczycie, a szkoda, bo w drugą stronę zjazd ponoć jest kapitalny
Po niezbyt przyjemnym zjeździe w deszczu zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem, żeby przetrzymać resztę przelotu. Trochę się wysuszyliśmy, założyłem wodoodporne ochraniacze na buty i na plecak. Gdy deszcz minął, zmarznięci ruszyliśmy dalej. Najciężej było rozgrzać dłonie.

Podczas deszczu

Kilka minut później
Kolejnym celem była Lewocza i podjazd pod Mariańską Horę. Po drodze jeszcze raz mogliśmy podziwiać Spissky Hrad, szkoda, że nie mieliśmy czasu, żeby go zwiedzić.
Do pewnego momentu jechało się super. Niestety kilka kilometrów przed Lewoczą autostrada się skończyła (dalszy odcinek wtedy jeszcze był w budowie, teraz już jest otwarty) i wszystkie samochody zjeżdżały na krajówkę, którą jechaliśmy. Przed Lewoczą czekała nas jeszcze jedna większa hopka i zjazd podczas którego ukazał nam się klasztor na szczycie obok, pod który jechaliśmy.

Rzut okiem za siebie

Po prawej biegnąca równolegle autostrada

Gorące źródła


Kapitalny wiadukt

Wjeżdżamy do Lewoczy
5. Mariańska Hora z Lewoczy (781 m)
- Długość podjazdu 4.6 km
- Średnie nachylenie 4.9%
- Przewyższenie: 225 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.6%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.5%
Podjazd był super oznakowany, więcej nie mieliśmy problemu z szukaniem odpowiedniego skrętu, ale zanim zaczęliśmy, zatrzymaliśmy się na bułkę.
Asfalt na podjeździe nas nie zachwycił, cały w rozsypce. Na szczęście nie było jakiś większych stromizn, więc nie było to jakimś problemem. Mimo to dla Arka, który z ubierał się jak na mrozy, okazał się istną katorgą. Gdzieś w połowie się wyrozbierał i trochę odżył.
Na koniec praktycznie całkowicie się wypłaszczyło i ukazał się nam klasztor na szczycie. Tam kilka fotek i jazda na dół.

Klasztor na Mariańskiej Horze

Podjazd pod Mariańską

Wypłaszczenie pod koniec

Klasztor na szczycie
Stare miasto w Lewoczy całkiem ładne, ale niestety kościół akurat był remontowany i zasłonięty rusztowaniem. Objechaliśmy rynek szukając sklepu. Znalazł się jeden malutki. Chciałem się zatrzymać, ale Kubcyk oczywiście miał coś przeciwko.
- Nie, to nie - poddenerwowany ruszyłem dalej.

Lewocza - stare miasto

Kościół i ratusz
6. Góra Kruzok (976 m)
- Długość podjazdu 6 km
- Średnie nachylenie 6.5%
- Przewyższenie: 389 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 9.1%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.1%
Wyjeżdżając z miasta rozpoczął się podjazd, pierwszy etap ruchliwą drogą główną. Na przydrożnej stacji zaopatrzyliśmy się w picie i batony. Później jeszcze kawałek główną i odbicie w lewo. Nachylenie od razu wzrosło, a po spoglądnięciu do tyły, między drzewami zaczęło ukazywać się nam rozpalone niebo. Przyspieszyliśmy natychmiastowo, żeby jak najszybciej wyjechać na otwartą przestrzeń i zobaczyć ten niecodzienny widok.

Uzupełnianie zapasów na stacji
Udało się, zdążyliśmy! Dalsza część podjazdu poszła jak w masło, tak byliśmy zajęci podziwianiem widoków, że praktycznie nie było czuć zmęczenia, mimo, że był to teoretycznie najtrudniejszy podjazd tej wycieczki. Szkoda jedynie, że nie było widać Tatr, prócz podstaw, całe były w chmurach.

Na żywo zapierało dech w piersiach (po prawej Tatry owiane chmurami)





Na szczycie
Słońce schowało się za horyzontem wraz z momentem kiedy osiągnęliśmy szczyt. Przygotowaliśmy lampki i już mieliśmy ruszać, a tu zaczęło padać.
7. Brutovce (881 m)
- Długość podjazdu 5.8 km
- Średnie nachylenie 2.4%
- Przewyższenie: 141 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 4.4%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 5.8%
Z podjazdu pod Brutovce wiele nie pamiętam, było już ciemno, a on nie był jakiś trudny, czy stromy, choćby miejscami. Mimo wszystko poczuliśmy głód. Szczęśliwie na szczycie była ławeczka. Osobiście nie byłem pewien, czy mam jeszcze w plecaku kanapkę z domu. Modląc się otworzyłem plecak: pierwsza komora - nie ma, druga - zapasowe rękawiczki, bluzka, kurtka, kanapka, KANAPKA od mamy! Byłem uratowany.
Na deser jeszcze po batonie przepitym Monsterem.
Zrobiło się zimno, temperatura spadła do 3*C. Zdecydowałem na czas zjazdu ubrać dodatkową koszulkę termoaktywną. Decyzja jak najbardziej trafiona. Na zjeździe zaczął szwankować mi licznik. Jak się później okazało, gryzł się z lampką. Na szczęście przełożenie jej na drugą stronę kierownicy zażegnało tego problemu.

Brutovce, niestety już o ciemku

Odcinek od Slavkova, aż do Lipan odbył się bez większych atrakcji. Tam zaczęliśmy spotykać grupki cyganów, grasujących po nocach, które omijaliśmy szerokim łukiem. W pewnym momencie okazało się, że Kuba zgubił czapkę. Pomimo niebezpieczeństwa zostania ograbionym przez cyganów zawróciliśmy, żeby jej poszukać. Nie znaleźliśmy jej, znalazła się sama, była skitrana gdzieś pomiędzy kaskiem, a kapturem, czy jakoś tak.
8. Puste Pole z Lipan (603 m)
- Długość podjazdu 7.4 km
- Średnie nachylenie 3.0%
- Przewyższenie: 220 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 6%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 7.9%
Podjazd pod Puste Pole był dziwny. Na początku zaczęło padać, a on sam długo się ciągnął, głównie przez to, że złapał nas straszny głód. Nie mieliśmy już jedzenia, a w żadnej miejscowości nie było otwartego sklepu.
W mozolnym tempie osiągnęliśmy szczyt. Zaczęliśmy mieć pewne obawy, bo najbliższe pewne miejsce, gdzie mogliśmy się zaopatrzyć było odległe o dobre 25 kilometrów, Lubowla.
Ku naszemu zdziwieniu, na początku zjazdu po lewej ukazała się nam stacja paliw, a co najlepsze kupiliśmy tam nawet bułki oraz batony.
Moment odzyskaliśmy siły witalne i ruszyliśmy dalej.

Pod stacją paliw


Świeży prowiant
9. Przełęcz Vabec z Lubowli (756 m)
- Długość podjazdu 4.4 km
- Średnie nachylenie 5.0%
- Przewyższenie: 222 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 6.5%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 9.7%
Odcinek do Lubowli przeleciał nam nawet szybko. Miasto przejechaliśmy obwodnicą, omijając tym razem rynek. U podnóża podjazdu pod Vabec zjedliśmy po ostatnim batonie.
Zaczął siąpić deszcz.
W porównaniu do wersji od granicy, podjazd dużo krótszy, lecz z większym średnim nachyleniem. Mnie i Kubie jechało się elegancko, ale Arek niestety bardzo osłabł i przez to tempo podjazdu było wręcz ślimacze. Końcowe dwa kilometry jechał już chyba tylko dzięki sile woli i naszym zapewnieniom, że już niedaleko do szczytu.
Na górze zaczęło lać na całego, mocniej niż wcześniej tego dnia. Dziesięć kilometrów w dół, które mieliśmy nadzieję, że będą przyjemnością okazały się katorgą. Rękawice nam po przemakały, buty też, nawet moje ochraniacze nie dały rady. Praktycznie wszystko prócz korpusu i głów mieliśmy mokre, a dłonie zmarznięte jak lód.

Gotowi do drogi powrotnej
Final był standardowy, po dojechaniu do celu deszcz znacznie zelżył, tak, że tylko lekko siąpiło. Zdarliśmy z siebie przemoczone i brudne bety, przebraliśmy się, a urżnięte rowery z dużą ostrożnością zapakowaliśmy do bagażnika i związaliśmy.
Włączyłem ogrzewanie, żeby dać ulgę zmarzniętym stopom i dłoniom. Ale niestety nie był to jeszcze koniec. Przed nami było jeszcze 75 km do domu.
Jechałem wolno, nawierzchnia mokra, a deszcze ponownie się nasilił. Za Sączem zdecydowałem się na krótki postój, bo zaczęło mnie zbierać spanie. Zatrzymałem się na poboczu, a po kilku sekundach byliśmy świadkami czegoś dziwnego. Auto jakby się zatrzęsło, tak jakby ktoś chciał je przewrócić. Natychmiast dałem w pizdę i pojechaliśmy dalej. Rozbudzeni.
Koło pierwszej byliśmy w Libuszy. Zostawiłem Arka u mnie, wzięliśmy rzeczy Kuby i pojechałem go odstawić. Arka odstawiłem dopiero rano.
Przed drugą byłem w miarę obrobiony, ogarnięcie całego burdelu zostawiłem na rano, wyjąłem tylko mokre rzeczy z auta, żeby się nie zaśmierdziały.
Zmęczeni, śpiący, ale spełnieni i szczęśliwi poszliśmy spać.
temp. 3 - 10 C
Kategoria 200 - 300 km, 2015, Dniem, Fotorelacje, Kellys Scarpe, Nocą, Przejażdżki, Z kimś
- DST 51.67km
- Teren 6.00km
- Czas 03:10
- VAVG 16.32km/h
- VMAX 61.08km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 792m
- Sprzęt Kellys Scarpe
- Aktywność Jazda na rowerze
Maślana Góra w jesiennych barwach
Poniedziałek, 19 października 2015 · dodano: 04.11.2015 | Komentarze 0
Mglisty poranek i zimny, ale wg zapowiedzi ma być ładnie. Mam ochotę na Maślaną Górę, biorę więc Roberta i jedziemy. Do Gorlic ciągniemy bocznymi drogami przez Kobylankę - Pustki. Przyjemne lekkie hopki, miejscami przez las. Do Gorlic wlatujemy ulicą Sosnową. Na światłach przy głównej odbijamy w lewo i jedziemy w kierunku Ropicy. W mieście mgła trochę rzadsza, nawet momentami przebija się słońce. Po wyjechaniu na obrzeża sytuacja jednak szybko wraca do normy.
Po kilku kilometrach ruchliwą 28-ósemką skręcamy w prawo, na Bieśnik. Od mostu nad Ropą zaczynamy podjazd. Na początku bardzo lekko, po drodze kilka hopek. Im wyżej, tym mgła rzadsza, aż w Bystrej ustępuje całkowicie. Wychodzi słońce i od razu robi się przyjemniej. Po lewej ukazuje się nam Maślana, jeszcze w chmurach. Końcówka pod przełęcz jest najstromsza + zły asfalt. Robert musi nawet zrobić krótki postój. Przy okazji się trochę rozbieramy. Z przełęczy widok na obie stromy całkiem różny. Wschodnia - całkowicie zamglona, zachodnia - stosunkowo przejrzysta.
Bieśnik z Ropicy Polskiej (508 m)
- Długość podjazdu 6.4 km
- Średnie nachylenie 3.2%
- Przewyższenie: 207 m
- Maksymalne nachylenie na 1 km: 7.5%
- Maksymalne nachylenie na 100 m: 11.3%
Odbijamy w lewo, w kilometr asfaltem i wjeżdżamy na właściwą część dzisiejszej trasy - w teren. Las o tej porze roku wygląda pięknie, do tego słońce i błękit nieba, idealna kombinacja. Droga usypana jest tłuczniem, więc pod górę jedzie się nawet ok, lecz można zapomnieć o szybkich zjazdach. Po wielu zakrętasach i hopkach docieramy na szczyt - 753 m. Tam oczywiście witają nas dwa owczarki pilnujące przekaźnika. Robimy kilka fotek, odpoczywamy chwilę na pniaczkach i pora wracać.
Zjeżdżamy alternatywną drogą do Szymbarku. Długi odcinek oczywiście w terenie, na jednej z polan zatrzymujemy się, gdyż pięknie widać sąsiednie górki, całe owiane mgłą. Po drodze, na wertepach Robert gubi przednią lampkę. Pod koniec ukazuje się nam Góra Chełm, a my wjeżdżamy na asfalt i do głównej włączamy się przy sklepie Arka. Tam w lewo i do Gorlic 28-ósemką.
Końcówka również przez Kobylankę, tyle, że z małą wariacją, mianowicie docieramy do centrum i tam odbijamy w lewo. Tam przy prędkości około 30 km/h doczepiają się do nas dwa, na szczęście małe psy. Ja jadę pierwszy te ustawiają się między nami i jeden niefortunnie wpada Robertowi pod koła, wywracając go. Agresywne szczekanie przeradza się w skomlenie, wypierdki uciekają, a Robert podnosi się z gleby. Na szczęście nic tylko trochę się obił... i rozdarł jedną z rękawiczek, które mu pożyczyłem, eh. Jeden plus całej sytuacji jest taki, że pokarało tego kajtka. Lubię psy, ale nie mogę strawić agresorów puszczonych luzem. Żałuję, że nie zdążyłem ich potraktować gazem.
max. wys. 753 m
temp. 8 - 13 C

Maślana widziana z domu

Hopka podczas podjazdu pod Bieśnik

Maślana w chmurach

Końcowa stromizna

Z przełęczy, zachód

Z przełęczy wschód

Podjazd pod Maślaną

Polska złota jesień

Trzeba uważać na rynienki


Już szczyt

Przekaźnik na szczycie



Siedząc na pniaczku


Przymglone góry


Ruchliwa 28
Kategoria 2015, 50 - 100 km, Dniem, Fotorelacje, Na luzie, Przejażdżki, Z kimś